IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Cmentarz Highgate

Go down 
4 posters
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
Edric

Edric


Liczba postów : 118
Join date : 14/02/2014

Cmentarz Highgate - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz Highgate   Cmentarz Highgate - Page 2 EmptySob Lip 26, 2014 9:45 pm

Zapewne brzmiałoby dość dziwnie i może nawet trochę niepokojąco, gdyby powiedział komukolwiek prost, że lubi cmentarze. Nie takie zwykłe rzecz jasna, ale te w stylu Highgate.
O wiele bardziej przypominały parki i tak też niektórzy zwykli je traktować. Przynajmniej za dnia. Nocą rzecz jasna tereny tego rodzaju miejsc były zazwyczaj zamykane, choć osobiście uważał iż było to nie do końca słuszne. Cmentarze nocą miały swój własny, niepowtarzalny klimat. Było co prawda trochę strasznie przebywać terenie jednego z nich samemu, ale mógł swobodnie potwierdzić, że i to w jakiś sposób mu się podoba.
Odetchnął cicho, kiedy wychodząc ponownie uderzył w niego lekki powiew wiatru. Nie dane jednak było mu nacieszyć się tym uczuciem przez paraliż, jaki objął jego ciało w chwilę później, zaś lodowaty dreszcz gwałtownie przebiegł po całym ciele, stawiając przy okazji dęba włoski na karku.
Nie bał się ciemności. Nie bał się też wizji spotkania wyłaniającej się z niej poczwary, duchów ani niczego co związane z typowymi dla horrorów widziadłami. Niemniej, wpaść znienacka na istotę ludzką, która nie dość, że zachodzi go bezszelestnie od tyłu, to jeszcze przykłada do szyi coś metalowego, co najprawdopodobniej było nożem lub innym, ostrym przedmiotem... Niemalże było w stanie przyprawić go o zawał na miejscu.
Nie mogąc wydać z siebie żadnego sensownego dźwięku, jedynie złapał oddech z cichym świstem, w uszach słysząc dudnienie własnego serca, które niemalże boleśnie obijało się teraz o żebra. Ogarnęło go uczucie skrajnej paniki. Nie miał najbledszego pojęcia co powinien zrobić w sytuacji takiej jak ta. Jak zareagować? Co powiedzieć, lub o czym w ogóle nie wspominać? Nie wiedział. Początkową pustkę w głowię, naraz zalał chaos napływających myśli. Totalny chaos. Głos nieznajomego mężczyzny odbijał się we wnętrzu czaszki echem. Czyżby to było właśnie to „tajemnicze stworzenie” rozkopujące groby? Zwykły człowiek? A może wcale nie taki zwykły? Chciał przekręcić głowę i spojrzeć na stojącego za nim osobnika, lecz co jeśli miał do czynienia z jakimś psychopatą? Co jeśli sprowokuje go w ten sposób do poderżnięcia gardła? Dobrzy bogowie! Tak, szukał wrażeń! Ale nie tego typu!
Nerwowo i z niemałym przy tym trudem przełknął ślinkę. Czuł silny zapach papierosów. Normalnie owy wcale mu nie przeszkadzał. Sam nigdy nie palił i palić nie planował, aczkolwiek jakimś trafem okazało się, że sam zapach dymu papierosowego w dziwny sposób przypada mu do gustu. Jednakowoż teraz... Przyprawiał go o mdłości. A może to tylko dławiący strach? Ciężko było orzec.
- N-Nie. J-Ja tylko... – udało mu się wystękać, choć szybko urwał, czując jak ręka dotąd przytrzymująca jego ciuchy, ląduje na pasku spodni. - Hah...?! – ciarki przeszły go raz powtórny, a latarka niemalże wymsknęła się z dłoni, kiedy ta zadrżała impulsywnie. Nie wiedział czego się spodziewać, lecz gdyby miało dojść do czegoś „dziwnego”, wolał zaryzykować próbą odtrącenia noża i ucieczki niż biernie pozwalać tamtemu na... Na cokolwiek zamierzał... Lecz i tu czekała widać ich obu tym razem niespodzianka. Wstrzymał oddech, nie ze względu na polecenie zachowania ciszy kiedy jakiś inny zgoła dźwięk dotarł do ich uszu, ale bezwarunkowy odruch.
Stojąc dalej nieruchomo i odnosząc wrażenie, że z tego całego oszołomienia zaczyna mu się nieznacznie kręcić w głowie, pozwolił na wyłączenie swojej latarki. Spróbował uspokoić oddech.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Cmentarz Highgate - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz Highgate   Cmentarz Highgate - Page 2 EmptySro Wrz 03, 2014 10:41 pm

Dante szybko rozważał, co powinni zrobić. Nie, co ON powinien zrobić. Zwierz niszczący groby był ciekawszy od nastolatka, nawet, jeśli można było tego drugiego w jakiś pożyteczny sposób wykorzystać. Nie zamierzał ciągnąć szczeniaka za sobą, chociaż ten mógłby ostatecznie przydać się jako przynęta. Brunet jednak nie miał ochoty na przymusową opiekę nad dzieciakiem. Edric już dygotał i jąkał się w przerażeniu, kto wie, co byłby gotów zrobić w przypadku kompletnie NIEREALNEGO zagrożenia? Takiego, które okazałoby się zbyt silne i zbyt groźne?
Nie, Arrow nie zamierzał robić sobie większych problemów. Wcisnął fioletowowłosemu latarkę w dłoń i nachylił się bardziej, by szepnąć mu na ucho:
- Zwijaj się stąd, dzieciaku. To nie jest miejsce dla tchórzów, a już na pewno nie o tej porze - mruknął i odsunął się. Wyminął swoją niedoszłą ofiarę bez przejęcia, nie chowając noża do kieszeni, a jedynie przysuwając bliżej swojego ciała, równolegle do prawego boku, by w odpowiedniej chwili mógł zareagować. Przygryzł wargę, starannie dobierając punkty w podłożu, na których opierał ciężar ciała. Nie mógł się w żaden sposób zdradzić, dlatego nawet jeszcze spojrzał za siebie i rzucił groźne spojrzenie nastolatkowi. Było dość ciemno, dlatego zaraz po obróceniu głowy z powrotem w kierunku źródła hałasu doszedł do wniosku, że mógł pozostać niezrozumiany w swoim przekazie. Wzruszył do siebie ramionami, kontynuując bezszelestne przemieszczanie. W tym momencie dziękował niebiosom za fakt, że na cmentarzu panował ogólny mrok, a oni znajdowali się w części, gdzie dominowały duże nagrobki z jeszcze większymi figurami aniołów, Jezusów i innych cudów.
Dante nie był wierzący, ale jak tak się ukrywał za kolejnymi posągami, doszedł do wniosku, że ci wszyscy ludzie chcieli sobie coś udowodnić. Nie przypuszczał jednak, by od wielkości rzeźby i drogocenności kamienia zależało czyjeś zbawienie. Chyba, że tego, który czuł się winny śmierci danej osoby.
Brunet nie zamierzał ani nikogo zabijać, ani nikogo chować. Nie dzisiaj. Dzisiaj chciał po prostu trochę adrenaliny i trochę zapomnienia. Dostał i to i to, a nawet znalazł się na krawędzi śmierci, dzięki uprzejmości wspaniałego i cudownego szczęścia. Niektórzy uważają, że karma zawsze do nas wróci. Niestety, ale nie mylili się tak bardzo w tej kwestii.
Dwudziestojednolatek dostrzegł w końcu ruch przy jednym z obszerniejszych grobowców. Z niesmakiem dostrzegł dwie łopaty, które całkiem sprawnie odrzucały kolejne hałdy ziemi. A tam, gdzie były przedmioty, tam i musiały być trzymające je ręce. A gdzie ręce - tam i reszta korpusu. Dante nie ucieszył się wcale z tego wniosku. Nie za bardzo wiedział, co mógłby zrobić z dwoma hienami cmentarnymi. Policji nie wezwie, bo unikał ich jak mógł, sam też nie będzie się porywał, bo i to nie jego biznes, po co ktoś grzebie w czyichś szczątkach… Właściwie najlepszym rozwiązaniem było obrócić się na pięcie i możliwie szybko, a przy tym i bezszelestnie, zniknąć z pola widzenia tamtych oprychów. Brunet nie miał zwyczaju uciekania przed niczym, dodatkowo był ciekaw, jak też oni tuszują swoje ślady, by podejrzenia schodziły na wielkie zwierzę… Ale posiadał też zdrowy rozsądek. A mówił on całkiem jasno, by nie pakował się w niepotrzebne kłopoty.
Młody mafiozo naprawdę zamierzał się do niego dostosować. Powoli ruszył do tyłu, całkiem bezszelestnie zresztą, niestety jednak w tym momencie pech dał o sobie znać.
- Ty, kurwa, ten anioł się rusza, widzisz to, Krzywy?
- Co ty pierdolisz, człowieku? Anioły się nie ruszają, to jakiś złamas jest!
Dante zaklął w myślach, ściskając odruchowo mocniej nóż i przyspieszając kroku. O ile pierwszy mężczyzna mówił jeszcze cicho, o tyle drugi już niekoniecznie. Miał niestety rację i był tego świadom, a do tego postanowił rzeczonemu “złamasowi” pokazać, gdzie raki zimują. Okolczykowany dwudziestojednolatek z jednym by sobie poradził. Z dwoma od biedy też, gdyby nie zaatakowali go razem. Ale nie z trzecim, który nagle znalazł się przy jego boku, wyskakując zza jakiejś Maryi, i z rozmachu uderzając ofiarę prosto w twarz.
Jedna tajemnica została rozwiązana - miał w dłoniach coś, co do złudzenia przypominało kijki z ostrymi pazurami. Oto, czym ukrywali swoje poczynania. Mlody Arrow wcale nie ucieszył się na tę myśl, bo uderzenie spowodowało kompletnie zaciemnienie obrazu. Zaraz przyszło kolejne uderzenie, tym razem, sądząc po bolącej powierzchni, z łopaty, prosto w brzuch. Ofiara skuliła się bezwładnie, a wraz z kolejnymi ciosami znalazła na ziemi. Nóż wbił się w ziemię, nieprzydatny do niczego w przypadku zwykłej, chamskiej siły.
- Patrz, skurwiel miał nóż!
- No, teraz tym wiele nie zdziała. Przynajmniej nie będzie miał daleko do grobu!
Przez myśl bruneta przeszedł pojedynczy impuls - zapragnął zwrócić tym trzem debilom uwagę, że ich kawały nie byłyby śmieszne nawet w filmie z Adamem Sandlerem. Ostatni cios, prosto w krzyż, wybił z jego umysłu resztkę racjonalnych myśli. Pogrążył się na dobre w ciemności, przynajmniej przez chwilę nie wiedząc, jak bardzo go pokiereszowali. Tyle dobrego, że nie trafił na zabójców, a NIEMAL nieszkodliwych i pół pijanych gnojków z nadmiarem wolnego czasu, którzy jednak zdecydowali się szybko opuścić teren cmentarza. Skoro był jeden bojownik, to może gdzieś w pobliżu czaili się kolejni? To, że ten jeden zdecydował się nie krzyczeć o pomoc, było jedynie kwestią szczęścia.
Oni akurat tej nocy je mieli, czego nie dało się powiedzieć o pobitym mężczyźnie, leżącymi częściowo na płycie, a częściowo na rozbitej donicy z kwiatami.
Powrót do góry Go down
Edric

Edric


Liczba postów : 118
Join date : 14/02/2014

Cmentarz Highgate - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz Highgate   Cmentarz Highgate - Page 2 EmptyCzw Wrz 04, 2014 6:15 pm

Wolną dłoń zacisnął w pięść aż zbielały mu knykcie, co w ciemności naturalnie nie mogłoby zostać zauważalne nawet gdyby usilnie próbować się temu przyjrzeć.
Mógł wykorzystać tę sytuację. Mógł odepchnąć rękę stojącego za nim mężczyzny dopóki ten skupiony był na tajemniczych odgłosach, a łokciem drugiej ręki wymierzyć mu w twarz lub splot słoneczny dla pewności, że nie spróbuje go ścigać gdy już w następnej chwili zerwie się do ucieczki. Wymagało to znacznej szybkości działania, ale z tym miał jeszcze realne szanse żeby sobie poradzić. Oczywiście, że sam również był ciekaw! W normalnych okolicznościach nigdy nie zaprzepaściłby podobnej szansy i czym prędzej ruszył to sprawdzić, ale bądźmy szczerzy... Obecne okoliczności zbyt dalekie były od określanych zazwyczaj mianem „normalnych”.
Zanim jednak zdołał podjąć decyzję, że o wykonaniu domniemanej nie wspominając, został uwolniony. Ot tak po prostu. Zupełnie jak gdyby niedoszły agresor stracił nim zainteresowanie. Nie żeby narzekał, co to to nie! Matko jedyna, jak wielka była jego ulga! Niemal zaśmiał się nerwowo kiedy dostał sposobność na nowo zacisnąć palce drugiej ręki na drobnej, podręcznej latarce. Co prawda bycie porównanym do tchórza godziło w jego męską dumę, ale na pewno nie na tyle, żeby się teraz o to spierać czy jakkolwiek opóźniać naglącą potrzebę zwiększenia dystansu między nimi. Odetchnął jedynie pod nosem, odczekał nieruchomo aż tamten odejdzie kilka kroków, po czym nawet się za sobą nie oglądając, czmychnął praktycznie bezszelestnie w kierunku najbliższych krzaków. To swoją droga doprawdy niesamowite jak cichy potrafił być nie tylko chód Edrica, ale i taki bieg na pełnym gazie. Na tę konkretnie chwilę, kompletnie zapomniał o wszelkim bólu w nodze. Adrenalina widocznie dalej szalała.
Uskoczył między chasioki i tam też się zatrzymał, opadając twardo na zadek. Serce ani myślało poprzestać na swoich dzikich wariacjach, lecz obecnie nie umiał  się tym tym jakoś specjalnie przejąć. Niech bansi, niech densi, niech odwala takie cyrki o jakich tylko mu się marzyło! Miało pozwolenie, bo wreszcie czuł się bezpieczny. Nie... Jeszcze nie. W dalszym ciągu znajdował się na terenie cmentarza. Dopóki jego nogi stąpały po jego ziemi, nie mógł być niczego pewien. Nie chciał więcej natykać się na uzbrojonych w noże ludzi. Jak na jedną noc, dość mu przeżyć. Niestety, wyglądało na to, że los miał dla niego jeszcze jedną niespodziankę. A przecież naprawdę zamierzał unikać kłopotów. Jak to jest, że te go wiecznie odnajdują?!
Gdy już wreszcie gotów był podnieść się i z zachowaniem pełni ostrożności oraz ciszy, przetransportować się jak najszybciej w stronę najbliższej bramy, w miejscu zatrzymały go ludzkie głosy. Więcej niż jeden. Męskie, podniesione głosy. Z początku nie potrafił rozpoznać konkretnych słów. Czyżby znajomi nożownika z wcześniej? Zdaje się, że dobiegały od strony w którą się udał... Niezależnie od tego kim byli, Edric mógł śmiało zakładać, że doszło między nimi do kłótni, przepychanki, lub po prostu urządzali sobie dewastatorskie zabawy, zwłaszcza biorąc pod uwagę odgłos tłuczonej w którymś momencie porcelany czy czegoś zgoła podobnego. Niedobrze... Powinien czmychnąć dopóki byli zajęci. Zamiast tego, czekał, w dalszym ciągu ukrywając się w mroku zarośli. Nagła cisza zaniepokoiła go, lecz jak się okazało, nie miała trwać długo. Musieli kierować się w jego stronę, choć raczej nie wprost na kryjówkę nastolatka.
- Pięknie, kurwa! Po prostu cudownie! – dotarł do jego uszu pierwszy z głosów. Mężczyzna brzmiał na głęboko poirytowanego.
- Za bardzo się przejmujesz, stary. To tylko jeden szczyl. Dostał nauczkę, nie? Więcej kręcić na pewno się tu nie będzie. Nie miał nawet czasu żeby przyjrzeć się naszym twarzom, więc jesteśmy dalej czyści, tak? – odezwał się inny, na co ten pierwszy prychnął, bynajmniej niepocieszony.
- Gówno mnie obchodzi ile widział! Przez tego zajebańca wracamy z pustymi rękami! Trzeba było dobić skurwiela! Teraz zostaje już tylko zmiana miejsca!
Edric ostrożnie przeszedł w kucki, zapewne mimowolnie blednąć. Dobrze słyszał? Pobili... Kogoś? „Tamtego” faceta? Z pewnością nie było go razem z tymi. Nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Rozpoznałby po głosie.
Kensal Green? – zaproponował znowu drugi, najwyraźniej nie tracąc animuszu.
Nie ma to jak zapieprzać kolejne pół miasta... Pierdole taki biznes! Billy, zasrańcu, to tobie powinniśmy spuścić za to wpierdol! Mówiłem ci chyba wyraźnie, że masz mieć na wszystko oko kiedy będziemy kopać?!
A zatem trzech. Było ich trzech...
- Więc pozbądźmy się go. – do pozostałych faktycznie dołączył zaraz kolejny, dotąd nieudzielający się głos. Gruby baryton, przez który odnosiło się wrażenie, że posiadacz podobnego musi być wysokim, muskularnym osiłkiem. Najlepiej łysym lu bardzo krótko ostrzyżonym i z dziarą albo dwiema na jednej łapie. Aczkolwiek wyjść mogło przecież wręcz na odwrót. Niemniej, nie widząc jegomościa, odnosiło się takie a nie inne wrażenie. Z tego powodu oraz świadomości znaczenia wypowiadanych przy okazji słów, Edric wzdrygnął się i zacisnął mocno usta.
- Co...?
- Wywieźmy gdzieś. Nie będzie świadków - nie będzie problemu. Mylę się? – nazwany jakiś czas temu najpewniej „Billym”, wydawał się spokojny. Niebezpiecznie spokojny. Nie robił sobie jaj. Naprawdę miał na myśli to co mówił i bardzo możliwe iż w domyśle znacznie więcej.
Co powinien zrobić...? Co mógł w ogóle zrobić?! Zadzwonić na policję? Z pewnością byłoby to właściwe rozwiązanie, ale jeśli teraz zacznie mówić choćby i szeptem, istniała zbyt duża szansa na przyłapanie go. A zatem oddalić się cichaczem i dopiero wówczas-... Nie. Dalej źle, dalej nie tak. Tamci nie będą marnować czasu. To kwestia minut, gdy skończą swoją dyskusję... A gdy skończą, uwiną się znacznie szybciej niż policja. I co wtedy? Edric miał w głowie prawdziwy mętlik. Przebiegły mu przez nią przeróżne pomysły, ale żadnej metody nie mógł być pewien. Wiedział tylko, że nie jest w stanie tak po prostu tego zostawić, zwiać i udawać, że nic się nie wydarzyło. Gdzieś tam leżał zapewne ranny człowieka, któremu los gotował jeszcze gorsze kłopoty!
Wtem zaświtała mu pewna wizja wspomnienia sprzed dwóch lat. Wciąż miał na telefonie nagraną ścieżkę dźwiękową z tamtego incydentu. Było to niemniej spore ryzyko. Nierozważne. Jeśli coś pójdzie nie tak...
- "Tak to rozwaga czyni nas tchórzami"  – odezwał się do siebie praktycznie bezgłośnie, wspominając przy okazji słowa napastującego go człowieka, przez którego teraz najwyraźniej zamierzał zaryzykować własnym zdrowiem dla realizacji powstałego na nowo raz drugi pomysłu.. Musiał się nieźle stresować, skoro już cytował sobie Hamleta. Akt trzeci. Trzech mężczyzn. I on, jeden, chudy licealista, zamierzający posłużyć się telefonem jako jedyną bronią. Co za szaleństwo.
"Choć to szaleństwo, jest w nim przecie metoda." Dalej Shakespeare, huh? Jakie patetyczne.
Złapał głębszy wdech i sięgnął do kieszeni po komórkę. Przygasił ją nieco, przysłaniając ręka monitor. W pośpiechu szukał odpowiedniego pliku.
- Posrało was obu?! Chcecie jeszcze beknąć za coś takiego?!
- Czego się spinasz? Nikt się nie dowie! Gnój wyglądał mi na takiego, co to go nawet nie będą próbowali szuka-... Co to, kurwa, było?!
Edric nie mógł widzieć jak jeden z gangu hien cmentarnych aż podskoczył, kiedy ten wreszcie  odpalił nagranie. Nagranie nosiło nazwę „wściekły pies” nie bez powodu. Odgłosy głuchych, ochrypłych warkotów, sapania i innych, typowych dla zwierzęcia rodem z horroru odzewów rozbrzmiały po okolicy. Sam zaczął przy tym, przechodząc na chwile na czworaka, przechadzać się między krzakami aby wolną ręką zaczepiać o możliwie jak najwięcej gałęzi, szeleszcząc i łamiąc je opętańczo. Dzięki niech będą niebiosom, że cwaniaczki nie byli z tych, którzy czują się zbyt pewnie tylko dzięki łopatom i kijom w łapskach, gotowi stanąć naprzeciwko nieznanej bestii. Zamiast tego, w towarzystwie przekleństw i średnio zrozumiałych okrzyków, najzwyczajniej w świecie rzucili się do ucieczki. Musiało minąć trochę czasu, zanim osiemnastolatek zdecydował się spauzować i sam wygrzebując z zarośli, kuśtykając skierował się tak szybko jak to możliwe w stronę z której najpewniej przyszli złodzieje. O dziwo miał to szczęście, że odnalezienie „miejsca zbrodni” nie zajęło mu wiele czasu.
- O nie... – jęknął cicho i ignorując palący ból w nodze, która zdążył już ładnie tym wszystkim nadwyrężyć, doskoczył do poturbowanego. Przyklęknął przy nim i nie marnując czasu na bezsensowną panikę, na którą w podobnych sytuacjach nie było czasu, sprawdził mu oddech odraz puls. Całe szczęście zarówno jedno jak i drugie wydawało się być w porządku. Ale jaką  miał na dobrą sprawę pewność, że nie doszło do poważnych złamań, pęknięć lub urazu głowy?  Powinien zadzwonić po karetkę... I zrobi to. Jednak najpierw spróbował nawiązać z rannym jakikolwiek kontakt. Dlatego włączył na nowo latarkę, odłożył ją bok,tak, aby oświetlała mu dobrze leżącego na zimnym kamieniu mężczyznę lecz nie oślepiała żadnego z nich, a następnie złapał lekko za ramiona i potrząsnął delikatnie.
- Obudź się. S-Słyszysz mnie...? Zaraz zadzwonię po pomoc, więc ocknij się, proszę. Musisz mi powiedzieć jak się czujesz. Obudź się. – powtarzał raz za razem, stawiając na wyjątkowo stanowczy ton. Jasne, że był przestraszony! Kto by niby nie był na jego miejscu?! Mimo to, wiedział jak zachować zimną krew.
Wreszcie odciągnął jedną rękę i sięgnął znowu po porzucony obok telefon. Oczywiście opatrzy go w miarę możliwości tutaj na miejscu, ale najpierw karetka...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Cmentarz Highgate - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz Highgate   Cmentarz Highgate - Page 2 EmptyCzw Wrz 04, 2014 10:07 pm

Młody mafiozo, któremu dało radę trzech osiłków na cmentarzu nie mógł być z siebie dumny. Zawalił sprawę kompletnie, zachowując się jak zwykły młokos, a nie syn TEGO Arrowa. Oczywiście, teoretycznie ludzie na jego stanowisku nie zajmowali się brudną robotą, a już na pewno nie lali z podrzędnymi złodziejaszkami, ale fakt pozostawał faktem – zawalił na pełnej linii. Na szczęście stracił przytomność w trakcie tych rozważań i odpłynął do krainy, w której nie czuł żadnego bólu. Nie był świadom dalszych zdarzeń na cmentarzu, a przybycie nastolatka, którego jeszcze chwilę wcześniej zastraszał, pozostało bez odzewu.
Nie wyglądał dobrze, nawet w ciemności. Dostał łopatą w brzuch i krzyż, kilka kopniaków w bok, a głowa była zakrwawiona od uderzeń „łapami” i rozbicia wazonu. Czarne, postawione wcześniej na żelu włosy sklejone były głównie czerwoną cieczą, spływającą nie tylko po podłożu i czaszce, ale również ramionach. Gdy Edric za nie złapał, musiał się pobrudzić. Wniosek, że Dante poniósł poważne urazy, szczególnie głowy, wydawał się całkiem logiczny w takiej sytuacji. Miał zamknięte oczy i zabrudzoną od kurzu i ziemi twarz. Przez dłuższą chwilę nie reagował na próby przywrócenia go do rzeczywistości, chociaż klatka piersiowa unosiła się delikatnie, świadcząc o próbach dotlenienia organizmu. Dwudziestojednolatek stęknął w momencie, gdy ponownie wylądował na płycie grobowca, niezbyt delikatnie odłożony. Poruszył się niespokojnie, mamrocząc pod nosem soczystą wiązankę przekleństw, której nie powstydziliby się nawet jego oprawcy. Kilkoma chaotycznymi ruchami sięgnął pod swoje plecy i wyciągnął spod nich wyjątkowo duży i irytujący kawałek dzbana. Zacisnął usta w wąską linię, by zaraz po prostu wgryźć się w dolną wargę. Bolało jak skurwysyn, ale starą, wojskową metodą było skupienie na chwilę źródła bólu w innym miejscu. Przegryzione do krwi usta były idealnym odwróceniem uwagi. Brunet wytarł twarz z krwi i otworzył oczy, próbując skupić wzrok na swoim wybawicielu.
- Ty…? - wyjąkał z zaskoczeniem, zaraz głośniej jęcząc. Nie próbował się już więcej poruszać, bo ból uderzył do niego z taką siłą, że wycisnął z oczu łzy. Zagrożenie złamaniem było aż nazbyt realne, by chciał ryzykować pogorszenie swojego stanu. Zamrugał intensywnie powiekami, próbując uspokoić oddech i brać jak najmniejsze wdechy, które nie powodowałyby bólu w górnych partiach ciała.
- Kurwa mać… - Wyrzucił z siebie, wbijając palce do wnętrza dłoni. Od utraty krwi znowu zaczęło mu ciemnieć przed oczami, a zawroty głowy uczyniły skupienie wzroku na fioletowowłosym nierealnym wyzwaniem.
Odetchnął ciężko.
- Jak się czuję? Zajebiście CHUJOWO. - Wycedził wściekle, wykorzystując nadarzającą się sposobność, by na kimś wyładować niezadowolenie. Im parszywiej było, tym bardziej się pogrążał. Zamrugał intensywnie oczami, próbując dostrzec, co też jego wybawiciel robi. Gdy bardziej domyślił się, niż dostrzegł, że ten dzwoni po pomoc, szarpnął się i wydał z siebie stłumiony okrzyk bólu.
- Zwariowałeś? Ofiarę pobicia zgłaszać, w środku nocy, na zamkniętym cmentarzu? - Wymamrotał przez ściśnięte usta, posyłając mordercze spojrzenie w miejsce, gdzie mniej więcej powinien znajdować się Eric. - Zamiast na pogotowiu, znajdziemy się w areszcie!
Pomysł nastolatka może i nie był najlepszy w tej sytuacji, ale również Arrow nie wykazał się intelektem. Na jego usprawiedliwienie można jedynie powiedzieć, że kilkakrotnie oberwał w głowę i mógł nie myśleć jasno. Edric jednak nie mógł przenieść ofiary poza obręb cmentarza. Po pierwsze, wykraczało to poza jego możliwości fizyczne, a po drugie, wiązało się z pogłębieniem urazów. Nie wiedzieli też, czy brunet przypadkiem nie ma czegoś złamanego. I w końcu - ślady po bójce były właśnie w tym miejscu, na grobie jakiegoś artysty. Wraz z jego krwią, a co za tym szło - DNA, które na pewno znajdowało się w bazie danych policji.
Do Dantego w końcu to dotarło. Skrzywił się jeszcze bardziej i minimalnie pokręcił głową.
- Dobra, zapomnij. Dzwoń - mruknął, wydając z siebie zmieszane jęki, stęknięcia i syknięcia bólu. Nie widział już kompletnie niczego i sam nie wiedział, czy to była dobra oznaka, czy zła. Utrata przyjemności przy tych wrażeniach zdawała się być zbawieniem, a nie karą.
Powrót do góry Go down
Edric

Edric


Liczba postów : 118
Join date : 14/02/2014

Cmentarz Highgate - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz Highgate   Cmentarz Highgate - Page 2 EmptyPią Wrz 05, 2014 2:56 pm

Już w świetle samego księżyca nie wyglądał najlepiej, co tu dopiero więc mówić kiedy światło latarki dodało ujawniło wszelkie szczegóły brutalności z jaką postąpiono względem leżące na zimnej płycie osobnika. Krew lejąca się z głowy, której obrażenia – przynajmniej zewnętrznie – wydawały się być już na pierwszy rzut oka niepokojąco poważne sprawiła, że serce Edrica znowu podeszło mu do gardła, jednak tym razem w obawie nie własne, a nieznajomego mężczyzny życie i zdrowie. Nawet jeśli ten sam, jeszcze przed parunastoma minuty stanowił dla niego zagrożenie numer jeden. Bo czy naprawdę tylko z tego powodu miał zostawić kogoś rannego na pastwę losu? Jasne, istnieli na tym świecie ludzie, którzy postąpiliby właśnie w taki sposób, bez cienia skrupułów czy wyrzutów po fakcie, jednak on z pewnością do takowych nie należał. Sojusznik czy wróg – w sytuacjach takich ja ta, nie miało to dla niego absolutnie żadnego znaczenia. Należał do ludzi miękkich i nad wyraz opiekuńczych, troszczących się o coś więcej niż tylko i wyłącznie obręb własnej dupy. Kwestia wrodzonych cech po ojcu oraz wychowania w naprawdę ogromnej, wielodzietnej rodzinie, w której zwyczajowo wykorzystują cię do opieki nad zgrają maluchów.
Starając się przywrócić przytomność okolczykowanemu, jak na oko wcale niewiele starszemu mężczyźnie, wytrwale usiłował ignorować lepkość między palcami.
Okrutne... Przed dwoma dni sam został dość dotkliwie poturbowany przez wyższych rocznikiem uczniów, czego skutki dalej były wyczuwalne na ciele (zwłaszcza w nodze), jednak żeby posunąć się do tego stopnia...?
Całe szczęście, brunet wkrótce zaczął dochodzić do siebie. Przynajmniej jeśli mowa o wracaniu świadomości, bo nadprzyrodzonej umiejętności przyspieszonej regeneracji raczej nie posiadał. Tyle zresztą w zupełności wystarczyło, aby niewielki kawałek kamienia spadł osiemnastolatkowi z serca. Zwłaszcza, że wyglądało na to iż do tragicznego urazu kręgosłupa nie doszło – mógł się wszakże poruszać, choć z oczywistych względów niemrawo. Nie był rzecz jasna lekarzem i powiedzieć tego nie mógł na sto procent, co nie znaczyło, że nie poczuł się lepiej. Co prawda salwa przekleństw niejednemu odebrałaby mowę, ale teraz stanowiła całkiem niezły dowód na jaką taką przytomność umysłu. Już otwierał usta, chcąc się doń zwrócić, gdy uwagę przykuło sięgnięcie ręką za siebie. Bogowie...! Czy on przez cały czas na tym leżał?!
- P-Przepraszam. Nie zauważyłem tego. - niby też nie miał jak. - Nie powinieneś się teraz ruszać. Leż spokojnie, proszę.
Widok wykrzywiającej się z bólu twarzy, z pewnością dodawał mu do stresu i zmartwienia, aczkolwiek brak problemu w nawiązaniu kontaktu z mężczyzną był z pewnością dobrym znakiem. Nie przejmował się złością z jaką się do niego zwracał. Najważniejsze, że zdawał się być przy tym przytomny.
- Haha... Podejrzewam... – zaśmiał się sztucznie na uzyskaną odpowiedź, najwyraźniej chcąc samemu sobie dodać nieco więcej pewności. - Będzie dobrze. Zaraz wezwę pomoc, więc do tego czasu-... CO TY WYPRAWIASZ?! – widząc jak ten usiłuje się poderwać czy cokolwiek było jego zamiarem w tym gwałtownym ruchu, znowu złapał go pospiesznie za ramionę i spróbował przytrzymać w miejscu, a przy okazji nie upuścić telefonu. Nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Czy ten głupiec w ogóle zdawał sobie sprawę z tego co mogło mu grozić? Może i ostatnim czego pragnął Edric było tłumaczenie się policji z zaistniałego zdarzenia, ale co do licha miało tutaj większy priorytet?! Problemy ze służbami mundurowymi czy ludzkie życie? Dla niego wybór był oczywisty. Dlatego niedorzeczność problemu Dantego wyprowadziła go na chwilę z równowagi. Na wiecznie łagodnej twarzy, wymalowała się złość.
Czyś ty oszalał, skończony idioto?! Której części z „leż spokojnie” nie zrozumiałeś?! Masz pojęcie jak poważny może być twój stan?! – wybuchnął niespodziewanie ostro, zamierzając komuś tutaj przemówić do rozsądku. Tego typu momenty nie zdarzały się zbyt często. Niemniej, gdy sprawa była poważna, potrafił wykazać się zadziwiającą wręcz stanowczością. Swoją drogą, minęło sporo czasu odkąd na głos nazwał kogoś idiotą. Ba! Wykrzyczał mu to w twarz!
- Masz leżeć i nie ruszać się, jeśli na własne życzenie nie chcesz zostać kaleką! Czy to jasne?! - zgromił go spojrzeniem, nie poddając się woli tamtego. Zbytnio się bał, że pogorszy swój stan.
Dopiero po kilku wdechach uspokoił się na tyle aby zdołać opanować nerwy oraz głos.
- Daj mi odetchnąć... Coś wymyślę jeśli to będzie konieczne, więc po prostu pozwól mi się tym zająć. – wymamrotał już bardziej do siebie, przenosząc rękę na głowę Dantego tak, aby nie naruszyć przypadkiem żadnej z ran, a jedynie przytrzymać ją w bezruchu. W ogóle nie powinien wprawiać jej w ruch.
- Dzwonię. Trzymaj się. – pospiesznie wybrał numer i gdy tylko usłyszał po drugiej stronie kobiecy głos, bez zbędnych zająknięć zaczął przedstawiać jej stan rannego oraz pilność zgłoszenia. Dwukrotnie został poproszony o podanie miejsca ich pobytu, zapewne przez fakt jego zrozumiałej nietypowości. Zwłaszcza o tej porze. Całe szczęście, nie został potraktowany jak głupi żartowniś. Otrzymał za to instrukcje dalszego postępowania oraz przybliżony czas do przybycia karetki.
- Osiem minut... – mruknął do siebie po rozłączeniu, chowając telefon i ściągając z siebie lekki sweter, aby narzucić go na bruneta. Nie było szczególnie zimno, ale utrata krwi zawsze robiła swoje. Dobrze, że był przydługi... Kolejno przesunął się za jego głowę.
- Są już w drodze. Uh... Unieruchomię ci teraz głowę. – informował już na głos bez względu na to czy tamten jeszcze go słyszał, czy ponownie stracił świadomość. „Kontrolować czynności życiowe, unieruchomić szyję i głowę, nie pozwolić poszkodowanemu zbyt wiele mówić ani się poruszać.” - powtórzyła mu chyba za trzy razy dyspozytorka. Starając się więc sprawdzać co rusz oddech i puls, zgodnie z instrukcjami uklęknął za głową dwudziestojednolatka. Wsunął mu delikatnie ręce pod kark bez poruszania głowy, mając w ten sposób stabilnie utrzymywać do chwili przybycia kwalifikowanej pomocy.
Po pewnym czasie, rzeczywiście dotarł do niego odgłos syreny nadjeżdżającej pod jedną z bram karetki. Oddzwonił do niego także jeden z ratowników, aby Edric pomógł im odnaleźć miejsce w którym przebywali. Nie obyło się bez nerwów i problemów, ale wreszcie pomoc dotarła na miejsce...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Cmentarz Highgate - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz Highgate   Cmentarz Highgate - Page 2 EmptyNie Wrz 07, 2014 12:53 pm

O Edricku można było powiedzieć wiele pozytywnych rzeczy, ale nie na pewno nie nadawał się do uspokajania osoby po pobiciu. Brunet był zirytowany płaskimi i nic nie wnoszącymi zapewnieniami, że “będzie dobrze”. Nie, nie będzie. Ze wszystkich ludzi, na których mógł trafić w podobnych okolicznościach, fioletowowłosy wydawał się najgorszym możliwym wyborem. Dante nie miał jednak wyboru, wobec czego nie pozostało mu nic innego, jak pogodzić się ze swoją sytuacją. Sam nie miał najmniejszych szans na pozbieranie się, a przynajmniej takich, by nie pogorszył swojego stanu.
I o ile głupota nastolatka go zaskoczyła, o tyle wybuch spowodował, że przez dłuższą chwilę milczał, w żaden sposób nie próbując odpyskować. Nie oczekiwał, że ten strachliwy człowieczek zdecyduje się na niego podnieść głos, a już tym bardziej, zwyzywać. Zapewne adrenalina i widok niedoszłego oprawcy niezdolnego do ataku zadziałały jako zachęta. Młody Arrow nie ucieszył się z tego powodu, ale ostatecznie przyznał rację chłopakowi. Starał się jednocześnie nie wyglądać jak osoba, która podkuliła ogon po kilku uderzeniach łopatą. Minimalizował ilość cisnących mu się na usta jęków bólu, oraz nie protestował na nacisk dłoni chłopaka na ramionach. Nawet zdobył się na odpowiedzenie twardym spojrzeniem na polecenie i zacisnął usta w wąską linię, przez chwilę nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. Stęknął jednak w chwili, gdy ręce wybawcy wypuściły go z uścisku. Czuł się coraz parszywiej, dlatego zamknął oczy i wymamrotał krótkie przekleństwo, czując dłoń poprawiającą mu głowę. We względnym milczeniu wysłuchał krótkiej relacji nastolatka, mając szczerą ochotę przekląć siebie i swoją głupotę. Naprawdę, zachowywał się jak szczeniak. Najpierw zastraszył jakiegoś małolata, a potem dał się pobić trójce zwyczajnych złodziei. Nie sądzil, by byli zdolni do zabójstwa, ale z drugiej strony, zostawili go w takim stanie, że nie powinien był zbyt długo pociągnąć, gdyby nie niespodziewana pomoc. Musiał przyznać, że całkiem mu się poszczęściło, biorąc pod uwagę pech, który go prześladował ostatnimi czasy.
Zmarszczył brwi, słysząc mamrotanie. Ile minut? Co on powiedział?
Dante nie potrafił już do końca się skupić na wypowiadanych słowach, dlatego stęknął z zaskoczeniem, gdy poczuł minimalną zmianę pozycji swojej głowy. Zacisnął oczy mocniej, a potem spróbował je otworzyć i coś dostrzec, by przywołać się do rzeczywistości. Było tak samo ciemno, jak chwilę wcześniej. Odpływał ku nieświadomości, a już na pewno odsuwał się od tego, co czuł. Nie usłyszał ani karetki, ani dzwoniącego telefonu, dopiero próba przesunięcia jego osoby na nosze spotkała się z reakcją. Zaklął siarczyście, minimalnie jednak sepleniąc. Powtórzył się w momencie, gdy przeniesiono go do karetki.
Potem całkiem stracił kontakt ze światem, tonąc w mroku.
Chujowa noc.

[z/t x2]
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Cmentarz Highgate - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz Highgate   Cmentarz Highgate - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 
Cmentarz Highgate
Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Yaoi Gakuen :: Londyn :: Pozostałe :: ∎ Cmentarze-
Skocz do: