IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Boisko do koszykówki

Go down 
+3
Dio
Tora
Lucius
7 posters
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Lucius
Postać zawieszona



Liczba postów : 359
Join date : 08/11/2013

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPon Lis 25, 2013 2:17 pm

Ten popularny w Ameryce sport znalazł swoich zwolenników i w McLaren, a dyrektor szkoły postanowił zainwestować w być może przyszłe gwiazdy tego sportu. Koszykarze do swojej dyspozycji mają cztery kosze oraz boisko o standardowych wymiarach z wymalowanymi liniami. Całość otoczona jest siatką, by piłki nie uciekały za daleko.
Powrót do góry Go down
Tora

Tora


Liczba postów : 22
Join date : 19/01/2014
Age : 26
Skąd : A któż to wie... Chyba Rosja.

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptySro Sty 22, 2014 11:19 am

Głośny świst w moich uszach. Wiatr bardzo nie chciał dać mi dzisiaj spokoju i wiał jak zawsze gdy wychyliłem się na zewnątrz. Wystarczyło kilka chwil na mrozie, a ja już marzłem. Nasunąłem bardziej na głowę beret stukając obcasem o chodnik. Zmierzałem właśnie z piłką od kosza na boisko. Co mi szkodzi trochę poćwiczyć? Zawsze interesował mnie ten sport wiec teraz miałem szansę, której raczej nie mogłem zmarnować! Tylko jedyną rzeczą jaką mi się nie podobała był właśnie ten upierdliwy wiatr świszczący na około mnie.
powoli wszedłem na teren boiska, a tu cisza. Wiatr przestał momentalnie wiać. Westchnąłem cicho i zaśmiałem się sam do siebie. Czyżby Pan wiatr się poddał? Z szerokim uśmiechem podszedłem do ławki. Cieszyłem się, że to potworne wietrzysko niosące mróz już dłużej nie będzie mi dokuczać. Co prawda może ono w każdej chwili wrócić, ale to raczej gdy już się rozgrzeje nie będzie mi przeszkadzać. Ściągnąłem kurtkę i położyłem ją na ławce by zaraz dołączyć do niej torbę, którą to miałem przełożoną przez rękę pod kurtką. Uśmiechnąłem się do siebie po raz kolejny. Mogłem chyba zacząć mój mały trening. Chwyciłem w zmarznięte dłonie piłkę i zacząłem delikatnie odbijać o boisko opuszkami palców. Powoli, powoli nie spiesząc się zacząłem kozłować piłkę w kierunku kosza. W końcu gdy stanąłem przed nim przymierzyłem się do rzutu. W sumie żałowałem, że nie wyrosłem na tak wysokiego chłopaka co niegdyś mój ojciec w młodości. Sapnąłem i rzuciłem piłkę do kosza o dziwo celnie, bo trafiłem, ale trafić za pierwszym razem? Na prawdę miałem dzisiaj dziwne szczęście.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i chwyciłem piłkę by odejść większy kawałek i znowu wycelować do kosza. Może powinienem zapisać się do klubu koszykarskiego? Jedynym minusem była moja nieporadna wysokość, ale co ja na to mogłem? Kupie sobie buty na koturnie.
-Idiotyzm...-Zaśmiałem się sam do siebie znów rzucając piłkę do kosza. Tym razem nie wpadła, a tylko okrążyła czerwoną ramkę przytrzymującą siatkę i spadła po drugiej stronie. Westchnąłem. Chyba odechciało mi się już takiej samotnej gierki.
Powrót do góry Go down
Dio

Dio


Liczba postów : 50
Join date : 19/01/2014

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyCzw Sty 23, 2014 12:21 pm

Dio wcale nie spieszyło się do szkoły. Nie podobała mu się myśl, by tam iść. Nie chciał poznawać nowych ludzi, bo się ich bał. Typowe myśli nowoprzeniesionego ucznia, co? Blondyn nie był wyjątkiem. To był tak naprawdę jego pierwszy dzień w szkole i miał pewność, że zaraz zgubi się w plątaninie korytarzy, a do tego będzie się błąkał odprowadzany całą masą zaciekawionych albo i przerażonych spojrzeń.
Dio naciagnął mocniej czapkę. Zakrył nią część twarzy owiniętą bandażami. Stał, gapiąc się na budynek i zastanawiał się co powinien zrobić. Tak po prostu wejść do środka? Tak chyba powinien. Ale bał się zrobić choćby krok. Bał się reakcji innych.
W którymś momencie jego wzrok przykuła samotna postać, nieco w oddali. Jeśli wzrok blondyna nie mylił, to owa osoba kierowała się na boisko do koszykówki. Tak więc blondyn, kontent że może odciągnąć myśli od wizji zatłoczonego korytarza, skupił uwagę na osobniku w oddali. Dio po cichu liczył, że może poczuje się lepiej, jesli zapozna się z kimś na spokojnie, z dala od tłumów. Oto nadarzyła się taka okazja. Ruszył więc w kierunku chłopaka.
Tymczasem tamten zaczął grać w kosza. Już wcześniej zdziwiło Dio co można robić w taką pogodę na dworze - wietrznie, zimno, mokro. Po prostu gorzej być nie może. Sam blondyn miał na sobie dwa swetry, kurtkę i grube rękawiczki i nadal było mu chłodno. Oczy więc niemal wyszły mu z orbit, kiedy tamten rozebrał się i zaczął skakać z piłką po boisku. Blondyn stanął obok pozostawionej przez chłopaka torby.
- E-ej.. przeziębisz się! - zawołał do niego.

Wybacz że tak słabo, piszę ze szkoły na przerwie x3" późniejsze posty będa lepsze x3"
Powrót do góry Go down
Tora

Tora


Liczba postów : 22
Join date : 19/01/2014
Age : 26
Skąd : A któż to wie... Chyba Rosja.

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyCzw Sty 23, 2014 2:58 pm

spoko mi tam to nie przeszkadza, bo jak mam zastoje w wenie to pisze równo z awatarem, albo i krócej ;_;'

Akurat gdy stwierdziłem, że mam dość tego kozłowania piłki usłyszałem czyiś głos. Bardzo mi się on spodobał szczerze powiem. Było w nim coś co przykuło moją uwagę. Może nutka bólu i zagubienia? Miałem ochotę od razu się odwrócić i spojrzeć w tamtym kierunku, ale wielka chęć rzucenia do kosza po raz ostatni mi to uniemożliwiła. Rzuciłem piłkę prosto w kwadracik. Piłka idealne wpadła do kosza. Dumny z siebie poprawiłem beret i z wręcz kocią miną chwyciłem, wizaż odbijającą się o podłoże piłkę.
Teraz już mogłem spojrzeć na przybysza. Odwróciłem się, a moim oczom ukazał się dość kruchy chłopiec z nasuniętą na oko czapką. Od razu wiedziałem, że jest to miejsce owinięte prawdopodobnie bandażami. Nie zamierzałem jednak od razu wyskakiwać z pytaniami typu "A co Ci się stało?" lub "boże co Ci". Zrobiło mi się nieco smutno widząc minę chłopca, który widocznie się o mnie martwił, a i pewnie był z lekka przestraszony, że zadam właśnie jedno z wspomnianych pytań.
Postanowiłem go posłuchać i podszedłem do ławki. Miał racje, bo paradowanie w samym mundurku o tej porze roku mogło się skończyć zapaleniem płuc lub przeziębienie. Odłożyłem piłkę pod ławkę i ubrałem na siebie kurtkę zapinając ją po szyję. Byliśmy mniej więcej tego samego wzrostu, choć po mundurku jaki wystawał chłopcu spod kurtki mogłem stwierdzić, że jest on młodszy. Jednak moje przemyślenia postanowiłem zostawić dla siebie. nie muszę przecież wypytywać go o wszystko, a widać było, że jest zagubiony.
Uśmiechnąłem się pogodnie no niego i pochyliłem patrząc mu w oko, ale tak by nie speszyć do siebie chłopka.
-Dziękuję za troskę. Jestem Misha, ale mówią mi Tora. Miło mi Cię poznać. -Powiedziałem miłym głosem, który przepełniony był troską jak i zmartwieniem. Chłopak mógł się na prawdę zdziwić moim zachowaniem. Zaśmiałem się cicho i wyciągnąłem do niego rękę z uśmiechem. Dobrze zawsze poznać jakiś miłych i dobrych ludzi, a ten zagubiony chłopak na pewno nie by jakimś gburem.
W sumie to zdziwiło mnie, że zawędrował aż tutaj. Może nie chciał pchać się w te tłumy w szkole? Jeśli tak to doskonale go rozumiałem. Ja sam nie lubię za bardzo pchać się w tych ludzi, którzy wręcz mnie przerażają. Chociaż ja za bardzo się od nich nie różnie, ale staram się poprawić, a co mi szkodzi od zaczęcia poprawy po przez znajomość z miłą osóbką? Może będę w stanie mu jakoś pomóc!
-Jesteś nowym uczniem, prawda?-Zapytałem dla pewności siadając na ławce i robiąc mu miejsce. Możliwe, ze byłem w błędzie, bo przecież wszystkiego na podstawie samych rozmyśleń wiedzieć nie można.
Powrót do góry Go down
Dio

Dio


Liczba postów : 50
Join date : 19/01/2014

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyCzw Sty 23, 2014 7:00 pm

Dio patrzył w milczeniu, z nieco napiętą miną, jak chłopak wykonuje ostatni rzut do kosza. Nie, żeby stresował się czy ten trafi. Tak szczerze mówiąc to guzik go to obchodziło. Przejmował się tym, że ciemnowłosy naprawdę może złapać zaraz jakąś grupę. Było paskudnie, porywisty wiatr sprawiał że temperatura wydawała się znacznie niższa niż była w rzeczywistości a ten latał sobie z piłką po boisku jak gdyby nigdy nic! Zgrzeje się zaraz, przewieje go i grypa murowana. Nie mówcie, że Dio nie ostrzegał, jak już chłopak będize chory!
Stał więc z rękami wciśniętymi w kieszenie, z napiętą miną i patrzył na ten ostatni rzut. Dobrze jednak, że w końcu chłopak postanowił się opamiętać i podszedł do ławki po swoją kurtkę. Dio odetchnął w duchu. Co z tego, że nie znał chłopaka, mimo wszystko się martwił, więc odczuł ulgę, kiedy ten przestał tak głupio się zachowywać. Serce mu trochę mocniej zabiło, kiedy ciemnowłosy podniósł wzrok i jego spojrzenie spoczęło na części twarzy Dio, która ukryta była pod czapką.
Zadrżał. Czy już teraz zaczną się pytania i wlepianie wzroku w jego bliznę? Może chłopak będzie chciał, żeby Dio ściągnął czapkę i pokazał mu bandaże? Albo i nawet je każe mu zdjąć, żeby móc bez problemów zobaczyć samą bliznę? Dio już chciał zrobić krok w tył i uciec. Najwyraźniej popełnił błąd i nici z zawarcia przyjaźni...
Zamrugał jednak zdziwiony, kiedy ciemnowłosy podszedł do niego z uśmiechem i wyciągnął do niego rękę. Odruchowo podał mu swoją i wymienił uścisk dłoni. Przez chwilę nie mógł wykrztusić słowa.
Zmierzył ciemnowłosego spojrzeniem. On także zauważył, że nie ma dużej różnicy w ich wzroście, jednak mundurki nosili różne. A więc Misha musiał być już w College'u...
- Dio. T-Także miło poznać. - wykrztusił w końcu.
Po chwili jednak na jego twarzy wykwitł uśmiech. Delikatny, jak muśnięcie skrzydeł motyla. Ah, poetycko to zabrzmiało. W każdym razie, Dio uśmiechnął się do nowopoznanego, z całkowicie uspokojoną duszą. Widział, że chłopak wcale nie spogląda co chwila na jego zasłoniętą część twarzy a więc może spotkał taką miłą osobę, o której mówił Jonathan. Znajomego, przyjaciela. Kto to wie? Póki co Misha robił na nim dobre wrażenie.
- Tak.. dziś jest mój pierwszy dzień. - odpowiedział na pytanie. - Niedawno dopiero przyleciałem z Belgii. Trochę się boję... ta szkoła jest taka wielka... -wydukał, chowając nos pod szalikiem, bo mu zmarzł - Czemu grasz w kosza na dworze w taką pogodę? Do tego sam?
Powrót do góry Go down
Tora

Tora


Liczba postów : 22
Join date : 19/01/2014
Age : 26
Skąd : A któż to wie... Chyba Rosja.

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyCzw Sty 23, 2014 8:40 pm

Bardzo ucieszył mnie fakt, ze chłopak się nieco rozluźnił. Chyba na prawdę obawiał się mojego zdania na temat ukrytego oka i tych bandaży. Uśmiechnąłem się do niego przyjemnie. Ulżyło mi na prawdę i teraz spokojnie już mogliśmy sobie pogawędzić. Przecież nikt nas nie zje prawda? Chociaż może lepiej by było wyjść na miasto do jakiejś kafejki czy coś by się ogrzać i porozmawiać spokojnie? Albo chociaż do akademika. No właśnie! Byłem ciekawy, w jakim pokoju będzie mieszkał. Może jak dobrze pójdzie zamieszkamy razem, bo przecież we dwójkę zawsze jaśniej.
Pociągnąłem go delikatnie za rękę gdy zadawał mi pytanie. Usadowiłem go na ławce i niczym matka słuchająca wypowiedzi swojego dziecka, bardzo delikatnie poprawiłem mu czapkę tak by zakryć odsłonięte bandaże.
-A tak sobie wyszedłem pograć z nudów - Zaśmiałem się cicho dalej poprawiając czapkę chłopaka. Schowałem kilka kosmyków i dumny z siebie odsunąłem ręce od chłopaka z przyzwyczajenia zakładając nogę na nogę.
-Nie przejmuj się. Nie zamierzam Cię wypytywać o to co tam skrywasz. Jeśli będziesz chciał to sam mi powiesz, prawda?- Powiedziałem uspokajająca nie odwracając od niego wzroku. Przecież nie zmuszę do niczego chłopaka, a chciałem, żeby w mojej obecności czuł się swobodnie. Widziałem, ze właśnie tego się tak bardzo obawiał. Może i gdzieś tam w środku chciałem bardzo się dowiedzieć co tak naprawdę skrywa, ale na to jeszcze przyjdzie czas. Jeśli będzie chciał to mi powie, o i kropka koniec tematu.
-Nie jest Ci za zimno? Może pójdziemy do jakiejś kawiarni czy nawet szkoły. Tutaj trochę wieje. Nie fajnie by było Ci się przeziębić pierwszego dnia, cio?- Westchnąłem spoglądając na kolebiące się pod wpływem wiatru drzewa. Liści już dawno na nich nie było, ale i tak dało się dostrzec pojedyncze, wirujące w małych tornadach wiatru.
Definitywnie zima nie była moja ulubioną porą roku. Wolałem szczerze wiosnę i lato. Wtedy wszystko kwitło, a niebo było rozchmurzone. Nie wspominając o przyjemnym cieple mimo iż nie lubiłem się opalać to jednak faworyzowałem to przyjemne ciepełko.
Podniosłem zmarzniętą rękę i ściągnąłem z głowy beret by poprawić niesforne kosmyki grzywki. Szybko zauważyłem, że bandaż na mojej lewej ręce zaczął się odwiązywać. Sapnąłem cicho zakładając na głowę beretkę. Musiałem to poprawić nim ściągnę kurtkę. Nie chciałem by ktokolwiek to oglądał i chyba to łączyło mnie z Dio.
Rozpiąłem kurtkę, wcześniej upewniwszy się czy nikt tutaj nie zmierza, a następnie wyciągnąłem lewą rękę z rękawa kurtki. Podwinąłem do łokcia rękaw mundurka i uśmiechnąłem się blado. Bandaż się mocno poluzował więc musiałem go całkiem zdjąć. Powoli odwinąłem biały bandaż nie patrząc na chłopaka. Może sobie myśleć co chce, ale chyba on akurat mnie zrozumie prawda? Szybko zwinąłem bandaż i zacząłem nim owijać rękę od nadgarstka aż po łokieć. Gdy skończyłem zsunąłem rękaw mundurka by wsunąć rękę w rękaw kurtki, a następnie zapiąć ją.
-To idziemy? - Zapytałem wesoło jeszcze raz poprawiając beret na głowie.
Przypomniało mi się, że miałem go spytać o pokój, ale to chyba raczej lepiej będzie zrobić troszkę później.
Powrót do góry Go down
Dio

Dio


Liczba postów : 50
Join date : 19/01/2014

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPią Sty 24, 2014 9:18 pm

Dio zyskiwał pewność, że z Mishą będzie mógł sobie spokojnie porozmawiać. Kto wie, może nawet się zaprzyjaźnią? Wydawał się bardzo miłym chłopakiem. No i nie zerkał co chwila na jego zasłoniętą część twarzy. Najwyraźniej trafiła mu się taka dobra osoba, która nie zwraca uwagi na jakieś rażące defekty innych. Czemu wszyscy nie mogli być tacy? Świat byłby wtedy dużo przyjaźniejszy i Dio nie byłby takim płochliwym zwierzątkiem po tym całym wypadku, jeśli wiedziałby, że może ufać ludziom jak dawniej.
Dio spojrzał na chłopaka i uśmiechnął się lekko. Tak, mogli sobie spokojnie porozmawiać, chociaż owszem, blondyn podzielał opinię kolegi, że lepiej rozmawiałoby się im w szkole albo jakiejś kawiarence. Nie trzeba im wiele do polepszenia warunków konwersacji, ot, może tylko jakiś kącik gdzie jest ciepło.
Pociągnięty za rękę, nieco zdezorientowany Dio posłusznie usiadł. Tak szczerze to nie chciał sadzać czterech liter bo wszystko wokół było zimne i brudne. I chyba mokre. No, ale skoro Tora nalegał, to Dio bez protestów usiadł. W chwilę później jednak zesztywniał, jakby ktoś poraził go prądem. Zobaczył rękę Mishy kierującą się do jego zasłoniętej części twarzy. Czyżby jednak się pomylił? Misha udawał miłego a teraz chce sam zaspokoić swoją ciekawość, nawet nie pytając Dio co skrywa pod czapką? Sam ją odsłoni, a potem zdejmie bandaże i będzie mógł popatrzyć sobie na...
Ale zamiast tego chłopak tylko poprawił mu nakrycie głowy. Bandaże przestały być widoczne. Dio odetchnął jednak dopiero w momencie, gdy Tora cofnął rękę. Nikt jeszcze nie dotykał jego blizny, jeśli nie liczyć lekarzy, pielęgniarek i jego samego. A to i tak tylko w celach medycznych. Jeszcze nikt nie okazał mu sympatii, poprzez pomoc w zakryciu jego wstydliwego sekretu. Dio nie odpowiedział nic na słowa chłopaka. Czuł się nieco zagubiony. Oczywiście, jeśli zamierzał nawiązać z kimś bliższą znajomość, będzie musiał opowiedzieć co skrywa się pod bandażem oraz jaka jest historia jej powstania. Skinął więc tylko głową nic nie mówiąc. Zaś kiedy Tora wspomniał o możliwości przejścia gdzieś indziej, gdzie będzie ciepło, Dio chętnie na to przystał. Podniósł się z ławki i spojrzał w twarz Tory.
- Może do szkoły... pokazałbyś mi ją? Boję się że się w niej pogubię. Jest taka wielka. - spojrzał na niego prosząco. Bał się, że zniknie w jakimś korytarzu i już się nie odnajdzie. Może to troche surrealistyczne, ale takie właśnie miał obawy.
Kiedy Tora poprawił sobie czapkę, Dio także zauważył skrawek bandaża wystający z rękawa. Późniejsze zachowanie chłopaka powiedziało mu, że i on ma jakiś sekret, ukrywany pod bandażami. On miał jednak szczęście - ręce da się schować pod kurtką, twarzy już nie. Dio w każdym razie szybko odwrócił się, by Tora mógł w spokoju poprawić bandaż. Chłopak uszanował jego sekret więc blondyn postanowił zrobić to samo. Spojrzał na niego znów dopiero gdy ten skończył i skinął głową na znak zgody. A potem razem opuścili boisko do kosza.

ztx2
zaczynasz gdzieś tam XD
Powrót do góry Go down
Seth

Seth


Liczba postów : 56
Join date : 05/02/2014

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyCzw Lut 13, 2014 11:25 pm

Przekraczając linię boiska i rzucając torbę z ubraniami gdzieś w bok pod siatkę, Seth uśmiechnął się sam do siebie jednym z tych swoich rzadko spotykanych uśmiechów. Nie dość, że miał dzisiaj dzień wolny, i to bynajmniej nie przez wagary, to jeszcze pogoda dopisała i mógł wyżyć się na koszu. Oczywiście, nie zmieniało to tego, że w przerwach i tak musiał uczyć się do testu... ale i on poczeka. Puste boisko długo się nie ostoi.
Położył na betonie, zaraz obok swoich rzeczy, książki do medycyny, obiecując sobie cicho, że kilka wsadów i do nich wróci. Zresztą, na boisku był sam. Cały kosz tylko i wyłącznie dla niego. Miałby przegapić taką okazję?
Podciągnął rękawy bluzy, czując napływające zimno zimowego popołudnia. Niby jako Anglik był przyzwyczajony do ciągłych deszczów, zimna i ogólnej depresji, ale jego Włoska strona mówiła temu wszystkiemu "nie" i błagała o powrót do ciepłego akademika. Najlepiej z dobrą książką, kawą i świętym spokojem w parze. Choć z drugiej strony... po ciągłym siedzeniu w szkole potrzebował trochę ruchu. Jeszcze by przytył i nie tylko wyrzuciliby go z drużyny, ale i straciłby szanse na jakiekolwiek romanse w tej szkole. Horror, makabra. Tego by nie przeżył.
Odrzucając z głowy straszne myśli, wyjął z torby piłkę i telefon ze słuchawkami, które od razu zarzucił sobie na szyję. Włączył telefon i ustawił pierwszą lepszą piosenkę, która ukazała się na playliście, uznając, że lepiej słuchać muzyki niż jazgotu przechodzących dzieciaków, którym nagle zachciałoby się grać.
Leniwym krokiem ustawił się na linii, postanawiając potrenować rzuty za trzy punkty. W myślach jednak był daleko od boiska.
Już od dawna nie miał kontaktu z żadnym ze starych dobrych znajomych i powoli zaczęło go to przytłaczać. Mimo tego, że lubił wychodzić na miasto i dobrze się zabawić, ostatnio wcale nie miał na to czasu. Medycyna go wykańczała, nawet jeśli nie uczył się jej z przymusu. Nawet stalkerzy z młodszych klas chyba stracili nadzieję na to, że Coletti wyjrzy zza rogu swojego pokoju... Nah.
Odbijając piłkę kilka razy, bardziej z nerwów niż z wściekłości, rzucił nią do kosza tak mocno, że odbiła się od słupka i poleciała na drugi koniec boiska.
- Zajebiście, kurwa... - mruknął do siebie, wkraczając w strefę niebezpiecznego angstu.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPią Lut 14, 2014 12:01 am

Pogoda definitywnie nie sprzyjała spacerom. Jednak pomimo oczywistej oczywistości, Aleksandre jak zwykle działał przeciw logice, więc, opatulony w za dużą kurtę dreptał w niedalekiej okolicy, zażywając imaginacji świeżego powietrza. Obszerny kaptur obszyty sztucznym futerkiem naciągnął na głowę, zwężając sobie pole widzenia i jednocześnie chroniąc się przed chwilowymi podmuchami wiatru. Zdecydowanie bardziej cieszyłby się, siedząc przy grzejniku i grzejąc stopy pod kocem. Mimo to, był lekkim masochistą, więc raźno kroczył po wysychającym po niedawnych opadach chodniku.
W taki właśnie sposób dotarł na obrzeża boiska, gdzie, jak zdążył zauważyć, jakiś wariat uskuteczniał dzikie orgie z piłką i koszem w roli głównej. Koleś niebezpiecznie przypominał ostatni obiekt westchnień chłopaka, więc ten, tknięty instynktem zwolnił i miał zamiar zawrócić, jednak ostatecznie, jak zwykle, silna wola umarła w przedbiegach, więc stópka po stópce zbliżył się do wejścia.
Miękkie, akcentowane francusko merde uciekło spomiędzy warg w chłód zimowego powietrza.
Tak, zdecydowanie to był właśnie człowiek spędzający mu sen z powiek, odkąd Aleksandre ujrzał go, czając się na korytarzu między studentami medycyny. Był strasznie ambitny w tym zakresie, więc wkradał się na kilka wykładów, umiejętnie olewając własne lekcje, więc mimochodem mógł podziwiać czarną, rozproszoną czuprynę gdzieś z kąta. Facet miał powodzenie, czemu wcale się nie dziwił. Nie dość, że mądry (no proszę, utrzymywać się na TAKIM kierunku?), to jeszcze przystojny… Wróć – SUPER SEKSOWNY. Aleksandre gryzł ołówek za każdym razem, gdy ktoś się do niego odezwał.
Poznał także jego imię, „zupełnym przypadkiem” stalkując wywieszoną razu pewnego listę, więc mógł Sycić wyobrażenia, nazywając je po prostu Sethem.
Matko, jak to seksownie brzmiało.
Teraz jednak, zapatrzony w jego zabawy, przystanął z boku, wsuwając ręce głęboko w kieszenie kurtki. Rozejrzał się i przydybał jego rzeczy, rzucone w nieładzie w najsuchszym miejscu, przy czym zaraz się przy nic znalazł i począł w kuckach wertować pierwszą napotkaną książkę. Anatomia! Miodzio.
Powrót do góry Go down
Seth

Seth


Liczba postów : 56
Join date : 05/02/2014

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPią Lut 14, 2014 12:35 am

Czując spływające krople potu z czoła i postępujące zakwasy na nogach, wytarł czoło o założoną na nadgarstek czarną frotkę. Miał za swoje, tak długo nie ćwiczył, że nogi po kilkunastu minutach intensywnej gry z samym sobą zwyczajnie odmawiały mu współpracy. Dobrze mu tak. Następnym razem osiem razy pomyśli - ach, akurat - zanim postanowi lenić się w łóżku do popołudnia.
Odrzucił piłkę gdzieś w bok, postanawiając wrócić po nią później. O ile oczywiście nie ukradnie mu jej z przed nosa dzieciarnia, tak jak ostatnio. Prawie zabił gnojków, łapiąc je za szmaty i wytrząsając z nich życie, podczas raczenia ich kulturalnymi bluzgami... Cóż, tyle z tego dobrego, że nikt się o incydencie nie dowiedział.
Kątem oka zauważył na boisku ruch, który początkowo zignorował, sądząc że to po prostu zwykły przechodzień lub nauczyciel. Jednak gdy to coś utrzymało się tam dłużej, Seth zaryzykował spojrzenie w tamtą stronę, zdejmując przy okazji słuchawki z uszu.
Tuż przy jego biednych i zostawionych na pastwę okrutnego losu rzeczach siedział... no cóż, imienia nie znał. Co dziwne, znał chłopaka z widzenia, ale za cholerę nie mógł sobie przypomnieć skąd dokładnie. Wyglądał na o wiele młodszego od niego, więc nici ze wspólnych wykładów. Te białe - chyba... - włosy przecież by pamiętał, więc skąd...?
Zresztą. Nie było to teraz tak bardzo ważne, zwłaszcza że toto przywłaszczyło sobie jego książkę z zajęć.
No zamorduje gnojka.
- Oi, ty - burknął, jakże przyjemnie i kulturalnie. Jak na Coletti'ego przystało. Mamusia byłaby dumna - Ktoś ty i czemu masz moją książkę?
Dobra, pierwsza faza zapoznania za nim. teraz, po tych wszystkich uprzejmościach mógł już chyba wyrwać młodemu książkę, pozbierać swoje rzeczy i pójść w diabły, tak?
Wbił w niego spojrzenie przy którym lód się topił, zastanawiając się, po co w ogóle młody tu przyszedł. Żeby go wkurwić. Okej, to najbardziej prawdopodobne. Ewentualnie po korki z biologii. Zdarzało się. Ale ten tu nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego tematem, więc czego mógłby chcieć?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPią Lut 14, 2014 1:08 am

Zagłębił się w niezrozumiałych tajnikach i dzikim nazewnictwie układu moczowego akurat w momencie, kiedy starszy chłopak stanął nad nim, wycierając ręce. Cała jego, długa jak wieża, sylwetka rzuciła cień na Mysz i jego niecne knowania w stosunku do książki. Mimo to, dopiero słowa, rzucone warkliwie w jego kierunku, obudziły go z chwilowego letargu i przywróciły zdolność trzeźwej oceny sytuacji. To faktycznie musiało wyglądać nieciekawie.
Aleksandre wyprostował się prawie natychmiast, stając naprzeciw Setha i rzucając mu, w pierwszej chwili, spłoszone spojrzenie sarny przydybanej pomiędzy drzewami. Oczywiście, że czuł nieodpartą chęć ucieczki, bowiem poczuł się jak złodziej, bądź inny szemrany typ. Przecież jeszcze nawet nie zaczął się publicznie onanizować.
- Yyyy… Aaa… Przepraszam. Nie przejmuj się, nie jestem groźny, czy coś.
Wykrzywił twarz z zakłopotany uśmiech, doskonale maskując zirytowanie własną nieostrożnością. Może i obserwował go, ale przecież nigdy nie rozmawiali. Teraz, gdy nadarzyła się ku temu okazja, nie miał mu do powiedzenia nic lepszego ponad to. Ugh, Myszko, Myszko…
- Książka.. Ksią? Ach, tak. Oto Twoja książka. – Tu podał mu zamknięty wolumin, wręcz wpychając ciężar papieru w ręce. Zdjął kaptur z głowy i cofnął się o krok. – Nic jej nie zrobiłem.
Co teraz, durna Myszo? Spojrzysz się nieśmiało w stopy i zagrasz niewinność spłoszoną nagłą uwagą? Zarumienisz się jako ta dziewica przy mężczyźnie i poczniesz jąkać? Schowasz ręce za siebie, nerwowo wyginając palce i zamilkniesz, nie mając pojęcia co dalej?
Och.
Uniósł brodę ku górze, wlepiając spokojne spojrzenie w ciemne tęczówki i wygiął wargę, przyjmując postawę niesłusznie zruganego dziecka. W pierwszych słowach ton, nieco oskarżycielski, począł przechodzić do normalnego dźwięku uprzejmej informacji…
- Zaintrygowała mnie. Lubię dziedzinę, którą się zajmuje. Chciałbym kiedyś leczyć ludzi (albo zostać drugim Kubusiem Rozpruwaczem) i jakoś tak machinalnie wertuję, co znajdę. Przepraszam. Nie znamy się. – W pierwszym odruchu chciał podać mu rękę, jednak cofnął ją, jednak chowając za siebie. – Aleksandre jestem. Czasem robię za wolnego słuchacza wykładów z anatomii i histologii.
Powrót do góry Go down
Seth

Seth


Liczba postów : 56
Join date : 05/02/2014

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPią Lut 14, 2014 9:18 pm

Prawie się uśmiechnął widząc ten spłoszony, sarni wzrok, złapanego na gorącym uczynku zwierzątka. Prawie. Tak naprawdę zacisnął usta w wąską linię, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Może i małe stworzenie przed nim było słodkie, ale wyśmiewanie się z niego już nie bardzo.
Zdjął z szyi słuchawki i wyjął je z telefonu, całkowicie wyłączając muzykę. Całe ustrojstwo jak zwykle pochował w kieszeniach bluzy, zaraz też wpychając tam trochę zmarznięte od zimna i dość długiego grania dłonie. Jak znał życie, później znowu będzie marudził do samego siebie, że mógł wziąć rękawiczki albo coś, ale serio... rękawiczki i granie nie idą w parze.
- Mhm... - mruknął, przekrzywiając głowę w bok, jak zaciekawiony pies. Młody mu nie wyglądał na groźnego, to prawda. Raczej na takiego co szybko ucieka.
Zabrał wepchniętą mu w łapy książkę, nie poświęcając jej większej uwagi. Od medycyny bardziej zainteresował go prawie drepczący w miejscu chłopak, którego wiedział że znał, ale za cholerę nie wiedział skąd. To nie dawało mu spokoju.
- Dzięki. Interesująca, prawda? - zapytał, wertując od niechcenia tomiszcze. Uśmiechnął się lekko, wspominając, jak on sam podkradał ojcu książki, ciekawy o czym mogą być. Oczywiście, nie mówiąc o tych pisemkach, których raczej u ojca nie chciał znaleźć... Bleh, złe myśli odejdźcie.
- Na jakim profilu jesteś? - spytał, wiercąc mu dziurę w twarzy samym wzrokiem - Bo wyglądasz na dużo młodszego... Ile ty w ogóle masz lat?
Brawo Coletti. Nie dość, że brak ci ogłady, to jeszcze jesteś subtelny jak kamień. Oby tak dalej, na pewno znajdziesz wielu, wspaniałych znajomych, którzy może - tylko może - nie będą tym razem należeć do gangu.
- Seth - przedstawił się, powstrzymując odruch podania mu ręki, widząc że młody sam się z tym kryje. Och, jak milusio. Bez przesady, Coletti nie był jakiś skażony, żeby nie podawać mu łapki... Może trochę straszny. Ale i głupotą się nie zarazisz.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyWto Lut 18, 2014 11:02 pm

- Wiem, kim jesteś. – rzucił, zanim zdążył ugryźć się w język. Natychmiastowo zakrył dłonią usta imitując kaszel, przy czym odwrócił wzrok, wlepiając go w swój uniesiony łokieć. Brawo. Z jednej strony mistrz subtelności, z drugiej książę dobrego pierwszego wrażenia.
To przecież nie tak, że brzydził się podać mu rękę! Ugh. Nie miał zamiaru testować tego, jak bardzo zacznie mu drżeć kończyna przy pierwszym dotyku, ani jak mocno nie będzie chciał puścić chłopaka. Znał siebie już trochę i miał świadomość własnych zachowań. W pewnym stopniu przecież leciał na czarnowłosego, więc prawdopodobieństwo, że zachowa się nieodpowiednio do sytuacji wzrastało z minuty na minutę. Nigdy nie sądził jednak, że tak szybko byłby rad rezygnować ze spotkania, które tyle razy imaginował sobie w głowie.
- I faktycznie odkrywcze spostrzeżenie. Lat mam szesnaście… Szesnaście i pół, jeżeli mam być całkowicie szczery. – Przeczesał palcami zmierzwione włosy i przeniósł wzrok gdzieś z oddali na powrót na sylwetkę starszego chłopaka. – Aleksandre, ale mówią na mnie Mysz.
Wcisnął ręce głęboko w kieszenie i kilkukrotnie przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Kiedy przyjemny chłód okładki zniknął z jego rąk, chłopak nagle poczuł się dziwnie w całej tej sytuacji. O ile wcześniej miał jak wytłumaczyć całą swoją obecność, teraz nie potrafił skupić się na jednym punkcie, czy zebrać myśli do kupy. Namacalny Seth, tuż na wyciągnięcie ręki, tracił nieco na boskiej niedostępności, którą emanował z oddalenia. Po pierwsze – blizny. Chcąc, nie chcąc, szpeciły ciągłość skóry na twarzy, chociaż nie uwłaczały całości w jakimś istotnym stopniu. To taka jakby pięta Achillesowa, od której się nie ginie. No i stanowiły jedyny punkt w całym Sethu, na który Aleksandre mógł patrzeć bez skrępowania. Zazwyczaj nie wykazywał się normalnymi, kulturalnymi odruchami, jeżeli chodzi o cudze ułomności. Seth w jego oczach jakoś tak zmalał. Stawał się ludzki i zrozumiały, co jednak nie znaczyło, że mniej intrygujący. Mysz wciągnął nosem powietrze, wyobrażając sobie, że jest przesiąknięte właśnie czarnowłosym.
- Obrazisz się, jeżeli obrabuję Cię z kilku książek na parę dni? – Jakoś tak samoistnie naprowadził się na pochodny temat. Wskazał brodą na wolumin. – Rozumiem, że możesz mi nie ufać. Prawdę mówiąc, sam sobie nie ufam w tej kwestii, ale możesz wziąć jakiś zastaw dla bezpieczeństwa. W waszej bibliotece nie chcą mi wypożyczać… - Zrobił przy tym kwaśną minę w stylu przedszkolaka, który nie chce leżakować. Zupełnie nie rozumiał polityki „książki tylko dla NASZYCH uczniów”.
Powrót do góry Go down
Seth

Seth


Liczba postów : 56
Join date : 05/02/2014

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptySob Lut 22, 2014 2:35 am

Seth rzucił mu dziwne spojrzenie, patrząc na młodego spod spadających mu na gębę włosów. Aleks... czy jak mu tam... zaczynał powoli wkraczać na grząski grunt, sprawiając, że podejrzliwość Colettiego osiągnęła maksymalny poziom. Dzieciak poruszał niebezpieczne tematy, które wyjątkowo działały Anglikowi na nerwy, choć najpewniej nie miał o tym pojęcia. Tsk, skąd miałby niby wiedzieć? Każdy, kto choć trochę znał czarnowłosego, wiedział, że wkurza go naprawdę tylko parę rzeczy. Niezbyt wielkich, nie tak jak wojny na świecie, tylko jak na przykład katar przed testem, albo niedostateczna ilość cukru w kawie. Ale istniało coś jeszcze, coś czego Seth nie mógł ścierpieć.
Prześladujące go małolaty.
Ewentualnie starsze gnojki, które szukały zabawy, jednak zdarzało się to na tyle rzadko, że mógł spokojnie to ścierpieć. Ale dzieciarnia z tej szkoły naprawdę zaczynała przesadzać...
- Och? Nie przypominam sobie, żebyśmy się wcześniej poznali - rzucił, starając się by jego głos nie brzmiał tak bardzo jadowicie - Wspólnych znajomych też raczej nie mamy.
Poczuł, że przy końcu wypowiadanego zdania zaczęło mu niebezpiecznie drgać oko. Niech to szlag. Czy on naprawdę nie może poznać nikogo normalnego? Jakąś miłą dziewczynę z dużymi cyc... oczami. Albo miłego chłopca, którego będzie mógł nosić pod pachą i przytulać, kiedy najdzie go ochota. Czy to takie trudne?
Na bogów...
- Czyli młodszy. Dużo - mruknął do siebie, zaczesując uciekające włosy gdzieś na bok. Z torby wyjął frotkę i związał je w krotki, niezbyt mocny kucyk, sprawiając, że w końcu go posłuchały i leżały tak jak on chciał. Choć i tak był pewien, że zanim dojdzie do pokoju jego włosy będą jedną, wielką katastrofą.
- Czemu akurat "Mysz"? - zapytał, uśmiechając się lekko i zarzucając torbę na ramię. Od niechcenia machnął ręką by młody szedł za nim, nie zwracając nawet uwagi, czy go posłuchał czy nie. Jeśli będzie chciał książek, to raczej posłucha, tak? - Może i jesteś mały, ale bez przesady...
Zaśmiał się wrednie, klepiąc go po głowie. Wcale nie podkreślał tu różnicy wzrostu. Wcale. Zresztą, odrobina wredoty jeszcze nikomu nie zaszkodziła, zwłaszcza ta Sethowa.
- Nie obrażę się - wzruszył ramionami, wciskając mu na powrót książkę w łapy - Nawet zrobisz mi przysługę, zabierając je ode mnie. Muszę zrobić sobie dłuższą przerwę, a nauka nie ucieknie.
A nawet jeśli... nauczył się dość na zapas, by przetrwać kolejne egzaminy. Raczej da radę, zresztą, miał w końcu zrobić sobie wolne, tak? Przynajmniej gryzoń odciągnie go od tych tomiszczy.
- Daj spokój, nie chcę nic w zastaw. Bierz i nie gadaj - prychnął, bawiąc się piłką i kozłując ją w rytm kroków - W pokoju mam ich więcej. I tak idę się umyć, więc jeśli chcesz możesz iść ze mną. Zabierzesz sobie tego trochę - zaproponował, zastanawiając się, czy dzieciak nie ugnie się pod ciężarem wszystkich jego książek. Znowu będzie, że zabija niewinnych.
Najwyżej mu pomoże. Ale to tylko w ostateczności. Aż taki dobry, to on nie jest.
- To jak?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyCzw Lut 27, 2014 10:31 pm

Ugiął kolana i zgarbił korpus, przyciśnięty mocą sethowego spojrzenia. Jakoś tak nagle odechciało mu się wszystkiego i skłonny był odwrócić się na pięcie, by wrócić do klasy. Pierwszy raz w życiu chciał się tam znaleźć. No bo proszę, Seth nie był głupi. Po jednym, nieostrożnym stwierdzeniu nabrał słusznych podejrzeń, z czym wcale się nie krył, co jeszcze bardziej zmartwiło Aleksandre. Zdecydowanie bardziej by preferował kulturalne pominięcie tematu milczeniem.
- Taaaak? Musiałem nie zauważyć, przepraszam. – W uszach rozdźwięczał mu toksyczny ton czarnowłosego. Swoją drogą, UGH, jak piekielnie chciał mu zmierzwić włosy!
- Czemu akurat ‘Seth’? Tak samo, jak Ty nie miałeś wpływu na dobór imienia, tak samo ja nie miałem na dobór przezwiska. Poza tym, nie jestem ‘mały’. Rosnę jeszcze i nie zamierzam przestać.
Odezwały się dręczące go kompleksy, co jeszcze bardziej skwasiło mu minę. Mimo to ruszył raźno za chłopakiem, dotrzymując mu kroku na tyle, by trzymać się gdzieś z tyłu i jednocześnie nie sprawiać wrażenia odrębności. Tak, drodzy przypadkowi ludzie, to ON szedł z Colettim. Patrzcie, podziwiajcie, nie dotykajcie.
Zgarnął książke wciśniętą mu w brzuch i przytulił do piersi jak ulubionego zwierzaczka, czy inną duperelę. W tym momencie miała dla niego podwójną wartość. Nie mógł się doczekać przeglądania wszelkich rysunków i poznawania nowych, skomplikowanych słów. Och, jakże on był gotowy na naukę. Tak samo, jak nie podchodziły mu wszelkie szkolne przedmioty, odczuwał ogromną chciwość wiedzy względem aspektów anatomiczno-fizjologicznych i stricte medycznych.
- Pewnie, że chcę! Ograbię Cię ze wszystkiego… Wszystkich książek, jakie posiadasz. Oczywiście zwrócę je po jakimś czasie…
Oczy rozbłysły mu fascynacją i pewnym rodzajem szczęścia danego jedynie wybranym. Oto bowiem, pomimo zdenerwowania i ogólnego zmieszania, zaproszony był tam, gdzie nie mógł dostać się dzięki swoim umiejętnościom stalkerskim. Wielokrotnie wyobrażał sobie, jak może wyglądać leże Setha i, prawdę mówiąc, nie mógł sprecyzować swoich oczekiwań. Bałaganiarz, czy może pedantyczny studenciak? Znajdzie może jakieś puste puszki i zużyte prezerwatywy po ostatnim weekendzie? Świadomość „pożyczenia” podwajała jego dobry nastrój, znaczyło to bowiem, że jeszcze tam wróci. Przecież musi je odnieść, nie~?
Przeskakiwał pozamarzane kałuże i inne pozostałości po zimie. Pomimo długich nóg, czarnowłosy nie nadawał szybkiego tempa, co było dla niego kolejnym plusem na myszowej liście wad i zalet. Głuche odbicia gumowej piłki rozbrzmiewały w rytm mysiego milczenia, przerywanego pojedynczym odkaszlnięciem, czy przekleństwem, gdy łapał stopą nierówności terenu.
W końcu jednak postanowił się odezwać. Nie uśmiechało mu się siedzieć cicho.
- Nie wiedziałem, że grasz w kosza… W sumie masz wzrost, ale po co? Lubisz? A może to ma przyciągnąć do Ciebie jakieś laski? – Tu rzucił mu krótkie spojrzenie – Trafiasz w ogóle? To wygląda tak fajnie, jak w tych głupich, chińskich bajeczkach?
[z/t x2]
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyCzw Mar 27, 2014 8:40 pm

Przez kilka ostatnich dni pogoda naprawdę dopisywała, dlatego grzechem by było nie skorzystać z tak cudownych warunków. Słońce, idealna temperatura i pojawiająca się dookoła żywotna zieleń - wszystko zachęcało do aktywności fizycznej na świeżym powietrzu. Chyba nikogo nie trzeba było zachęcać do tego, aby spędził trochę wolnego czasu na dworze po niezbyt ciekawych zajęciach. Tak trudno wysiedzieć w ławce, kiedy promienie słoneczne wpadają przez otwarte okno do sali lekcyjnej i smagają przyjemnie znudzone twarze. Mało kto skupiał się na słuchaniu nauczyciela, większość patrzyła raczej w widok za oknem z pewną tęsknotą i zarazem zniecierpliwieniem. Na całe szczęście dzwonek oznajmił koniec męczarni, wtedy też uczniowie jak jeden mąż wybyli z klasy. Na czele tej zniecierpliwionej chmary stanął niebieskowłosy olbrzym, który zaraz wypadł jak burza ze szkolnego gmachu i to z piłką od kosza pod pachą oraz niedbale narzuconym na ramię plecakiem. Dziwnym trafem nie wystrzelił jak znakomita większość uczniów w stronę dziedzińca, wręcz przeciwnie, skręcił w prawo, by energicznym krokiem ruszyć na szkolne boisko do kosza. Obok obiektu znajdowało się wielkie drzewo, które rzucało przyjemny cień na spory fragment ziemi pokryty trawą. Rzucił na ten naturalny dywan w barwie soczystej zieleni plecak, następnie zdjął z głowy full cap, pozbawił się też bluzy. Zaraz złapał za swoją piłkę i wszedł na boisko otoczone ze wszystkich stron wysoką siatką. Wyszczerzył się niczym dzieciak, wcale nie przejmując się niezbyt dopasowanym do gry ubiorem. Szeroka bluzka jeszcze nie jest takim tragicznym elementem stroju, jednak rurki i trampki to już zupełnie inna bajka. Mimo to nie zamierzał się przejmować, jego głowa i tak już była wypełniona samymi przyjemnymi myślami o grze.
Mocno chwycił piłkę w obie dłonie, gdy stanął kilka metrów przed jednym z czterech koszy. Nie miał zamiaru ćwiczyć rzutów osobistych, dziś chce się pobawić. Delikatnie zgarbił się i zaczął kozłować, tak po prostu, nawet przekozłował piłkę między nogami z radosnym wyrazem twarzy. Cały czas kontrolował piłkę, jakby ta była połączona niewidzialnymi nićmi z jego dłońmi. Cofnął się o kilka kroków, po czym w biegu zaczął kozłować, aż wreszcie złapał piłkę i wykonał dwutakt od prawej strony kosza. Rzecz jasna piłka musnęła tablicę i wpadła do kosza, to zawsze dawało Ulissesowi wiele radości. Nawet łańcuch, który wydał z siebie cudowny odgłos, gdy musnęła go piłka, wydawał się podzielać jego zadowolenie. Szybko złapał piłkę, gdy ta odbiła się od podłoża, następnie przebiegł z nią przepisowo pod drugi kosz, aby wykonać kolejny dwutakt, lecz tym razem pozwolił sobie na wsad.
- Taaak! - ryknął w swojej euforii, następnie puścił obręcz kosza i wylądował na nogach pewny swego. Był tak niesamowicie zadowolony ze swojego dokonania, choć nie jest ono już niczym nadzwyczajnym od dwóch lat, bo właśnie wtedy wystrzelił mocno w górę, dzięki czemu takie rzeczy stały się dla niego bułką z masłem.
Podczas treningów nie ma czasu na takie widowiska czy zabawy. Sporo gra z innymi chłopakami z drużyny, temu zaprzeczyć nie może, jednak czasem wydaje mu się to takie zbyt poważne, za bardzo spięte. Jako niski skrzydłowy, musi być odpowiedzialny, w końcu jego zadaniem jest zapewnienie wsparcia innym graczom. To nie tak, że chce być gwiazdą, po prostu czasem zazdrości rzucającemu obrońcy swobody działania.
Stojąc metr przed koszem kozłował w miejscu, aby coś robić. Oddalił się i stanął za odpowiednią linią, aby wykonać rzut osobisty. Czasem chce wariować, niekiedy musi sobie po prostu porzucać. Efektywne wsady to nie wszystko.
Powrót do góry Go down
Daveth
Kapitan drużyny koszykarskiej
Daveth


Liczba postów : 103
Join date : 18/01/2014
Age : 28

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPią Mar 28, 2014 9:08 pm

Genetyka nie była jednym z jego ulubionych przedmiotów. Właściwie, ze względu na jego leniwy stosunek na nauki czegokolwiek, ciężko powiedzieć aby coś takiego jak „ulubiony przedmiot” w ogóle miało miejsce w jego słowniku. Jednakże z pewnością istniały takie, które były w stanie w mniejszym lub większym stopniu zaciekawić. Niemniej, ostatnim z zajęć na ten dzień, była jak na złość przekoszmarnie nudna genetyka, na której nawet ktoś tak nadaktywny zaczynał w pewnym momencie wyłączać się na wszystko inne dookoła - przede wszystkim monotonny głos profesora. Choć początkowo miał taki zamiar, ostatecznie zrezygnował z udawania zainteresowanego tematem. Nie potrafił, to było ponad jego siły. Dlatego też oparł głowę, policzkiem na zgięciu nadgarstka i ciesząc jeno ciepłem wpadających oknem promieni słońca, siedział nieznacznie przygarbiony i z zamkniętymi oczyma. Z wolna przysypiał. I gdy tak wreszcie poczuł, że odpływa, a głos nauczyciela zanika coraz bardziej i bardziej... Donośnie rozbrzmiał dzwonek. Dokładnie w tym samym czasie, łokieć którym podpierał się o kraj ławki, zsunął się z niej i spowodował, iż nadmierne rozluźnienie, stan letargu w jaki wpadł, oraz ospałe, również nie zdołało w porę się zreflektować. Zarył więc elegancko twarzą o blat, dopiero wówczas doznając na tyle mocnego objawienia, aby móc poderwać się nieco skołowany. Kilka osób mających na ten cyrk najlepszy widok, wybuchnęła śmiechem. Nie czuł się z powodu incydentu szczególnie zawstydzony czy też zażenowany. Wyszczerzył się jedynie z lekkim zakłopotaniem, pocierając obolały nos, który i tak był już wystarczająco siny pod sporym, umieszczonym na nim plastrem. Idealnie dopasowywał się do sińców na lewym policzku i ramionach, chwilowo jeszcze ukrytych pod bluzą. Chodzenie poobijanym i tętniącym energią, było czymś tak dla jego osoby charakterystycznym, że gdyby kiedyś nagle zaczął przychodzić bez tych pierwszych, dopiero wszyscy zaczęliby się niepokoić owym stanem. Tymczasem energetyczna bateria, ponownie zdołała się naładować i w kilka sekund później, dostrzegając wyraźną pretensje w minie nauczyciela, który jeszcze chciałby go zatrzymać po lekcjach, zgarnął swoje rzeczy i prędko wypruł z sali.
Przemierzając korytarze szybszym truchtem i starając się przy tym nie wpadać na ludzi tak jak zwykle, co zresztą średnio mu się udawało, wreszcie wydostał się na zewnątrz. Chłodny powiew powietrza uderzył w niego łagodnym, acz zdecydowanie orzeźwiającym zefirkiem. Było to z pewnością najprzyjemniejsze doznanie jakiego miał możliwość uświadczyć tego dnia. Przynajmniej do czasu, aż ciężar sportowej torby przerzuconej przez ramię, nie zaczął mu o sobie przypominać. Przyjemna krągłość obijająca się z każdym krokiem o lewy bok, kusiła aż nadto wyraźnie.
Miał jeszcze sporo czasu. Jakieś dobre dwie i pół godziny nim będzie musiał zacząć się zwijać, by zgodnie z obietnicą, wyprowadzić młodziutkiego pitbula oraz bardzo żywiołowego labradora sąsiadów. Szkoda było go zmarnować na nic... Dlatego właśnie od razu skierował się w stronę boiska, zamierzając korzystać z niego do tego czasu. Nic tak jak koszyków, nie mogło przyprawiać go o większą radość. Jeśli tylko miał chwilę i jakieś kosze w pobliżu, korzystał ile mógł.
Początkowo w lekkim żalem dojrzał sylwetkę malującą się na tle ogrodzonego siatką boiska, lecz ten nie utrzymał się zbyt długo. Kompan do gry? Tym lepiej! Na to przecież nie mógł narzekać! Tym bardziej, gdy wraz ze zmniejszaniem odległości rozpoznał w ów chłopaku członka własnej drużyny koszykarskiej. Bez wahania skierował się do siatki i podczas gdy tamten oddawał następny w kolei rzut, zaczepił palce lewej dłoni na siatce, uśmiechając się do samego siebie. Piłka raz kolejny przeleciała przez kosz.
- Hej! Nie potrzebujesz czasem przeciwnika? – odezwał się głośno zaraz po tym jak piłka uderzyła o asfalt.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPią Mar 28, 2014 9:49 pm

Z jednej strony zachowywał się na boisku jak rozszalały dzieciak, mimo to wciąż nie zapominał o tym, że koszykówka to nie do końca sama zabawa, w końcu podchodzi do tego sportu jak najbardziej poważnie. Co prawda to już końcówka jego edukacji, więc powinien się kupić na nauce, jednak za żadne skarby świata nie mógłby zrezygnować z czegoś, co tak bardzo kocha. Zresztą, nie wytrzymałby długo przed książkami, Ulisses po prostu musi się ruszać, w przeciwnym razie skumulowana energia rozsadziłaby go od środka. Nic dziwnego, że pierwsze, co zrobił po zakończeniu zajęć w tak słoneczny dzień, to zabawa z piłką od kosza. Trudno mu było powstrzymać się od rozluźnienia w takiej formie, zwyczajnie musiał wybiec ze szkoły i skierować się w stronę boiska do koszykówki. Samemu nie gra się tak dobrze jak z innymi, jednak gra w jakiejkolwiek postaci jest wspaniała. Gdy jesteś sam na sam z koszem, możesz całkowicie poddać się euforii, na widok której inni gracze nie będą popadali w zdumienie. Wielu dziwi się czasem temu, że niebieskowłosy potrafi czerpać tyle nieuzasadnionej radości z drobnych rzeczy, najwidoczniej sami nie potrafią się cieszyć z drobiazgów.
Kiedy piłka odbiła się od asfaltu, złapał ją i docisnął do swojego biodra. Odwrócił się, gdy usłyszał znajomy głos. Wiedział, że go zna, jednak nie potrafił go zidentyfikować. Na całe szczęście pomogły mu w tym sprawne oczy. Przed sobą miał kapitana, który najwidoczniej sam miał ochotę zagrać, nim będzie musiał skupić się na innych rzeczach. Uliss powitał go szerokim uśmiechem, wcale nie krępując się tym, że mógł widzieć jego popisy. Sam Daveth potrafi cieszyć się z gry, jak nikt inny, zatem potrafi zrozumieć to, że każdy potrzebuje mieć pasję. Jak to dobrze, że w ich przypadku pasją tą jest koszykówka, ponieważ dzięki temu mogą dzielić ze sobą swoją fascynację. Olbrzym zaraz podał piłkę w stronę chłopaka z chytrym uśmieszkiem, jakby rzucał mu wyzwanie. Nawet postąpił kilka kroków w kierunku rozmówcy, w ten sposób pokazując swoje zdecydowanie.
- Przeciwnik zawsze się przyda, jednak musi mi on dorównywać - odpowiedział z rozbawieniem, a jednak nie potrafił uniknąć prowokacyjnej nuty w swej wypowiedzi. Wiedział, że ma drobną przewagę, dzięki swojemu wzrostowi, jednak wie też, że kapitan jest bardziej zwinny i nieco szybszy, zatem wymijanie obrońcy przychodzi mu z łatwością. Znają swoje mocne i słabe strony, więc rywalizacja będzie jeszcze lepsza, bo każdy z nich będzie próbował walczyć nie tylko z konkurentem, ale tez ze swoimi słabościami. Jak to dobrze, że Dav się tutaj znalazł, wspólna gra na pewno wyjdzie im na dobre.
- Zatem gramy jeden na jednego. Do ilu punktów?
Powrót do góry Go down
Daveth
Kapitan drużyny koszykarskiej
Daveth


Liczba postów : 103
Join date : 18/01/2014
Age : 28

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyNie Mar 30, 2014 4:10 pm

Daveth był dobrym kapitanem nie ze względu na umiejętności, ani nawet poświęcenie jakie wkładał w grę, treningi oraz komunikatywność i dobre relacje z pozostałymi członkami drużyny. Owszem, wszystkie te czynniki były również bardzo istotne, jednak to w dalszym ciągu nie to. Przede wszystkim potrafił doceniać zaangażowanie idące w parze z czerpaniem radości z koszykówki. Osobiste umiejętności każdego z graczy schodziły na znacznie dalszy plan, bo chociaż generowały one przebieg i możliwości w rozgrywkach, same w sobie nie mogły zagwarantować zwycięstwa jeśli panująca podczas takiej atmosfera, nie była odpowiednio motywująca. Traktował ich zawsze na równi, niezależnie od tego jakie wyniki osiągali z osobna. Kochał zresztą patrzeć na ludzi umiejących czerpać przyjemność z tego co robią. A jeszcze bardziej rywalizować z nimi. Dlatego też osoby pokroju Ulissesa niezwykle sobie cenił i szanował. Nic dziwnego, że krew zawrzała niemal od razu na widok jego popisów oraz zwycięskiego okrzyku sprzed chwili.
Obserwował jego reakcję z widoczną ciekawością, aż do czasu kiedy tamten nie odrzucił piłki w jego stronę. Szybkie i proste podanie, do którego musiał równie prędko wyciągnąć ręce aby móc je przyjąć. Powstrzymanie się od przywdziania twarzy w cwaniacki uśmieszek, było już praktycznie niemożliwe. Nawet nie próbował.  
- To może być problem. – pokiwał poważnie głowa, z udawanym zamyśleniem ważąc piłkę w dłoni. - Bo co będzie, jeśli ów przeciwnik okaże się aż ZA dobry? – zakręcił piłką na palcu, unosząc jedną brew ku górze, jakby w kompletnie niewinnym pytaniu. Zaraz jednak musiał roześmiać się zdrowo i włożyć piłkę między kolana, by móc zrzucić z ramion swoją skórzaną kurtkę oraz torbę. Niedbałym ruchem cisnął nimi na trawę, nieopodal rzeczy towarzysza. Dopiero wówczas ujął kulisty przedmiot o przyjemnie znajomej, chropowatej powierzchni i spojrzał przeciwnikowi prosto w oczy, przy czym niestety musiał lekko zadrzeć głowę. Różnica wzrostu była znacząca. Zwłaszcza w koszykówce, gdzie pozwalała ona lub nie pozwalała na większe bogactwo możliwych do wykonania manewrów. Rzecz jasna, o wiele ważniejsza była skoczność, siła nóg, szybkość, zwinność i doświadczenie. Bo choć Daveth potrafił wykonać wsad jeśli zmuszała go do tego presja, nie był w tym specjalistą. Nie potrafił zrobić tego tak pewnie i umiejętnie jak Ulisses. Podobnym problemem w graniu z nim jeden na jeden, były wszelkie błędy jakie mógłby popełnić pod koszem. Jeśli w takim wypadku nie byłby w stanie dostatecznie szybko go zablokować, wszystkie zbiórki należały do niego. Co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. Każdy z nich miał swój własny styl, mocno odbiegający od stylu drugiego, gdyby przyjrzeć się detalom. Właśnie dlatego myśl o rywalizacji z nim tak bardzo cieszyła i ekscytowała.
- Do 26 punktów. – rzucił pierwszą liczbą, jaka przyszła mu do głowy. Wbrew powszechnym oczekiwaniom, oddanie ok 13 rzutów (jeśli liczyć tylko te za 2 punkty) przez jednego zawodnika na normalnym meczu, to niebotyczny wysiłek. Teraz mogli sobie pozwolić na taką a nie inną skale punktową tylko dlatego, że grali pojedynczo.
- Hej, skoro już przy tym jesteśmy, powiedz... Lubisz zakłady? – szare oczy zabłyszczały, gdy podobna myśl przeszła mu przez głowę.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyNie Mar 30, 2014 8:24 pm

Zna Davetha w miarę dobrze, ale jego styl gry zna doskonale. Czasem, gdy zamknie oczy, może bez problemu odtworzyć jego ruchy. Nie sposób zliczyć ile czasu spędzili razem na wspólnej grze wraz z innymi członkami drużyny koszykarskiej. Jako niski skrzydłowy Ulisses musi wiedzieć, jak grają pozostali, bo jest ich wsparciem. To dość zabawne, że tak wyróżniający się na co dzień chłopak - choćby ze względu na swoje niebieskie włosy - na boisku robi za tło gry innych. Właściwie niezbyt mu to przeszkadza, jakoś nie marzy mu się, aby zostać gwiazdą szkolnej drużyny, również nie odczuwa presji w kwestii zdobywania punktów, po prostu robi wszystko, aby zespół mógł wygrać. Czasem chciałby w połowie meczu przechwycić piłkę i zrobić bez słowa ostrzeżenia cudowny wsad, jednak to byłoby nie na miejscu, w końcu żaden z graczy nie powinien pozwalać sobie na tak wielką indywidualność. Nie zależy zapominać, że koszykówka to wciąż gra zespołowo, nawet jeśli podczas gdy wyłania się wiele wybitnych jednostek. Wystarczy spojrzeć na drużynę koszykarską w Traditional Royal School, aby dostrzec, że nawet pięcioosobowy skład główny może być złożony z wielkich indywidualności.
Kiedy tylko dostrzegł błysk w oku kapitana, a przynajmniej tak mu się zdawało, wtedy sam przybrał bardziej śmiałą postawę, która jasno ukazywała jego chęć rywalizacji. Nie czuł, aby w jakikolwiek sposób był prowokowany, właściwie słowa towarzysza uznał za swoisty żart. Dav miał prawo sądzić, że może wygrać, w końcu ich szanse są naprawdę wyrównane. Co prawda, kapitan nie może pozwolić  sobie na wysokie piłki, ale jeśli wykorzysta swój niski wzrost przy wymijaniu olbrzyma, wtedy będzie mógł zdobyć sporo punktów. Uliss wyszczerzył zęby w zadowolonym uśmiech, nawet delikatnie zmrużył oczy. Gdy otworzył je, chłopak znajdował się tuż przed nim i to z zadartą głową, co wyglądało nawet uroczo. Dobrze, że niebieskowłosy nie podzielił się swoimi spostrzeżeniami z kapitanem, bo jeszcze dostałby po pysku. Niestety, kapitan bywa temperamentny, co na boisku jest zaletą, ale poza nim to z pewnością wada.
- Jeśli przeciwnik będzie za dobry, wtedy będę czuł się zmotywowany do dalszych ćwiczeń - odpowiedział spokojnie, nieco poważniejąc, jakby już skupiał się na ich pojedynku. To na pewno będzie emocjonujące starcie, nawet jeśli nie mają żadnej widowni. I tak najważniejsze jest to, by obaj czerpali z gry jak najwięcej radości. Ulisses z całą pewnością nie odpuści, nawet nie ma takiej opcja - ma zamiar grać do upadłego.
- Jesteś tak pewny siebie, że aż myślisz o zakładach? - spytał z chytrym uśmieszkiem, już w głębi ducha ciesząc się z rywalizacji. Zakład z całą pewnością będzie dla nich dobrą motywacją do osiągnięcia zwycięstwa. - Możemy się założyć. Jeśli wygram, do końca dnia będziesz moim niewolnikiem. Będzie musiał spełniać każdą moją zachciankę, nawet gdyby była ona najgłupszą rzeczą, jaką musiałbyś zrobić. Co ty na to? Zaryzykujesz czy może wolisz się wycofać?
Ta propozycja z jego strony była jak najbardziej poważna. Jeśli mają już grać na poważnie, to niech chociaż stawka będzie wysoka. Zabawnie będzie patrzeć na wysiłki Davetha, który zaczyna brać grę całkowicie poważnie. Pochwycił piłkę, jednak nie zabrał jej dla siebie, bezczelnie docisnął ją do torsu kapitana. Czekał jeszcze na jego warunki, ale i tak nie było już odwrotu, nie dla niego. Zrobił się nieco bardziej poważny, jednak w jego dwukolorowych tęczówkach wciąż krył się błysk radosnej ekscytacji. Nie wytrzyma, chce już zacząć grać.
- Ty zaczynasz.
Powrót do góry Go down
Daveth
Kapitan drużyny koszykarskiej
Daveth


Liczba postów : 103
Join date : 18/01/2014
Age : 28

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPon Mar 31, 2014 4:37 pm

Miał w zanadrzu wiele trików. Jako gracz wszechstronny, wszakże grający na pozycji rozgrywającego, Daveth musiał umieć wyciągać asy w odpowiednim momencie. Jego dewizą były szybkie podania oraz zdobywanie punktów tak spod kosza jak i po obwodzie. Kłamstwem byłoby nie przyznać, iż jest w tym naprawdę dobry. Niemniej... Świetnie zdawał sobie sprawę, że sam w sobie żadnym Asem nie jest. W drużynie byli zawodnicy znacznie lepsi od niego, a za jednego
z takowych zdecydowanie uważał osobę Coleridge'a. Posiadał on chyba wszystkie możliwe atuty koszykarza. Jego wzrost, siła nóg, manewrowość, talent oraz podkreślające go umiejętności, stanowiły mocne podparcie dla całej drużyny, już niejednokrotnie nakładając potężną presję na barki przeciwników. Jako rywal, stanowił doprawdy niebanalne wyzwanie. Zwłaszcza tu i teraz, gdzie nie ograniczała go pozycja. Nawet jeśli znał jego sposób gry (bo i niejednokrotnie miał możliwość podczas mało znaczących meczy towarzyskich oglądać popisy, na które ewentualnie dopiero wówczas przyzwalał trener lub przy zwyczajnie luźnych meczach między członkami ich własnej drużyny), nie znaczyło to od razu, że sprawa stanie się łatwiejsza. I to cieszyło przede wszystkim! A kto wie? Może jeszcze zaskoczy go czymś, czego nie miał dotąd okazji oglądać? Aż paliło go od środka, by móc przekonać się o tym na własnej skórze. Niezależnie od tego, który z nich ostatecznie zwycięży czuł, że żaden z nich nie będzie miał możliwości pożałować świetnej zabawy mającej poprzedzić wynik.
Brunet wierzył w swoje umiejętności. Wierzył, że może wygrać, lecz jednocześnie nie zakładał tego z góry. Jedyne co mógł zrobić, to zaufać własnej grze oraz czerpać moc z ewidentnej pewności siebie, którą teraz emanował. Nie mniej takowej dostrzegł od razu w postawie Ulissesa, a także przyciągającym uwagę spojrzeniu. To drugie zresztą zawsze absorbowało i to z pewnością nie tylko Davetha. Nigdy jakoś nie miał czasu zapytać, czy ten cholernie wysoki dziewiętnastolatek nosi soczewki, czy jest to raczej jego naturalny kolor oczu. Ciężko było powiedzieć na pewno, ale wydaje się, że słyszał kiedyś o ludziach z mogącymi się pochwalić dwojgiem oczu innego koloru. Z daleka różnica ta mogła nie być aż tak wielka, lecz z bliska z pewnością rzucała się w oczy. Zresztą jak cały on – nie oszukujmy się. Z jakiegoś powodu, przypominał mu on huskiego. O tak! Gdyby Ulisses był psem, to tylko i wyłączenie w jego mniemaniu huskym! Nie żeby do szczególnie normalnych należało dopasowywanie ludzi do psów, ale to chyba jeszcze stosunkowo lekki odchył zwierzolubstwa. Zwłaszcza psolubstwa. Na samą myśl jego uśmieszek przybierał bardziej łagodnego i spokojnego wyrazu, lecz nie mogło to trwać dłużej niż sekundę. Głównie za sprawą uwagi chłopaka.
Podrapał się po czubku nosa, którego nie zasłaniał plaster z bardziej poważnym wyrazem twarzy. Podkreślić należy, że Daveth potrafił być poważny i odpowiedzialny tylko i wyłącznie w sprawach kosza. No... Może jeszcze w stosunku do zwierząt.
- Jako kapitana, stawia mnie to w dość kłopotliwym położeniu. Nie mogę przecież doprowadzić do rozbestwienia członka drużyny.
Oczywiście wierzył, ze Ulisses nagle nie zacznie zachowywać się arogancko tylko z powodu jednej wygranej, ale swoje owe słowa wywarły. Teraz zdecydowanie nie chciał przegrać.
- Kto wie? – odpowiedział pytaniem na pytanie, tym razem faktycznie
z lekką i zamierzoną prowokacją. Zakłady były czymś, co podnosiło ciśnienie w dość pozytywny dla niego spokój, aczkolwiek niestety nie zawsze kończyły się dla niego dobrze. Najwyraźniej nie uczył się zbyt szybko na błędach. Nie zniechęcił się propozycją niebieskowłosego. Ba! Nawet nie skrzywił. Zamiast tego wyprostował się dość dumnie i obnażył zęby w uśmiechu.
- Nie licz na to. Zamierzam w pełni wykorzystać zasadę tego zakładu jeśli wygram, więc lepiej porządnie się przyłóż. Inaczej będziesz musiał postarać się odrobić z moimi wypracowaniami na ten tydzień. Gramy na lewej połowie boiska. – przestrzegł go, by jeszcze bardziej zachęcić do walki, o ile podsycenie atmosfery było jeszcze w ogóle możliwe czy konieczne. Nie tracąc kontaktu wzrokowego, drgnął nieznacznie gdy odebrano mu piłkę, lecz zaraz ułożył dłoń pod nią, kiedy została przyciśnięta ona do klatki piersiowej. Serce zabiło mocniej jeszcze zanim ponownie ją przejął.
- Skoro nalegasz. - poczekał aż ten puści piłkę, aby mógł cofnąć i wykonać pierwsze kozły z przerzutem z lewej do prawej i prawej do lewej. Dopiero wówczas przystąpił do ataku, usiłując szybko wyminąć przeciwnika i zdobyć na tyle dużo luzu, by móc oddać pierwszy rzut. To nie będzie łatwe. Wiedział o tym doskonale.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPon Mar 31, 2014 6:24 pm

Odrobinę zaskoczyło go tak uważne spojrzenie kapitana wbite w jego oczy, jednak nie śmiał pierwszy oderwać od niego wzroku, ponieważ kontakt wzrokowy w tej chwili był ich pierwszym starciem, choć jeszcze nie zaczęli grać. Odrobinę czuł się jak przed walką bokserką, takie przynajmniej miał wrażenie, gdy tak otwarcie mierzyli się nawzajem wzrokiem. Było w tym mnóstwo żartobliwości, jednak z każdą chwilą ekscytacja coraz bardziej wkradała się między nich i sprawiała, że obaj brali rywalizację jak najbardziej serio. Zachowywali się poniekąd niepoprawnie, ale chyba można im to wybaczyć, w końcu rzadko się zdarza aby stawali w szranki. Niestety, na meczach i na treningach mają wyznaczone pozycje, na dodatek są one dość istotne, przez co odpowiedzialność przygniata ich ambicje, zabija chęć wykonania indywidualnych zagrań. To dobrze, że nie starają się grać w pojedynkę, jednakże czasem tęsknota za szaleństwami na boisku staje się niezwykle wyrazista. Właśnie dlatego Ulisses znalazł się właśnie tutaj całkowicie sam, chciał pograć bez jakichkolwiek trosk. Jak to dobrze, że pojawił się Dav, który z chęcią z nim zagra i to tak po prostu, bez jakichkolwiek ograniczeń. Czy nie obaj czekali na podobną okazję?
- Nie musisz się tak o mnie martwić, woda sodowa na pewno nie uderzy mi do głowy - odpowiedział na jego słowa z lekkim rozbawieniem, próbując się wyobrazić to swoje rozbestwienie. Jakoś trudno było mu myśleć o sobie jak o hardym osobniku, najwidoczniej nie potrafi pozwolić sobie na obiektywizm, kiedy chodzi o niego samego. W każdym razie szczerze wierzy w to, że zwycięstwo go nie zepsuje. A zresztą, ich szanse jak na razie są wyrównane, więc nie ma potrzeby, aby teraz rozmyślał o tym, jak odmieni go niepewna wygrana.
Kiedy usłyszał jego groźbę, uniósł kąciki ust w tajemniczym uśmieszku. Jakoś nie bał się wypracowań, bo pisanie różnorakich tekstów wychodzi mu całkiem nieźle, jednak Dav i tak byłby zmuszony pomóc mu od strony merytorycznej, aby czasem nie powypisywał jakichś głupot. Cóż, musi teraz za wszelką cenę wygrać, jeśli chce uniknąć jakże "morderczego wysiłku" wykonanego na rzecz kapitana. Puścił piłkę i w ułamku sekundy skupił się na postaci przeciwnika, jednocześnie wciąż śledził piłkę. Dav się cofnął, w ten sposób jasno sugerował się, że szykuje się do rozpoczęcia gry, tym samym także wyraził chęć przeprowadzenia ataku. Wyczekiwał z coraz większą niecierpliwością jego ruchu, z ekscytacji poczuł, że nawet krew zaczyna mu szybciej krążyć. To coś niesamowitego, ten gorący dreszcz adrenaliny mknący niczym błyskawica wzdłuż całego ciała. Kozłowanie Davetha było doprowadzone do perfekcji, ruchy ciała były sprawne, lecz w żadnym przypadku nie zdradzały zamiarów kapitana. Uliss zareagował instynktownie i poruszył się w tym samym kierunku co jego przeciwnik, aby po chwili już znaleźć się blisko niego. Nie da mu wolnej przestrzeni, nie może tego zrobić, w końcu zbyt wielka swoboda pozwoli mu zdobyć punkty zbyt łatwo. Kapitan musi się bardziej postarać, jeśli tak bardzo chce go ominąć. Zagrodził mu drogą swoim ciałem, posyłając mu przy tym chytry uśmieszek. Może i jest wielki, ale to nie znaczy, że też nie jest zwinny. Łączy w sobie cechy zarówno niskiego, jak i wysokiego gracza, w końcu to jest główny atut niskiego skrzydłowego.
- Nie zniechęcaj się za szybko.
Chciał go odrobinę podrażnić, aby w ten sposób jeszcze bardziej zmotywować. Chce zobaczyć prawdziwą pasję w jego grze. Nie odpuści mu, nie może tego zrobić, kiedy już zaczął poważnie myśleć o tej ciekawej rywalizacji.
Powrót do góry Go down
Daveth
Kapitan drużyny koszykarskiej
Daveth


Liczba postów : 103
Join date : 18/01/2014
Age : 28

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPon Mar 31, 2014 8:02 pm

Być może uliczna koszykówka to nie to samo co finały mistrzostw ligi (starszych) juniorów, na które naprawdę skrycie liczył w tym roku, lecz pod kątem odczuwanych w trakcie jej trwania emocji ani trochę im nie ustępuje! Swoboda i dzikość mogły tutaj przybierać dowolne kształty oraz style. Gracze byli panami własnych wyborów, polegając przede wszystkim na instynkcie. Z zasad trzymali się tylko tych ustalonych przez siebie samych, lub ewentualnie dodanych w gry trakcie. Co mniejsze, popełniane błędy nawet nie były brane pod uwagę. Streetball niejednokrotnie bywał także brutalniejszy, ale bardzo wątpliwe aby Daveth lub Ulisses chcieli w nadmiarze wykorzystywać i tę możliwość działania. W końcu na co dzień byli niczym „towarzysze broni”, nie tylko działając w tym samym klubie koszykarskim, ale także wchodząc w skład pierwszej piątki. Nie wspominając już o całkiem niezłych relacjach jako takich. Żadnemu zatem nie marzyło się raczej wariowanie z kompletną bezmyślnością i brakiem wyobraźni, co mogłoby doprowadzić któregoś z nich - lub co gorsza obu - do kontuzji. A w tym wyjątkowo sporcie o takową nietrudno. Poważniejsza równała się co gorsza wykluczeniem z ewentualnych meczy oraz zawodów, a to bolało. Bolało, i to jeszcze jak dotkliwie.
Na fory rzecz jasna, żaden także liczyć nie mógł tylko z tego względu. Daveth chętnie zleciłby swój nawał zadań na barki starszego chłopaka. Nie oszukujmy się, ze względu na swoją nieszczególną chęć do nauki i rozleniwienie w tym temacie, orłem już raczej tak jak w podstawówce nie będzie. Siedzenie nad nudnymi książkami oraz notatkami, męczyło w sposób zupełnie inny niż najcięższy trening i na dodatek nie przynoszący żadnej satysfakcji. Wina leżała też naturalnie w niemożności usiedzenia nad czymś takim dłużej.
Ba-dum-dum.
Ba dum.

Serce przyspieszyło swój rytm wraz z pierwszymi, przyspieszonymi ruchami całego ciała. Co za świetne uczucie. Nieprzesadne ciepło promieni słonecznych, lekki zefirek muskający skórę i rozwiewający włosy... Ekscytacja. Adrenalina. Szeroki uśmiech aż sam prosił się o wypełznięcie na usta. Nie zniknął nawet wówczas, gdy został zatrzymany dokładnie tak jak przewidywał.
- Żartujesz? Jeszcze nawet dobrze nie zacząłem~ – zadziornie puścił mu oczko i uważnie obserwując ruchy przeciwnika, skoczył w prawo, później w lewo, czując iż ten podąży za nim w celu dalszej blokady, byle tylko nie pozwolić mu przez siebie przejść. Kolejny raz w prawo i... Zmyłka z wykonaniem ruchu w miejscu, a następnie półobrót wokół własnej osi aby spróbować przejścia powtórnie i rzutu w lekkiego wyskoku do przodu. Jeśli nie zostanie teraz przejrzany, być może zdobędzie pierwsze punkty. W przeciwieństwie do Ulissesa dopiero się rozgrzewał, a jednak czuł, jakby grał od dobrej pół godziny.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyPon Mar 31, 2014 8:44 pm

Obaj woleli uniknąć jakiejkolwiek kontuzji, w końcu nawet najbardziej obiecujący pojedynek nie jest wart uszkodzenia ciała, zwłaszcza, kiedy mają jeszcze przed sobą mnóstwo meczy. Jeszcze nieraz będą mieli okazję razem zagrać jeden na jednego, już Ulisses o to zadba. Teraz powinni rozkoszować się grą, póki mają ku temu dobrą okazję. Niech ich chociaż odrobinę poniesie, niech oderwą się chociaż na chwilę od swoich pozycji na boisku, ponieważ w tej chwili są tutaj sami i nie ma nic oprócz ich gry. Lecz nad nimi wciąż wisi zakład, który sprawia, że aż chce się dać z siebie wszystko. Niebieskowłosy zapewne poradziłby sobie ze spełnianiem zachcianek kapitana, mimo to mierzył jedynie w wygraną, bo już ma parę pomysłów na to, o co mógłby poprosić Davetha.
W nich obu ekscytacja ciągle wzrastała. Ruchy rywala były imponujące, tak niesamowicie płynne, przez co olbrzym musiał przyznać choćby przed samym sobą, że zwinność lidera szkolnej drużyny koszykarskiej nie ma sobie równej. Nic dziwnego, że Uli dostrzegł jedynie początkową zmyłkę. Krok w prawo, następnie w lewo i znów pochylił się w prawo, leczy tym razem zmyłka była jak najbardziej udana. Półobrót, wyskok i rzut. W jednej chwili wzbił się w powietrze i spróbował długą ręką sięgnąć do unoszącej się w powietrzu piłki, która już zmierzała w kierunku kosza, jednak zdołał ją zaledwie musnąć opuszkami palca. Piłka wpadła przez obręcz, następnie musnęła łańcuchy, które znów rozbrzmiały tym samym odgłosem, co wtedy, gdy sam Ulisses trafił, lecz tym razem dźwięk ten pozbawiony był słodyczy. Nie było to bolesne czy irytujące, właściwie było w tym coś wspaniałego. To dobrze, że kapitan może popisać się takimi zagraniami, jednak lepiej będzie, jeśli zachowa takie asy na nieco późniejszą część ich gry. Szkoda odsłaniać wszystkie atuty już na początku.
- Nie martw się, pomogę ci się rozgrzać - odrzekł w końcu na jego słowa. - Na razie dwa do zera.
Spokojnie ruszył się po piłkę, następnie przeszedł z nią do odpowiedniej linii, w końcu grają na jednej połowie boiska. Zaczął od kozła, tego nie można było uniknąć. Niezwykle łatwo zdominował w ataku Dava, nie przestając na niego napierać wolnym ramieniem, przy czym stale trzymał piłkę z daleka od niego. Jeśli pozwoli mu teraz odebrać sobie piłkę, da mu szansę na zdobycie znaczącego prowadzenia. Szybko oderwał się od niego i wybił do skoku. Gdy znalazł się wysoko w powietrzu, wykonał dokładny rzut. Wykorzystał różnicę w ich wzroście, czego wcale nie żałował. Trener od początku uczył ich, aby wykorzystywać słabe punkty przeciwnika. Piłka zaraz wpadła do kosza, wtedy też na twarzy Ulissa pojawił się radosny uśmiech. Nie miał zamiaru kryć swojej radości ze zdobytych punktów.
- Po dwa punkty.
Powrót do góry Go down
Daveth
Kapitan drużyny koszykarskiej
Daveth


Liczba postów : 103
Join date : 18/01/2014
Age : 28

Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki EmptyWto Kwi 01, 2014 12:16 pm

Było tylko „tu i teraz”. Boisko, kosz, piłka i przeciwnik. Powoli, z czasem jak gra zacznie nabierać coraz bardziej zamaszystego tempa, te cztery rzeczy będą coraz bardziej pochłaniać ich uwagę. I tak do czasu, aż przestaną dostrzegać cokolwiek innego. Zaangażowanie i pasja, którymi mogli poszczycić się jedynie naprawdę kochający uprawianą dyscyplinę gracze.
Daveth wykonał stosunkowo nowy manewr nie tak do końca bezmyślnie i z wykluczeniem wyobraźni. Wiedział, że Ulisses zna jego technikę, i to zapewne lepiej niż sam Daveth chciałby sobie tego życzyć w chwilach takich jak ta. Choć naturalną koleją rzeczy, w trakcie gry drużynowej było to pomocne, tak teraz stanowić musiało istny cierń w boku. Dlatego też już na samym początku postanowił zrobić coś spontanicznego i niebanalnego. Wykorzystać jeden z ćwiczonych na boisku nieopodal domu trik. Przejście, przy którym już raz udało mu się skręcić swoją drogą kostkę. Całe szczęście był to zaledwie trzydniowy uraz, a ze względu iż incydent miała miejsce w okresie dłuższego weekendu sprawił, iż nawet nie musiał przyznawać się do niego trenerowi. Wykurował go w mgnieniu oka. Niemniej, było to faktycznie coś czego Ulisses mógł się nie spodziewać. Zazwyczaj był wszakże specem od szybkich podań, a i jako najniższy w głównym składzie zawodnik, prawie nigdy nie musiał samotnie zmagać się z silniejszym i wyższym przeciwnikiem. Jedynie kwestia przeczucia, mogąca zawieść w każdej chwili. Postawić na asa na samym początku, by dać złudzenie swojej pewności co do możliwości wykonania większej ilości podobnych manewrów, niezależnie od faktycznej prawdy. Koszykówka to w końcu wyjątkowy sport, w którym gracz musi używać tak intelektu jak i umiejętności fizycznych. Przeczucie mogło go zawieść. Ulisses wcale nie musiał dać się nabrać, a nawet jeśli, zapewne długo wahać się i zastanawiać po kilku kolejnych rundkach nie będzie. Z tego też powodu, zamierzał jak najlepiej wykorzystać pierwsze chwile gry do zdobycia przewagi. Zabawne... Gdyby potrafił myśleć w ten sposób o czymś innym niż tylko koszykówce, z pewnością osiągałby o wiele lepsze wyniki ot choćby w nauce.
Z pełnym zadowolenia uśmieszkiem przyjął swój pierwszy kosz, nie tracąc jednak gardy i już skupiając swoją uwagę na osobie wyższego kolegi.
- Skoro tak mówisz ufam, że mnie nie zawiedziesz. – rzucił za nim i ugiął lekko nogi, łapiąc krótki wdech przed szarżą Ulissesa na kosz. Tak jak podejrzewał... Jego siła oraz wzrost stanowiły przerażającą przeszkodę. Brunet z pełnym zacięciem usiłował przyblokować go i utrudnić poruszanie się z piłką, wyczekując jakiejkolwiek luki aby skoczyć i odebrać piłkę. Nic takiego jednak się nie pojawiło i wcale go to nie zdziwiło. Przy skoku zaś, szans nie miał praktycznie żadnych. Owszem, potrafił skakać jak na swój wzrost wysoko, lecz to ciągle za mało aby móc dorównać niebieskowłosemu zawodnikowi.
- Huh. – podrapał się po potylicy z konsternacją na twarzy, lecz i w dalszym ciągu z ogniem w oczach. Teraz chyba jeszcze wyraźniejszym niż wcześniej.
- Mówił ci ktoś, że w powietrzu bywasz naprawdę niezłym potworem? - lekkim truchtem ruszył po piłkę, absolutnie nie mówiąc tego z pretensją czy niechęcią. Wręcz przeciwnie.
Gra się dopiero zaczęła, więc jeszcze sporo radości, potu oraz zmęczenia przed nimi~ Krew mogła już tylko wrzeć z każdą kolejną minutą, gotując się w żyłach podczas nawet najkrótszej akcji, zetknięcia się zmagających ze sobą ciał, walk o piłkę... Zanim którykolwiek z nich się zorientował, dobili do połowy skali punktowej. Lub raczej, Daveth do niej dobił, początkowo wychodząc na prowadzenie. Później jednak role się odwróciły i to Ulisses był tym, który kontrolował grę różnicą czterech punktów. Obaj dawali przy tym z siebie ile tylko mogli. Za siatką boiska zebrała się już nawet pewna grupka widzów, lecz oni byli zbyt skupieni na sobie wzajemnie by móc to od razu spostrzec. Testowali siebie nawzajem, sprawdzali, grali dziko ale nie bezmyślnie. Osiemnastolatek czuł się przy tym świetnie. Nie mógł się nie śmiać podczas każdego udanego rzutu lub okazywać jakąkolwiek wrogość gdy to towarzysz wbił piłkę do kosza. Dwukrotnie udało mu się wykonać z powodzeniem tomahawk, lecz ostatni rzut hakiem poszedł się kochać przy wybiciu mu piłki z rąk przez przeciwnika. I znowu piłka była w rękach Ulissesa...
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Boisko do koszykówki Empty
PisanieTemat: Re: Boisko do koszykówki   Boisko do koszykówki Empty

Powrót do góry Go down
 
Boisko do koszykówki
Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next
 Similar topics
-
» Boisko piłkarskie

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Yaoi Gakuen :: Traditional Royal School :: Tereny wokół szkoły :: ∎ Boiska-
Skocz do: