IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Nr. 79

Go down 
AutorWiadomość
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPią Mar 07, 2014 7:32 pm

Wrócił z towarzystwem, co ostatnimi czasy zdarzało mu się równie rzadko, co oglądanie kolorowej telewizji. I co więcej, było to kobiece towarzystwo, zatem diametralnie odmienne od tego, do którego nawykł. Nie miał zielonego pojęcia jak zachowywać się w jej obecności, czy wypada bez ogródek przejść do rzeczy i wręczyć blondynce telefon, czy wpierw nastawić wodę na herbatę i zapytać, czy w torebce miała coś poza portfelem i dokumentami. A właśnie, skoro już o tym mowa.
-Zadzwoń od razu do banku, żeby zablokowali konto. Miałaś kartę w torebce, tak? Lepiej się pospiesz, bo zostaniesz z niczym.
Zasugerował, przez krótki moment pieprząc się z zapałkami, by zapalić gaz pod czajnikiem. Każdy znajomy który raz na ruski rok taszczył tu swoją dupę z interesami, uparcie doradzał mu zmianę na czajnik elektryczny, ale Jasper był dość staroświecki i wolał pobawić się chwilę.
Postawił na małym, chwiejnym stoliku przy oknie dwa kubki, przy okazji odsuwając stopą kocie miski z wodą i żarciem. Pardon, z wodą i pustą, bo Snickers zawsze pazernie wyżerał wszystko do końca już za pierwszym podejściem. Co tu się dziwić, rasowy dachowiec jak się patrzy.
A potem usiadł ciężko na taborecie, wyjął paczkę fajek, podstawkę spod doniczki i odpalił, milcząc przez jakiś czas. Ugościł. Herbatą i telefonem.
-Podwiózłbym cię do domu, ale samochód stoi w warsztacie. Tego...
I nastała niezręczna cisza, bo Moore zaciął się całkiem. Przyglądał się mu bez najmniejszego skrępowania, a i owszem, ale żeby powiedzieć coś konkretnego i wnoszącego - zapomnij. Nie był obyty towarzysko, nie posiadał za grosz ogłady, a słowne faux pas zdarzały mu się co chwila. Stąd chyba lepiej by nie odzywał się wcale, utrzymując zdrowe minimum.
Teraz rzuciło mu się w oczy, że mimo wszystko nieznajoma jest dosyć płaska, aczkolwiek ten drobny mankament nie miał znaczenia, gdy cała reszta prezentowała się dość apetycznie. Jeśli Chris spodziewał się po nim pokładów pozornej choćby poprawności - przeliczył się. Moore był tylko facetem, który na widok długich nóg, zgrabnego tyłka i dużych oczu dostawał zawrotów głowy.
-Hej. Spokojnie, wszystko będzie w porządku. Cała się trzęsiesz, i... kurwa. Znaczy się... przepraszam. Nie mam zbyt wiele wspólnego na co dzień z kobietami.
Uśmiechnął się krzywo, po czym przelotnie rzucił okiem na swój grafik z rozpiską godzin o jakich stoi na bramkach w zatrudniającym go klubie. Dzisiaj już miał puste pola o czym wiedział doskonale, ale w końcu byłoby z deka niezręcznie, gdyby wlepił w niego spojrzenie i pozwolił atmosferze zgęstnieć jeszcze bardziej. I miał tu na myśli wyłącznie komfort psychiczny kobiety, bo osobiście nie miał nic przeciwko wszechogarniającej ciszy.
Wtedy do kuchni zajrzał jego wielki, rudy kot, ocierając się zamaszyście o łydki nieznajomej; widać naiwnie wierzył, że ma tu jakąkolwiek moc sprawczą w kwestii podawania jedzenia. Chwycił zwierzaka ramieniem, pochylając się nisko i potarmosił mu łeb szeroką dłonią.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPią Mar 07, 2014 9:24 pm

Chris nie był pewien, czy podjął słuszną decyzję, podążając za mężczyzną. Nic jednak nie wskazywało na to, by zamierzał zrobić mu krzywdę. Jeśli tylko dopuści go do telefonu, to będzie naprawdę dobrze. Jeśli nie, ucieknie kopiąc i krzycząc, jak porządna laseczka. Przynajmniej takie, mało rzeczywiste plany, przyszły mu chwilowo do głowy. Przygryzł wargę, wchodząc do mieszkania i rozglądając się po nim ostrożnie. Nie dostrzegł żadnych toporów, noży, tasaków, ani innych podejrzanych rzeczy służących do naruszenia czyjejś osoby. To nie świadczyło o tym, że jego gospodarz nie jest psychopatą-gwałcicielem (mógł mieć zamknięty pokój), ale irracjonalnie uspokoił blondyna. Ten oparł się o framugę w kuchni i zaczął obserwować poczynania nieznajomego. Był lekko zaskoczony brakiem normalnego, przeciętnego czajnika, ale nie była to oznaka "psychiczności" bruneta. Każdy ma jakieś swoje zboczenia.
Przyjął telefon z ulgą. Zaczął się nawet uspokajać. Pokiwał lekko głową, słysząc sensowną poradę. Zadzwonił najpierw na infolinię, a potem wykręcił z pamięci numer do banku. Oczekiwanie po kolej na każde połączenie z kolejną automatyczną sekretarką, każącą wybrać jakiś numer zajęło mu sporo czasu. Wysłuchiwanie interesujący melodyjek nie było zbyt zajmujące, więc spojrzeniem znowu powędrował ku mężczyźnie. Wzruszył lekko ramionami, nie biorąc najwyraźniej do siebie takiego przykrego zbiegu okoliczności. W końcu, ten dzień i tak był już spisany na straty, a podwózka niewiele by zmieniła, skoro nie miał kluczy do swojego mieszkania. Właśnie! Musi zadzwonić do brata i wytłumaczyć mu swoją parszywą sytuację.
Skulił się lekko, odruchowo, gdy usłyszał przekleństwo. W pierwszej chwili odebrał je za atak, dopiero wraz z wyjaśnieniem dotarło do niego, że nieznajomy nie przywykł do wizyt i rozmów z obcymi. Cóż, to było ich dwóch. Tyle dobrze, że blondyn trochę się uspokoił. Nic nie wskazywało na to, by coś nieprzyjemnego miało mieć miejsce.
W końcu odebrał żywy człowiek. Chris przedstawił swój problem, a potem, gdy przyszło mu się przedstawić, wyszedł z kuchni i zniżył znacznie głos. Właściwie w ostatniej chwili przypomniał sobie, że jest w swoim kobiecym wcieleniu i nie może się tak łatwo zdradzić. Zablokował kartę bez większych problemów i odetchnął z ulgą. Kolejnym krokiem było zadzwonienie i zablokowanie swojego numeru komórkowego. Czekając znowu na infolinii wrócił do kuchni.
- Która herbata jest moja? - spytał, przekrzywiając lekko głowę. Przypomniał sobie zaraz, że powinien być miłą i uroczą dziewczyną, skoro obcy facet przyprowadził go do swojego domu i dał swój telefon. Uśmiechnął się. Delikatnie, unosząc prawy kącik ust do góry i pokazując kawałek bielutkich ząbków.
Skinął głową, gdy dostał informację i wziął dokładnie drugi kubek. Tak na wszelki wypadek, gdyby, korzystając z jego nieobecności, gospodarz zdecydował się wrzucić mu jakąś tabletkę gwałtu, czy inne świństwo. Mimo swojego wyglądu sprawiał wrażenie niegroźnego, ale lepiej było dmuchać na zimne.
Ponownie w końcu odebrał żywy człowiek i Chrissy wyszedł na korytarz, podając swoje dane i tłumacząc całą sprawę. Gdy otrzymał satysfakcjonującą odpowiedź pożegnał się i zadzwonił jeszcze na policję. Miał nieprzyjemne wrażenie, że wykorzystuje uprzejmość gospodarza, ale... Chciał wiedzieć, co będzie musiał załatwić następnego dnia. Tym razem rozmowa była krótka, żadnego czekania, aż łaskawie ktoś raczy podnieść słuchawkę. To dobrze. Nie chciał za bardzo naciągać mężczyzny na wydatki. Podziękował za wszystkie informacje i się rozłączył, a potem wrócił do kuchni i usiadł na krześle. Lekko się chybotało, ale nie wyglądało, jakby miało zaraz zmienić swój stan na kupę połamanych desek.
- Muszę jeszcze zadzwonić do brata i już przestaję wykorzystywać twoją gościnność... - mruknął, uśmiechając się przepraszająco. Przypomniał sobie wszystkie zasady kobiecości, jakie pasowały do tej chwili. Wyprostował plecy, położył jedną rękę na stoliku i spojrzał na mężczyznę, posyłając mu piękny, szeroki, przepraszający uśmiech.
Wykręcił numer. Niestety natychmiast odpowiedziała mu poczta głosowa. Tak, stanowczo to nie był jego dzień. Westchnął ciężko, uśmiech zszedł z jego twarzy, a spojrzenie ześlizgnęło się na trzymany w dłoni kubek. Mruknął pod nosem "cześć", a potem wytłumaczył pokrótce zaistniałą sytuację i się rozłączył.
- Nie odbiera. - Westchnął ciężko. - Nie mam kluczy do mieszkania, więc... - Zawiesił głos. W sumie nie wiedział, co powinien więcej powiedzieć. Nie miał zamiaru wpraszać się do mężczyzny na noc, ale do swojego domu wrócić też nie miał jak. Patowa sytuacja.
Powrót do góry Go down
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptySob Mar 08, 2014 2:08 am

Zdawała się być wciąż oszołomiona sytuacją, na dodatek jej nieufność wobec obcych z jednej strony była imponująco wysoka, z drugiej... hej. Przecież jednak z nim poszła. Siedziała tu na przeciwko niego przy tym samym stole, i popijała jego herbatę. Niegłupie zagranie, swoją drogą.
Poczuł, jak w okolicach szyi, szczęki i policzków zaczyna mu się robić gorąco - jak po wypiciu naprawdę mocnego jenevera. Im dłużej zawieszał na niej wzrok, tym bardziej upewniał się w przekonaniu, że stricte fizycznie kobieta naprawdę mogłaby być w jego typie. A chwilę później Moore zorientował się, że przecież wciąż się jej nie przedstawił, a zdążyła już skorzystać z telefonu i rozgościć się w kuchni. Dammit, głupio.
-Jasper Moore, przepraszam. Wyleciało mi z głowy przez całe to zamieszanie. Pani...?
Uniósł lekko brwi, a intonacja sugerowała, że jak najbardziej oczekuje konkretnej odpowiedzi. Dobrze by było znać choćby jej imię, bo tytułowanie jej wciąż per "proszę pani" zaczynało się robić problematyczne i jakoś tak zwyczajnie nie na miejscu, nienaturalnie.
Snickers wrócił tak czy inaczej, zainteresowany i poruszony niecodziennie późnowieczornym gościem. Na powrót zaczął plątać się nieznajomej pod nogami, próbując kłamliwie udowodnić jej, że umiera z głodu, a Jasper jest najgorszym opiekunem pod słońcem.
Zauważył dość niepokojące zjawisko; mianowicie za każdym razem gdy podnosił głos, wykonywał gwałtowniejszy ruch czy też w ogóle pojawiał się jakiś hałas, Chris nieruchomiała jak wypłoszone zwierzę i kuliła się w sobie, co było naprawdę widoczne gdy zwrócić na to uwagę. Moore dobrze znał ten odruch, bo podczas trwania refundowanej terapii na którą uczęszczał po powrocie z misji spotkał inne osoby z zespołem stresu pourazowego. Nie oznaczało to oczywiście, że kobieta przez niego przechodzi, aczkolwiek podobne zachowanie nie było mu obce. Dla bezpieczeństwa nie poruszał tematu.
-Nie odbiera telefonu?
Pokiwał głową smętnie, wiedząc że oznacza to właściwie sytuację, w której niewypowiedziana sugestia zaproponowania jej spędzenia tu nocy była absolutną oczywistością. Nie waletował jeszcze u siebie kompletnie obcej osoby, ale z drugiej strony pewnie i tak całą noc spędzi na kanapie przed telewizorem, oglądając powtórki meczów z ostatniego tygodnia, więc ryzyko iż nieznajoma okaże się przebiegłą złodziejką (choć i tak nikłe) było bliskie zeru.
Nie wzbudzała podejrzeń, zachowywała się całkiem przyzwoicie i mężczyzna dawno już pożegnał się z wizją konstruktywnie spędzonej nocy. Będzie musiał jakoś przebiedować w salonie i trzymać ręce przy sobie, a rano... kurczę. Rano pracuje. Co prawda nie w klubie, ale bramki na konferencji dotyczącej zmiany ustawy prorodzinnej nie mogą stać puste.
-W porządku, zostań u mnie. W sensie, pójdę do salonu, bez obaw. To by było naprawdę niewiarygodnie kretyńskie z mojej strony, gdybym cię teraz tak puścił z powrotem.
Nerwowo zaczesał sobie palcami włosy do tyłu, czując ogarniającą go konsternację. Kiedy ostatnim razem nocowała u niego kobieta? Albo w ogóle ktokolwiek?
Kolacja. Boże, poderwał się i nastawił wodę w wysokim rondlu, podwijając rękawy koszuli i wstępnie rozplanowując co i jak. Dla osoby postronnej jego zachowanie mogło wydać się bliżej nieskoordynowane, ale nie można mu było zarzucić chaotyczności, bo nawet w tym szaleństwie była jakaś metoda. Lubił gotować, i bywało, że wychodziło mu to nawet niezgorzej - gdy od dzieciaka zajmujesz się kuchnią i karmisz całą dość sporą rodzinę, uczysz się w trybie ekspresowym.
-Jesz chyba mięso? Masz na coś uczulenie? Zrobię coś na szybko, na ciepło.
Nie. Nie dorzuci jej do talerza pigułki gwałtu, nie miał też w podorędziu LSD ani hydroksyzyny. Ale nie mógł jej przecież powiedzieć o tym wprost, bo tym bardziej zaczęłaby powątpiewywać w jego dobre intencje. To, że miewał je jebitnie rzadko nie znaczy wcale, że nie posiadał ich w ogóle.
Ani przez chwilę nie był w stanie zapomnieć o tym, że za plecami wciąż ma towarzystwo; o tym po prostu nie dało się nie pamiętać, zwłaszcza w jego niemożliwie przewrażliwionym na pewne kwestie przypadku.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyNie Mar 09, 2014 12:29 am

- Pani Daniels. Chris. - Uśmiechnął się do niego pięknie. Bielutkie ząbki błysnęły, oczka zostały przymknięte, a pierś lekko się wypięła, dumnie naprężając. Nie, żeby Chrissy miał piersi. Był raczej płaski, w końcu płci nie zmienił. Ale mały, sztuczny biust posiadał. Zresztą, opłacenie go kosztowało całkiem niezłe pieniądze, dlatego przypominał prawdziwy... Dopóki blondyn nosił zabudowane przy szyi ubrania.
Co ciekawe, zaczął się uspokajać. Krążący między jego nogami kot był żywą oznaką, że gospodarz jednak tak szybko nie zabija swoich gości. Ofiar. Czy jak im tam. Im dłużej zresztą przyglądał się mężczyźnie, tym mniej groźny mu się wydawał. To sprawiało, że czuł się pewniej. Wciąż jednak reagował z zaniepokojeniem na jego gwałtowne ruchy. I bynajmniej nie wynikało to ze stresu pourazowego. Po prostu Chris należał do naprawdę niedowartościowanych ludzi, którzy nie potrafili spokojnie przejść obok krytyki, czy nieprzychylnych spojrzeń. Ale złote oczy bruneta... Były zupełnie inne. Ciężko ocenić, co właściwie się za nimi kryło, lecz za każdym razem, gdy spojrzenia gościa i gospodarza się krzyżowały, ten pierwszy się rozluźniał. Wzrok Jaspera miał w sobie pewność. To uspokajało lekko rozhisteryzowanego mężczyznę. Do tego stopnia, że brat i jego ucieczka zeszły na dalszy plan.
Pokiwał lekko głową, wzdychając ciężko. Naprawdę nie chciał się wpakowywać na głowę nieznajomego, ale naprawdę nie miał wyboru. Gdyby chociaż wyszedł na miasto w męskiej wersji, to nie musiałby martwić się czyimiś próbami podrywu i zatrzymać w jakiejś knajpce, czy gdziekolwiek indziej, byleby było to publiczne miejsce. Ale w tej krótkiej, granatowej sukieneczce... Aż się prosił o kłopoty. A z dwojga złego wolał już wybrać sobie oprawcę. Złotooki niemalże zdobył jego zaufanie, wobec czego decyzja wydawała się prosta. Musiała paść jedynie propozycja... I padła.
Chris uśmiechnął się znowu.
- Dziękuję, nie chcę się narzucać - mruknął, najpierw grzecznościowo, ale zaraz przestał owijać w bawełnę. - Chociaż wolałabym skorzystać z tej oferty i jednak zostać. - Dodał, ewidentnie się rumieniąc. Tak, naprawdę nie czuł się zbyt komfortowo, korzystając z czyjejś uprzejmości. Przywykł do załatwiania wszystkiego samodzielnie. I naprawdę i tym razem by nie skorzystał z propozycji, gdyby nie świadomość, że brat go zostawił. Samego. Tak się nie stało od naprawdę dawna. Blondyn znowu nie dostrzegł momentu, w którym oczy napełniły mu się łzami. Pięknie, grał zranioną kobietę po raz kolejny. Do tego gwałtowne uniesienie się mężczyzny znowu go spłoszyło i lekko zadrżał. Opuścił głowę, kryjąc beznadziejne spojrzenie i próbując się szybko pozbierać. Wstał, z pewną chaotycznością.
- Nie, wszystko jem - rzucił niewyraźnie, szybko wychodząc z kuchni. Na chybił trafił otworzył pierwsze drzwi, a potem drugie, które już prowadziły do łazienki. Zamknął się w niej i spróbował uspokoić. Niedobrze. Nie wiedział dlaczego akurat w tej chwili, ale zaatakowało go przygnębienie. Depresja. Skulił się i usiadł na WC, próbując uspokoić oddech. Panika. Ucisk w piersi. Łzy spływające po twarzy strumieniem. Potrzebował zamknąć się w swoim pokoju i uspokoić. Ale był w obcym mieszkaniu, sam, bez wsparcia brata, który go zostawił i... Boże, to nie był dobry pomysł. Jego ciałem aż wstrząsnął szloch. Nie lubił całkiem tracić gruntu pod nogami. Ollie zawsze był dla niego pewniakiem. Nie znikał sobie ot tak, nie uciekał od niego, zawsze odbierał telefon... Co on takiego złego mu zrobił? Nie powinien był rozmawiać z Izuo? A może zgadzać się na udawanie pary? Gdzie popełnił błąd? Dlaczego...?
Histeria wymknęła się na nowy poziom. Szloch przyczynił się do utraty powietrza. Chris chaotycznymi wciągnięciami nabierał tlenu, wachlując się dłońmi i próbując uspokoić. Nie był stworzony do życia jako mężczyzna. Nie potrafił dominować, nie potrafił tłumić emocji, nie potrafił przybierać tej twardej miny i iść naprzód... W pewnym momencie jego morale spadały i potrafił tylko zamknąć za sobą drzwi i przeżyć załamanie nerwowe. W samotności. Powoli, z trudem się zbierając. Za każdym razem jego serce pękało na kawałeczki, a ból w piersi był nie do wytrzymania, ale tego wieczora... Wszystko wydawało się intensywniejsze. Bo był sam. Nie miał do kogo się przytulić, kogo poprosić o zrobienie mu herbaty i powiedzenie, że wszystko będzie dobrze. Zawsze myślał, że jest niezależny w swoich problemach. Nieprawda. Utraciwszy Olliego cała jego hierarchia wartości straciła sens.
Odetchnął jeszcze kilka razy, w myślach licząc do... Kilkudziesięciu. No już, już, już, ogarnij się, jesteś u kogoś, u obcego faceta, nie możesz się mazać, nie teraz! Później, jak da ci już swoje łóżko i zamknie za tobą drzwi, wtedy możesz się załamać, teraz nie.
Chrissy zacisnął zęby i podszedł do lustra. Wytarł odpowiednie fragmenty twarzy papierem toaletowym, tylko w minimalnym stopniu ścierając sobie makijaż. Dziękował sobie, że nigdy nie lubił sztucznie się poprawiać. Nie potrzebował przynajmniej zmywacza do pozbycia się zbędnych części tapety... Której nie mógł poprawić, bo skradziono mu torebkę z kosmetykami. Dopiero wtedy to do niego dotarło. Będzie musiał przez całą noc zostać z tą maską na twarzy, nie zniszczywszy jej, a zmyć dopiero po powrocie do domu... Jakim cudem on pójdzie do pracy, skoro był w swojej kobiecej wersji?
Nie chciał o tym myśleć. Po prostu nie. Znowu wstrząsały nim delikatne dreszcze paniki. Szybko wypuścił powietrze z płuc, a potem wyprostował się i dziarskim krokiem wyszedł z pomieszczenia. Wrócił do kuchni, a potem wziął czajnik z gorącą wodą i dolał ją sobie do kubka. Starał się przy tym nie spoglądać na mężczyznę. Nie teraz. Nie... W ogóle. Wiedział, że miał lekko zaczerwienione oczy i jeśli tylko brunet na niego patrzył, to już wiedział, że płakał. Ta świadomość zadziałała jeszcze gorzej na jego pewność siebie. Chciał już umrzeć. Umrzeć i znaleźć w swoim pokoju. Albo chociaż sypialni Jaspera. Gdzieś, gdzie będzie sam.
- Co dobrego przygotowujesz? - rzucił w powietrze, obejmując kubek dłońmi i popijając z niego nerwowo, usilnie starając się zachować spokój. Rzadko kiedy nie mógł po prostu uciec i się uspokoić w swoim pokoju. To było trudne wyzwanie, które wymagało od niego niesamowitych pokładów opanowania. Nie odważył się podnieść wzroku. Bał się spojrzenia złotych tęczówek gospodarza. Że przewiercą go na wylot i nie dadzą nic w zamian. Że odkryją najciemniejsze tajemnice jego osoby, w tym... Płeć. Chyba by się zapadł pod ziemię, gdyby brunet odkrył, że trzyma pod dachem faceta przebranego za kobietę. Nie wytrzymałby tego potępiającego spojrzenia, którym poczęstowali go rodzice, gdy się dowiedzieli. Nie kolejny raz. Nie chciał już do tego wracać.
Znowu wstrząsnął nim dreszcz przerażenia zmieszanego z obrzydzeniem i... Lękiem. Irracjonalnie poczuł chłód. Odłożył kubek na stół i poszedł po swój płaszcz, którym się owinął, ale to nie wystarczało. Opuścił głowę, otulając się częściowo włosami i oparł plecami o lodówkę, w milczeniu. Co gorsza, miał wrażenie, że od zimna drętwieją mu stopy. Obcasy z przyjemnego i kobiecego dodatku zmieniły się w narzędzia tortur.
Powrót do góry Go down
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyNie Mar 09, 2014 4:39 pm

Pani Daniels Chris. Daniels kojarzyło mu się wyłącznie z alkoholem, ale to już niezły trop. A skoro o nim mowa, w lodówce chłodził się czteropak piwa i jakaś wódeczka, ale nie będzie chyba okazji by się rozkręcić. Przewidywał dziś raczej picie do lustra, w ogóle nie przyszło mu do głowy, że gdzieś po drodze pojawi się taki niespodziewany gość.
Gość, który aktualnie uśmiechał się do niego szeroko, wypinał dumnie pierś i zajmował jedyne krzesło w kuchni poza koślawym taboretem dekoncentrował długością swoich nóg, na co najwyraźniej dał się usidlić również Snickers. Nie odstępował Chrissy na krok, łasząc się jakby człowieka na oczy nie widział. Fakt faktem, Jasper owszem, karmił go dobrze, starał się zabierać go na wizyty weterynaryjne w terminach i czasami nawet dzielił się z nim tuńczykiem, ale niestety miewał chronicznie mało czasu by zaopiekować się nim jak przystało na opiekuna i podrapać go tak, żeby sobie pomruczał. Wieczorami najczęściej wracał do domu zmęczony jak sto pięćdziesiąt, zalegał na kanapie przed telewizorem i zasypiał przy kolejnym durnym reality show, albo szykował się na robotę na drugiej zmianie. Z marnej Żołnierskiej, przedwczesnej emerytury ledwo był w stanie opłacić czynsz, a tu jeszcze jeść czasem trzeba. Opłacić pozostałe rachunki, a czasami zaszaleć i kupić coś nowego do wciągnięcia na grzbiet. Leki przeciwbólowe, antydepresanty przepisane przez refundowanego dzięki bogu terapeutę. To wszystko kurna, kosztuje.
Zauważył, że kobieta dość często mu się przygląda, zwłaszcza w chwilach w których można by sądzić, że on nie patrzy. Jasperowi podobał się zagadkowy chłód w tych zielonych, bardzo enigmatycznych oczach, to, że nawet jeśli względnie już się ze sobą zapoznali, waśnie te duże, nieufne oczy sprawiały, że tkwił uparcie w przekonaniu że coś ważnego nadal nie zostało wypowiedziane. Coś w stylu "Przy okazji, wiesz, jestem psychopatą. Wykonuję wiwisekcje na przypadkowych gościach i zwierzętach ze sklepu zoologicznego".
Niebieska, a właściwie to granatowa sukienka kojarzyła mu się z tymi, które widywał w wojsku na pocztówkach - tymi z pin up girls, dobrze je sobie zapamiętał. Kobieta przypadkowo wpasowała się fasonem w militarny styl, zaskarbiając sobie wstępnie sympatię Jaspera.
-To nie problem, odstąpię pani sypialnię. Proszę... to nic takiego. Tylko będę musiał chwilę pogrzebać w rurach, w łazience ciepłą wodę trzeba najpierw wymodlić.
Po tym w jaki sposób Chrissy się do niego uśmiechnęła nie było mowy, aby miał się nie zgodzić. Pod tym względem był plastyczny jak plastelina, na widok wielkich oczu i pary kształtnych nóg dostawał zawrotów głowy. Jak i teraz, zdarzyło mu się zapomnieć o pomidorach w rondlu, więc czując intensywny zapach przypalania, doskoczył do kuchenki i zamieszał w garnku, zły jak diabli że tak łatwo dał odwrócić swoją uwagę.
Czuł na sobie jego spojrzenie, ale jakoś niezbyt mu to chyba przeszkadzało. Zwłaszcza, że akurat miał ręce w jagnięcinie i starał się nie zachlapać całej kuchni oliwą. Pod względem kuchni był niezbyt wymagającym człowiekiem. Lubił prosto, ale żeby dało się zjeść. Czasami tylko, gdy przypadkiem miał zbyt wiele wolnego czasu i jakieś pieniądze, lubił poeksperymentować i zadymić całe mieszkanie.
Mruknął kontent, słysząc że dziewczyna przyswaja wszystko i nie wymyśla diet wegetariańskich. Mieli jednego takiego w wojsku, na froncie szybko oduczył się tych pseudo postępowych głupot. Zabawne, że do tamtego czasu to on miał ich wszystkich za oportunistyczne elementy wsteczne cywilizacyjnego progressu.

Chris gdzieś mu uciekła, ale gdy zajrzał do przedpokoju, skonstatował z ulgą, że zajrzała po prostu do łazienki. Nie lubił nie wiedzieć kto gdzie w jego domu przebywa, i nie żeby miał tutaj oś, co mogłoby sprawić mu później ewentualny kłopot - nawyk. A cholera wie, czy nie czai się na niego z nożem w salonie?
On sam od czasu do czasu miewał te gorsze dni. Nie wyglądało to ciekawie, a już zdecydowanie wcale takim nie było. W takich chwilach cały świat zdawał się walić mu na głowę, całkiem go przerastać, nawet w czymś tak błahym jak wyjście do kiosku na parterze by kupić sobie gazetę. Wszędzie ktoś czyhał na jego życie, za każdym rogiem chował się uzbrojony po zęby talib, na każdym dachu snajper a pod nogami chrzęściły miny przeciwpiechotne. W te dni zostawał w łóżku, siedział wciśnięty w sam róg i gryzł, wyłamywał sobie palce. Rozdrapywał wojenne rany i myślami powracał do tamtego okresu.
Nie chciał skończyć jak paru kolegów, którzy wraz z nim wrócili do domów niecały rok temu. Oni wciąż tam byli, a on z nimi. Wszystko jeszcze raz i jeszcze raz, bez końca. Dowiedział się później, że dwoje z nich zostało odizolowanych od społeczeństwa przez wzgląd na swoje agresywne i niekontrolowane zachowanie. Moore miewał napady gniewu, ale przed utratą panowania wystrzegał się jak tylko mógł. Musiał po prostu zacisnąć zęby i dać sobie z tym radę.

Chrissy wróciła po dłuższej chwili, ale on nie drążył tematu i nie zadawał pytań. Zamyślił się chyba dusząc mięso w garnku, bezmyślnie i z odruchu wycierając ręce w kuchenny ręcznik - od pięciu minut.
Wyrwało go pytanie, spiął się. Jakimś cudem udało mu się zapomnieć o jej milczącej obecności, aż do teraz. Przetarł sobie twarz dłonią aby przywołać się do porządku i przysunął taboret tak, by jednocześnie mieć blisko do kuchenki, i widzieć twarz panny Daniels. Tu jednak zawiódł się, bo ukryła ją za woalem długich, jasnych włosów.
-My w wojsku, zawsze z chłopakami...
Oh. Temat który powracał zawsze, nie ważne czy akurat dostawał szału przez goniące go jak psy wspomnienia, czy też prowadził kompletnie niezobowiązującą rozmowę nad herbatą. Najlepszy przykład, że tak na dobrą sprawę wcale nie wystarczyło "po prostu o tym nie myśleć".
-Nie mam cielęciny, więc wziąłem jagnięcinę. Trochę jak gulasz, z tym, że na szybko.
Wyjaśnił już bez niepotrzebnych wstawek o tym, jak próbowali przyrządzić to samo, mając jedynie coś, co ledwo przypominało królika i puszkę konserwy rybnej. Nie skończyło się wesoło.
Jak na złość, akurat zerknął pod stolik i dopatrzył się dość wysokich obcasów. Od razu przyszło mu na myśl, że musi to być kurewnie niewygodne, i że zdecydowanie lepiej by było, gdyby Chris założyła miękkie kapcie; zasugerował jej to z resztą i wybrał się do przedpokoju, by znaleźć coś, co nie spanie z niej po paru krokach.

Zjedli w salonie, bo chociaż nie miał tam stołu, było to jedyne miejsce poza sypialnią, w którym kaloryfery naprawdę nie szczędziły i dawały z siebie wszystko. Co prawda daleko temu było do romantycznej kolacji, porcja domowego gulaszu chlapnięta bezpośrednio w miskę bez stroików i dekoracji też prezentowała się po prostu "do zjedzenia", ale były też i dobre strony; noga przestała go boleć.
-Podobno kobiet nie wypada o takie rzeczy pytać, ale chyba zaryzykuję. Ile masz lat? Wyglądasz bardzo młodo.
Snickers wpakował się między nich i przycisnął do kolan blondynki, mrucząc donośnie jak silnik monster trucka. W jakiś naprawdę niezrozumiały sposób cała ta atmosfera koiła, a oboje potrzebowali w tej chwili jakiejś ułomnej chociażby stabilności.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPon Mar 10, 2014 12:03 am

Blondyn spróbował całym sobą skupić się na słowach mężczyzny. A potem zamrugał oczami, słysząc jego słowa. W wojsku? Jego postrzeganie Jaspera uległo gwałtownej zmianie. Był mocno zaskoczony. To znaczy, nie oczekiwał, nie spotkał, nie miał... Nigdy nie spotkał się twarzą w twarz z żołnierzem. Nawet byłym. Dla niego wojny, walka, wyjazd za granicę, by bronić niepodległości obcych państw, było czymś dziwnym. Nienaturalnym. Sam nigdy by się na to nie zdecydował. Nie wiedział, czy podziwia takich ludzi, ale potrafił bez wahania stwierdzić, że żołnierze czasami wyglądają naprawdę seksownie. Zamrugał aż oczami i uniósł spojrzenie na mężczyznę. Był na swój sposób przystojny, a bez dwóch zdań bardzo męski. Tak męski, że Chris czuł się przy nim mocno kobieco. I gdy tak na niego patrzył, nabrał ochoty na zwyczajne przytulenie do jego dużej piersi. Sądząc po tym, jak pewnie, chociaż nieco chaotycznie, operował nad garnkiem, na pewno miał mocny uścisk. Bezpieczny. Daniels pozwolił wyobraźni popłynąć w tą stronę, skupiając myśli na tym, jak przyjemnie mogłoby w nim być. Dzięki temu na chwilę jego ciało się uspokoiło i przestało drżeć. Do tego stopnia, że nawet pozwolił sobie na uśmiech w stronę bruneta. Dobrze, że ten nie wiedział, co kwitło w fantazji jego gościa. Niewinna blondynka po raz pierwszy pozwoliła sobie na z wizualizowanie takich obrazów. I, prawdę mówiąc, przez chwilę zatęskniła za nimi. Przykra świadomość, że raczej nikogo nie znajdzie, że ten facet, jeśli go nie będzie chciał zgwałcić, to i tak zniknie z jego życia, przygnębiała.
Pokiwał lekko głową, dziękując w milczeniu za przyniesione mu kapcie. Były oczywiście za duże, ale przynajmniej nie miały obcasów. Swoje buty wziął z pewną czułością i postawił niedaleko drzwi, na korytarzu. Potruchtał zaraz za mężczyzną, a potem usiadł na kanapie i podwinął pod siebie nogi. Od razu zrobiło mu się cieplej. Tak, stanowczo sukienka i gołe nogi, chociażby bez cieniutkich rajstop, nie były dobrym pomysłem. Ale posiłek, płaszcz i ogrzewanie przyniosły dobry efekt. Chrissy usiadł trochę wygodniej, powoli konsumując posiłek i zerkając na mężczyznę bardziej otwarcie. Wyraźnie się rozluźnił przy nim, chociaż wciąż humor skakał mu z szybkością bijącego serca. Opanowanie ataku depresji było ciężkie, byle słowo mogło go z powrotem wpędzić w zdołowanie. Nie mówiąc nic o myślach, one były najgroźniejsze.
- Przepraszam, mogłabym dostać chleb? - spytał cicho, uśmiechając się do złotookiego i spoglądając prosto w tęczówki Jaspera. Niemalże całkiem otwarcie. Wciąż coś ukrywał, ale było widać, że jego postawa się zmieniła. Zaufał nieznajomemu. W pewnym stopniu, ale to i tak było dużo, jak na ich sytuację.
- Mam dwadzieścia osiem lat - mruknął miękkim głosem. Podejrzewał, że i na tyle wygląda, a nie widział sensu w kłamaniu. Nawet, jeśli zerwą ze sobą kontakt... Nie, wróć, na pewno go zerwą, przecież nic ich nie łączy.... Tak czy inaczej, mógł mu powiedzieć prawdę. Dlaczego nie? Co miał do stracenia tym razem? Gdyby dodał, że jest dziewicą... Wtedy ten wiek przestałby brzmieć tak dobrze. A co dopiero, gdyby wspomnieć o fakcie, iż właściwie z nikim się nie całował? Kompletna, niewinna, nieruszana, dziewica. Idealna na pożarcie smoka.
Siedział niedaleko takiego jednego jaszczura, ale raczej nie miał co liczyć na jakiekolwiek nadgryzanie. A szkoda. Bez wątpienia byłoby to przyjemne. Zamiast tego mógł się jedynie zadowolić łaszącym kotem. Odłożył na podłokietnik pustą miseczkę i wziął stworzenie na ręce. Pogłaskał go delikatnie, a potem zaczął miziać pod szyją, pozwalając kociakowi rozwalić się na jego kolanach.
- Jak ma na imię? - spytał, przestając podziwiać kota i spoglądając na mężczyznę. Dłoni nie odrywał od sierściucha, robiąc mu naprawdę niesamowitą przyjemność. A przynajmniej to można było stwierdzić po wydawanych przez niego dźwiękach.
Zresztą, chyba oboje byli bardzo zadowoleni z całej zaistniałej sytuacji. Chris nawet zsunął z siebie płaszczyk, z uśmiechem zajmując się przyjemnością stworzenia, a nie niedobrymi myślami. O tym, że brat go zostawił. Że nie pomyślał, jak źle to się może skończyć. Że przecież Ollie wiedział, jak ciężko czasami jest jego Chrissy. Że... Znowu się zaczęło. Poczuł napływające do oczu łzy, zagryzł wargę i znowu spuścił włosy na twarz. Oddychał szybko, trochę świszcząco, próbując ponownie opanować atak przygnębienia. Dlaczego łapał go w takich chwilach? Powinien normalnie i luźno rozmawiać z gospodarzem, ze swoim dobroczyńcą, z osobą, która przez chwilę nawet go pociągała! Dlaczego nie mógł, jak normalny człowiek, po prostu z nim pogadać, jak to mówią, poflirtować? Był u niego w domu! Miał spać w jego łóżku! Gdyby nie był taki nieśmiały, gdyby miał za sobą jakieś doświadczenia, mógłby go uwieść! Ciężko powiedzieć, kto kogo by zaliczył, ale...
Nie. Nie potrafił.
- Wspominałeś o wojsku. Byłeś żołnierzem? - Czyli pytanie z cyklu głupich, ale takich, by zająć ich oboje i nie tkwić w krępującej ciszy, w której Jasper mógł go przewiercać wzrokiem i w końcu wpaść na pomysł, że u niego w domu siedzi sobie facet przebrany za kobietę. To by było... Straszne.
- Nie, przepraszam, to błąd. Nie powinnam wtykać nosa w nie swoje sprawy - mruknął nagle, niemal zaraz po pierwszym pytaniu. Dlaczego się wycofał? Bo nagle zdał sobie sprawę, że jeśli ktoś miał za sobą takie doświadczenia, nawet tylko w granicach swojego kraju, to może nie chcieć o tym mówić. Ba, w ogóle po co miałby mu się zwierzać ze swojego życia? W końcu, to był tylko Chris... Tak, Chris i jego pewność siebie.
Powrót do góry Go down
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPon Mar 10, 2014 12:03 pm

Jasper stojąc nad garami też sobie trochę pofatnazjował. Raczej wątpił, by ich wizje zazębiały się w jakimkolwiek stopniu... no dobra, może z lekka. Może faktycznie i by go do siebie przycisnął, wykonując przy okazji szereg innych, ciekawszych akcji. Tu chyba wyraźnie widać dysproporcję między potrzebami płci pięknej i brzydkiej.
Dla niego zaciągnięcie się do wojska było jedyną deską ratunku. Nie miał szerszych możliwości na wyrwanie się z rodzinnego domu i miasta, a to była jako taka dobra wymówka, by uwolnić się w końcu spod ojcowskich wizji przejmowania interesu.
Początki były trudne, miał z resztą ogromne problemy z dopasowaniem się do nowego środowiska, ze sprostaniem wymaganiom jakie przed nim nagle postawiono. To może brzmi pięknie i prosto, gdy tylko się o tym mówi, kiedy się o tym słyszy. Nikt nigdy nie wspomina o mdłościach, o padaniu na pysk po całym dniu ćwiczeń, o odciskach, o zerwanych mięśniach, o utracie indywidualności.
Pomylił się i tego dnia, gdy wysłanie na front pomylił z kolejną furtką do nieba. Nie spodziewał się rzecz jasna honorów, ale piekło jakiego tam doświadczył wywarło trwałe, nieprzemijalne piętno. Wszystko co miało tam miejsce nadal spędzało mu sen z powiek i powracało, ciążąc nad nim jak burzowa chmura. Tylko jeden raz nie wykonał rozkazu, podobnie jak cały ich uszczuplony po dwóch miesiącach oddział; chodziło o odbicie grupy cywili z budynku, pod którym najprawdopodobniej znajdowały się materiały wybuchowe. Kazano im się wycofać, ale w takich chwilach człowiek nie myśli racjonalnie. Nie było czasu, po prostu wpadli tam, wyciągnęli dzieciaki i spieprzali jak amatorzy, nie patrząc pod nogi i gubiąc co się dało. Wtedy też z resztą doprosił się tej kontuzji, która obecnie była wyjątkowo problematyczna. Coś jednak wybuchło tamtego dnia.

Usiedli oboje w salonie, i przez chwilę panowała taka niezręczna cisza. Poprawka; nie dla niego, on się przyzwyczaił. Nie miał z tym żadnego problemu, po prostu skupił się na jedzeniu i czasem tylko zerkał na Chrissy, w odpowiedzi na śmiech siląc się jedynie na to samo, może nieco nieudolnie. O wiele bardziej było jej do twarzy z radością niźli smutkiem czy strachem.
-Oczywiście, już... zapomniałem zupełnie.
Grzebiąc w chlebaku doszedł do konkluzji, że musi częściej wracać do domu metrem, nawet jeśli przeciąża wtedy kłopotliwy staw. Z początku było dość sztywno i niezręcznie, ale gdy już zdążył oswoić się z jej obecnością, była nawet miłym akcentem w całym tym ciasnym, szarym mieszkaniu. Snickers najwyraźniej uznał ją już za swoją, bo kiedy wrócił, wyciągał się kobiecie na kolanach, mrucząc głośno jak mały traktor, jeżąc futro i kokosząc się bezwstydnie. Paskudna bestia.
-Dwadzieścia osiem? Nie dałbym... jesteś w moim wieku.
Teraz to był naprawdę skonsternowany. On zakładał, że będzie to jakieś dwadzieścia jeden, może dwa. Ale że osiem? Co się też dzieje z tym światem, doprawdy. Ale to tym lepiej, będzie wyglądała na młodszą jeszcze przez długi czas.
Owy jaszczur może i faktycznie wyglądał na chwilowo spolegliwego i nie skorego do przypuszczenia jakichś dywersji, aczkolwiek nie jest powiedziane, że nie miałby na nie ochoty. Ostatecznie jednak nie chciał wyjść na skrajnego dupka, który wykorzystuje każdą okazję.
Poza tym, właśnie. Dziewica - to chyba zobowiązywało. Raczej ciężko by się było spodziewać, by Chrissy oddała się pierwszemu lepszemu mężczyźnie, na dodatek spotkanemu w tak niesprzyjających okolicznościach. Byłby nie tyle naiwny co głupi, gdyby oczekiwał po niej czegoś więcej poza ustawową wdzięcznością za udzieloną pomoc.
Potem padło pytanie o imię tej rudej baryły, wiecznie głodnej i nienasyconej. Spojrzał na kocura z politowaniem i podrapał go odruchowo pod brodą.
-Snickers. Kumpel mi go tu podrzucił jak był jeszcze mały. I piękny.
Dodał zgryźliwie, drapiąc go teraz po brzuchu. grubym brzuszysku, przydałoby się go przełączyć na jakąś dietę. Kot będzie niepocieszony, ale właściciel bogatszy o te parę groszy. No i w miarę spokojniejszy, bo mu to wielkie zwierzę nie padnie na jakiś zawał przez otłuszczenie układu krwionośnego. Bądź co bądź, przywiązał się do tego pomarańczowego farfocla, nawet jeśli zezował na jedno oko, wydawał dziwne dźwięki i ważył więcej niż dwa normalne koty.
Czy byłeś żołnierzem. Oh. Znów ten temat, aczkolwiek przecież nie mogła wiedzieć. No dobrze, może czas go poruszyć, rozgryźć i zostawić na dzisiaj za sobą.
-Byłem snajperem przez jakiś czas, ale nas odwołali. W Afganistanie, wróciłem niecały rok temu. Co prawda nie do Stanów, ale tu też jest mi dobrze.
Nie, nie podejrzewał, że tuż obok niego siedzi przebrany za kobietę (całkiem udolnie, trzeba przyznać) mężczyzna. Aczkolwiek pewnie gdyby wyłożył to Jasperowi na spokojnie, wyjaśnił choć odrobinę... nie, Moore nie miałby mu za złe. Na świecie działy się gorsze rzeczy, więc Christopher w sukience i na szpilkach wcale nie wywołałby u niego reakcji wybuchowej.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPon Mar 10, 2014 5:51 pm

Chris podgryzał w milczeniu kromkę chleba,  wysłuchując odpowiedzi mężczyzny. Uśmiechnął się lekko, gdy dostrzegł to zaskoczenie. Miłe uczucie wypełniło jego podbrzusze. W końcu, to było prawie jak komplement, a z tymi on się bardzo rzadko spotykał. Nie, żeby był brzydki. Chyba.
- A ty ile masz lat? - Spojrzał na niego pytająco, przekrzywiając lekko głowę. Mężczyzna nie wyglądał staro, ale i nie młodo. Widać było, że miał za sobą doświadczenia wojenne, które dodały mu lat. Na oko Chrissy oceniłaby go na trochę ponad trzydzieści, ale gdy się wzięło pod uwagę wyżej wymieniony szczegół, informacja nie zaskakiwała.
- Snickers, Snickersik... - Zagruchał nad kotem, przyłączając drugą rękę i miziając go oboma. - Wciąż jest piękny. Chociaż mała dieta by mu nie zaszkodziła. - Zachichotał, lekko zniżając głos, gdy wymawiał słowo na „d”. Jakby nie chciał, żeby kot się zorientował o co chodzi. Takie dziecinne zachowanie.
Speszył się, gdy usłyszał odpowiedź na swoje pytanie. Oczywiście, że nie powinien był pytać. Afganistan. Nie brzmiało to zbyt dobrze, jakby na to nie patrzeć. Chris miał pewne pojęcie na ten temat, nawet, jeśli do prawdziwej sytuacji brakowało mu bardzo wiele wyobraźni. Był delikatną osobą, stanowczo bardziej pasującą na kobietę, niż na mężczyznę. Nie wytrzymałby w wojsku, a już na pewno nie z taką presją, jaka jest na froncie. W jego oczach pojawił się blask zafascynowania. Nie patrzył na Jaspera ze zniesmaczeniem, czy strachem. Nie było w spojrzeniu nieufności. Czyste oczarowanie, że ma koło siebie osobę tak męską i tak odważną. Gdyby był naprawdę dziewczyną, i do tego jeszcze był bardziej odważny, niż jest, na pewno by na niego poleciał. W sumie, gdyby się głębiej nad tym zastanowić... To przeciwna rzeczywistość nic nie zmieniała. I tak Moore podobał mu się coraz bardziej.
Przygładził dłońmi sukienkę i uśmiechnął się ponownie do gospodarza, mimowolnie odnotowując, że coraz lepiej mu to idzie. Trochę niepewnym gestem odgarnął sobie włosy z twarzy i w końcu zdobył na pytanie.
- Czy mogłabym się przebrać w coś do spania? - Nawinął sobie pukiel na palec i zakręcił nim, spoglądając zielonymi tęczówkami prosto w te złote. Prawdę mówiąc, w tej wypowiedzi czaił się haczyk. Blondyn był niesamowicie ciekaw, jak też może pachnieć prawdziwy facet. Taki prawdziwy. Nigdy nie miał możliwości sprawdzić czegoś takiego, raczej unikał ludzi w swoim wieku, a poza tym, w obu wcieleniach był okropnie nieśmiały, dlatego też... Nie miał za sobą wielu doświadczeń, nawet na takim polu. A szkoda.
Odprowadził mężczyznę wzrokiem, a potem odetchnął, uspokajając dość nerwowy oddech. Wziął kota na ręce i przeszedł się powolnym krokiem po saloniku, zatrzymując przy oknie, tyłem do wejścia. Skupił wzrok na jednej lampie, oświetlającej kawałek ogródka. Miział przy tym delikatnie kociaka, opierając się ramieniem o framugę. Usłyszał przybycie Jaspera i obrócił głowę w jego kierunku. Przez myśl przeszło mu, że w męskim przebraniu będzie bardziej... Męski. Musiał jakoś zadziałać, żeby nie zostało to zauważone. Przyjął ubrania i poszedł do łazienki. Poprosił jeszcze o ręcznik, żeby móc się chociaż trochę przemyć (twarzy oczywiście nie mógł, bo miał makijaż), a potem zamknął za sobą drzwi i ściągnął sukienkę. Przebrał się i wrócił do salonu. Przez myśl przeszło mu dość proste (i logiczne, jak na ich sytuację) skojarzenie, że mężczyźni lubią widzieć dziewczyny w swoich ciuchach. Był w nich? No był. Był kobietą? Powiedzmy. Sztucznego dekoltu nie zdjął, więc jeszcze minimalny zarys piersi dało się dostrzec, tak to ujmijmy.
Pachniały całkiem przyjemnie, taka dygresja.
Uśmiechnął się, wychodząc i opierając o drzwi.
- To gdzie mogę się położyć spać? - Przekrzywił głowę pytająco, a potem skierował za brunetem. Usiadł ostrożnie na łóżku, a gdy mężczyzna sobie poszedł, pogłaskał je delikatnie. A potem położył na nim i zamknął oczy. Zapach był rozkosznie męski. Normalna kobieta mogłaby stwierdzić, że nie wszystkie aromaty są... Odpowiednie i idealne do jej wspaniałego księcia, ale blondyn był zadowolony. Pierwszy raz wylądował w łóżku kogoś, kto nie był nim samym, czy Olliem. Odpłynął na chwilę, pozwalając myślom swobodnie popłynąć. Leżał bez ruchu, powoli próbując zasnąć, ale zbyt dużo rzeczy kłębiło się w jego głowie. Nie było to dobre, na dłuższą metę. Czuł się coraz bardziej zmęczony, a coraz więcej impulsów przenikało przez jego ciało. Przykrył się, ale to bynajmniej nie pomogło. Chciał podejść do bruneta i... I właśnie to zamierzał zrobić, tak. Uniósł się i szybkim krokiem podszedł do drzwi, a potem zatrzymał się przy nich na dłuższą chwilę. Musiał zdobyć odwagę, a to było naprawdę duże wyzwanie dla niego. Ale za dużo działo się tego dnia, by tak po prostu dał radę zasnąć. Potrzebował rozmowy z bratem. A skoro dwudziestodwulatka nie było w pobliżu, musiał zadowolić się nieznajomym. Nacisnął klamkę i stanął w przedpokoju, zerkając ostrożnie do salonu.
- Przepraszam, że tak spytam, ale czy mogłabym dostać szklaneczkę czegoś mocniejszego? Chyba nie dam rady tak po prostu zasnąć. - Wzruszył lekko ramionami, przepraszająco. Miał cichszy głos, niż poprzednio, wyraźnie mocno się wstydził. Właściwie, to w momencie, kiedy powiedział pierwsze słowo, chciał uciec, ale było na to już za późno. Wypowiedź dokończył praktycznie niesłyszalnie. A potem wbił wzrok w swoje gołe stopy. Wszystko należało teraz do bruneta, w końcu zrobił swój krok, postarał się... Zostanie odrzucony, albo zrozumiany. Oby to drugie, bo już czuł napad paniki, zmieszanej z depresją.
Powrót do góry Go down
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPon Mar 10, 2014 9:11 pm

No bo po prawdzie, kto dałby mu więcej niż te dwadzieścia dwa lata? Raczej wątpił by komuś bez pudła udało się od razu wstrzelić idealnie w jej wiek, Moore do tej pory z resztą niezbyt dowierzał w jej słowa, ale w końcu przyszło mu przyjąć do wiadomości, że Chrissy jest jednak jego równolatką. Kiedy on ostatnio wyglądał tak młodo? Nie, żeby był stary... no dobrze, czuł się staro, ale akurat on chyba miał do tego prawo. Coś tam już w życiu przeszedł, łatwo nie było, to i nie wyglądał gładko i świeżo jak za dawnych lat. No i ten zarost... cholera, mógł się dzisiaj rano jednak szarpnąć i przejechać golarką chociażby po bokach. Bródki nie zamierzał się pozbyć, mała świętość.
Mogło się to wydawać dość śmieszne, aczkolwiek Jasper wiele miał takich słabostek, rzeczy do których po prostu był diabelnie przywiązany. Kubek, w którym poranna kawa smakowała zawsze najlepiej, zapalniczka którą wciąż napełniał gazem zamiast wyrzucić i kupić nową, konkretny gatunek herbaty, zepsuty brelok przy kluczach w kształcie spławika na ośmiornice. I wyjątkowo źle czułby się, gdyby pewnego dnia przyszło mu się z tymi drobiazgami rozstać.
-Oh, z pewnością. Czasami się zastanawiam, czy on jeszcze chodzi, czy już tylko odpycha się łapami i pływa po parkiecie. Nie bardzo wiem co z nim w sumie zrobić, to kawał kota jak się patrzy.
Owy kawał kota przekręcił się właśnie na grzbiet, pokazując wszystkim wielkie brzuszysko. I miauknął żałośnie, co w jego języku oznaczało tyko jedno, i mężczyzna dobrze już wiedział o co chodzi. Ten przeciągły, koci rozpaczliwy miauk zarezerwowany był tylko na kategorię "jeść".
Moore spojrzał na niego, jakby Snickers właśnie odtańczył skoczny ludowy taniec.
-No chyba sobie żarty robisz, stary. Żarłeś już dzisiaj cztery razy, zapomnij.
Lubił z nim gadać, nawet jeśli zwierzę nie było w stanie odpowiedzieć mu na żaden racjonalny sposób. Czasami po prostu dobrze było mieć do kogo ryja otworzyć.
Spojrzał na Chrisa i dostrzegł w jego oczach ten... okay, powoli. To chyba nie było to zdystansowane spojrzenie, nie odnalazł w nim śladu lęku ani paniki. Ciekawość, może niewielka fascynacja - taka umiarkowana, zdrowa. I inna. Rzadko się zdarzało, zwłaszcza wśród ludzi młodych, którzy teraz, gdy służba wojskowa nie była już obowiązkowa, nie bardzo w ogóle wiedzieli na czym to wszystko polega i jak to w praktyce wygląda.
Nie, żeby był w siebie niestosownie zapatrzony, ale jak wielu innych mu podobnych uważał, że obecni mężczyźni są dość wydelikaceni. Gdzie im do wojska...
-Przebrać? A... o. Koszulkę ci dam, spodni na twój rozmiar raczej nie znajdę. Tak będzie w porządku?
O masz. Nie przyszło mu do tej twardej głowy, że dziewczę nie będzie spało w sztywnej sukience, i tym wszystkim, co one tam jeszcze pod spodem noszą. Wybrał dla niej luźną, spraną niebieską koszulkę z nadrukiem firmy produkującej jego ulubione fajki. Wtedy też przeszło mu przez głowę, że bardzo chętne dałby jej i krótszą - mógł. Cholera, że też o tym wcześniej nie pomyślał. Słowo się rzekło, przyszło mu jakoś żyć ze świadomością, że skrewił i pretensje może mieć wyłącznie do samego siebie.
Za ten czas sam wskoczył w piżamowe spodnie, luźne i długie do kostek, oraz poszarzałą bokserkę, bo nie wypadało chyba prezentować się przed kobietą w półnegliżu. Dobra, kusiło.
Ale zdążył sobie zaledwie prześcielić kanapę, kiedy z sypialni którą jej odstąpił, przydreptała Chrissy. Jasper, wyżej. Kobiety. Mają. Oczy. Wyżej. Na pewno nie na wysokości kolan.
-Mocniejszego? Jasna sprawa. Usiądź, zaraz zobaczymy co mi zostało.
Zaprosił ją na kanapę, już rozłożoną i zasłaną co prawda, ale przecież nie każe jej tak stać w przedpokoju. Ale chwila, co on właściwie miał w tej kuchni? Na pewno piwo w lodówce, jakąś wódkę. Chyba nic pasującego do delikatnej kobiety. Zaryzykować i przynieść czteropak do salonu, czy bawić się w drinki? Szybka, męska decyzja, Moore.

Wrócił jednak z tym piwem. I szklaneczką, bo też nie sądził, by chciała pić tak prosto z puszki. Usiadł ciężko tuż obok niej, a sprężyny jęknęły cierpiętniczo pod jego ciężarem.
-Piwo będzie w porządku? Obniży ci ciśnienie, to chyba dobrze robi na sen. Przynajmniej ja zasypiam jak dziecko kiedy sobie łyknę.
Pieprz jak potłuczony, Jasper. Wszystkie kobiety twoje, gratulacje.
Mruknął niezrozumiale i podrapał się po szczęce, zastanawiając się przy okazji cóż to za paradoks z tej panny Daniels. Z jednej strony wyglądała na osobę, która wszelkiego kontaktu wystrzega się jak diabeł święconej wody, gwałtowny ruch i podniesienie głosu wywołuje u niej reakcje nerwowe, a obcych to po prostu skrajnie się boi. Z drugiej jednak, wciąż nabierał przekonania o tym, że Chris szuka jednak sposobności, by się zbliżyć i zmniejszyć nieco dystans. Może chciała, ale po prostu nie miała śmiałości?
-Opowiedz mi coś o sobie. Pracujesz gdzieś?
Zainteresował się, chcąc rozwinąć temat i nadać rozmowie konkretny tor. Może jak trochę wypije, to wszystko pójdzie swobodniej?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPon Mar 10, 2014 11:36 pm

Chris przyjął koszulkę z wdzięcznością, chociaż jego kobieca strona lekko się skrzywiła na widok znoszonego materiału. Była przynajmniej miękka i szeroka, więc nie podkreślała za bardzo jego, minimalnie jednak męskiej, budowy ciała. I to było dobre. Aż się do siebie uśmiechnął i wzruszył lekko ramionami, spoglądając w lustro. Oblizał lekko wargi i przymknął oczy, obejmując się i przez krótką chwilę krążąc po łazience bezmyślnie. Czuł się dobrze. Wręcz lekko ogłupiały ze szczęścia. Nie wiedział, czym konkretnie było ono spowodowane, ale ten otaczający go, męski zapach, te swobodnie pojawiające się myśli i fantazje, to wszystko powodowało mętlik w jego głowie. Tak duży, że zapomniał niemalże całkiem o depresji i wyszedł z łazienki z uśmiechem, a potem nie potrafił zasnąć, leżąc na łóżku Jaspera.
Za dużo myśli krążyło dookoła tego mężczyzny. Nie potrafił i doprawdy nie chciał im przerywać, ale czuł ogarniające go zmęczenie. Zamknął oczy i odetchnął kilkakrotnie, stojąc w przedpokoju. Spotkał się z pozytywną odpowiedzią. Otworzył je z powrotem i dostrzegł to spojrzenie. Rumieniec wpłynął na jego policzki, przeczesał dłonią włosy, zwijając je machinalnie w duży kok, uciekając wzrokiem. Stał w miejscu, czekając aż brunet go wyminie, a potem usiadł na kanapie, znowu podwijając pod siebie nogi. Usiadł po przeciwnej stronie od poduszki i oparł się wygodnie, rozglądając znowu po pomieszczeniu. Zacmokał do Snickersa, przywołując go z powrotem na swoje kolana i zaczynając miziać. Uniósł wzrok na mężczyznę i wzruszył lekko ramionami.
- Jasne, zawsze to alkohol - mruknął, a potem, odezwał się znowu, dla podtrzymania rozmowy. - Mam słabą głowę, więc to wystarczy.
Oczywiście, on też swoje trzy głupie gorsze musiał wtrącić. Brawa dla tego pana, stanowczo ten wieczór dziwnie im szedł. Wbił wzrok w kota i przyjął szklankę już w milczeniu, czekając, aż gospodarz naleje mu trunku. Pociągnął powoli łyk, a gdy stwierdził, że smak jest dość akceptowalny, pozwolił sobie na kolejny. Może nie momentalnie, ale po dłuższej chwili i części szklanki poczuł, jak mięśnie mu się rozluźniają. Odetchnął, przymykając oczy, rozkładając się trochę wygodniej na kanapie, pozwalając nawet sobie wyprostować nogi do przodu.
- Jestem bibliotekarką. - Padła prosta odpowiedź. Już na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że pod wpływem alkoholu postawa kobiety uległa zmianie. Mięśnie twarzy przestały być tak spięte, miejsce delikatnego uśmiechu zostało zastąpione przez już taki szerszy, z większą pewnością siebie. Głowa swobodnie zsunęła się na oparcie, a mężczyzna zaczął wystukiwać jakiś rytm na szklance, upijając co jakiś czas kolejne kilka łyków.
- Pracuję w McLaren. Szkoła dla bogaczy. Jestem po literaturze angielskiej. Tak, jak nakazuje bycie mieszkańcem Londynu od prapradziadów. - Machnął ręką niefrasobliwie, najwyraźniej niespecjalnie przejęty swoją historią. Uchylił powieki, dopijając szklankę i podsuwając ją w stronę Jaspera, by dolał.
- A ty, czym się teraz zajmujesz? - Przekrzywił lekko głowę, wciąż opierając ją na kanapie i spoglądając na mężczyznę pytająco. - Dość. Mam słabą głowę, pamiętaj - mruknął, przyciągając do siebie naczynie i popijając dalej. Złote oczy mężczyzny zdawały się lekko świecić. Blondyn, żeby nie dać się im całkiem pochłonąć, pozwolił spojrzeniu przejść niżej, po całym ciele byłego żołnierza. Oj tak, było na czym zawiesić wzrok. Jak już zaczął, to nie potrafił przestać. Mięśnie były odpowiednio zarysowane, ramiona wystarczająco szerokie, a pod bokserką na pewno kryła się seksowna klata. Ach, jak chętnie wylądowałby na niej twarzą i zasnął. Tak, kiedy miewał problemy ze snem, zwykle brakowało mu ciała drugiej osoby. Potrzebował mieć do kogo się przytulić, poczuć to bezpieczeństwo i ciepło bliskiego. Już nawet Ollie nie mógł spełniać tej roli, chociaż wciąż mieszkali razem. Przymknął oczy, pozwalając uśmiechowi zejść z jego twarzy, a potem dopił zawartość szklanki. Nie był nawet pewien, czy wypił całą puszkę, ale bez wątpienia tyle mu wystarczy na resztę nocy.
Tak naprawdę, gdyby teraz się położył, mógłby spokojnie zasnąć. Ale nie chciało mu się bynajmniej ruszać z kanapy. Dopóki nie otrzyma jasnej uwagi, że nie jest tu mile widziany, czy może, sam nie poczuje, że coś jest nie tak, wolał tkwić tam, z wyciągniętymi, zgrabnymi nogami. Uchylił powieki i oddał szklankę brunetowi, lekko przy tym trącając jego ramię swoimi delikatnymi palcami. Uśmiechnął się przepraszająco, nawet lekko rumieniąc. Pokusa potarcia knyćkami* okazała się zbyt wielka, po prostu musiał przesunąć lekko dłoń w dół, pozornie po prostu opuszczając rękę.
Tam były twarde jak stal mięśnie. Boże, dlaczego nie był kobietą i nie mógł po prostu wpaść w jego ramiona, oddać mu się, chociaż na chwilę, by zapomnieć o całym otaczającym ich świecie?
Odsunął dłoń i położył ją pod głową, zamykając znowu oczy. Starał się nie myśleć, że uosobienie całych jego fantazji, dotychczas niesprecyzowanych i niewinnych, siedziało metr, może pół, od jego osoby. Wystarczyłaby odrobina silnej woli i mógłby znaleźć się na jego kolanach, wpijając w usta. Ale nie. Był facetem. On by to poczuł, nie mógł się na to zdobyć. Mógłby oberwać po twarzy za dobieranie się do innego mężczyzny.
Niby pół metra, a odległość nie do przebycia...

*Naprawdę nie wiem, jak to dziadostwo poprawnie odmienić.
Powrót do góry Go down
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyWto Mar 11, 2014 1:42 pm

No cóż, rzadko zdarzało mu się prasować, a gdy już podejmował próby - na złość albo spalił koszulę, albo zaprasował nie tam gdzie trzeba, i chodził później taki wymięty. Na całe szczęście zwykłych, domowych t-shirtów nie trzeba było doglądać, wystarczyło wrzucić do pralki i rozwiesić na balkonie. To jeszcze był w stanie zrobić, aczkolwiek wszystko co wykraczało poza to absolutne minimum zdawało się już przerastać prostego mężczyznę. Po co w ogóle woda w tych żelazkach? Co to za dziwaczne, migające pokrętło po boku? Ah, na co to komu!
Siedząc przed telewizorem samotnie i bezmyślnie gapiąc się na powtórkę meczu sprzed paru dni, nasłuchiwał co właściwie dzieje się w łazience. Potem posłyszał, jak Chrissy wybiera się jednak prosto do sypialni i zamyka za sobą drzwi, co było dostatecznym komunikatem, że kobieta nie życzy sobie wizyt. Właściwie to był chyba trochę zbyt miękką dupą w tych sprawach - normalny facet na jego miejscu obróciłby sytuację na swoją korzyść i zjednałby sobie jej sympatię, by mieć z tego jakieś przyjemne profity.

Ale patrzcie. Siedział teraz obok, może nie ramię w ramię, ale na jednej kanapie z całkiem obiecującą partią panną, która na dodatek... o. Wydawała się być dość skrępowana, co wywnioskował po znaczącym rumieńcu szturmującym jej policzki. Naprawdę tak płocho reagowała na samo jego spojrzenie? Nalewając jej piwa do szklanki kompletnie bezwiednie przyszło mu na myśl, że skoro w tym momencie jest tak speszona - bo przecież nie dał jej tak po prawdzie powodu - to jak ona.... nie. Niemożliwe. Głupie skojarzenie, ale w tym momencie pojawiła się w jego głowie sugestia, że dwudziestoośmioletnia Chrissy jest dziewicą. W sumie wpisywałoby się to w kanon stereotypów o bibliotekarkach, ale nie miał jeszcze chyba do czynienia z kimś tak niedoświadczonym w takim wieku.
Dał sobie mentalnie po pysku, by odgonić te zupełnie niestosowne wymysły, po czym sam pociągnął zdrowo ze swojej puszki, licząc naiwnie, że może to sprowadzi go na ziemię.
-Słabą? Jak dużo możesz wypić?
Palnął, zanim zdążył ugryźć się porządnie w język; brawo, Jasper. To wcale nie zabrzmiało tak, jakbyś właśnie kombinował, czy wystarczy ci alkoholu żeby doprowadzić ją do przyjemnego stanu półświadomości. Jeśli miała jeszcze jakieś wątpliwości co do plebiscytu "najbardziej wybita z tropu osoba w towarzystwie", to pan Moore walczył o złoto. Zupełnie nie wiedział, gubił się przy niej. Powinien trzymać ręce przy sobie, czy przełamać lody i ruszyć z inicjatywą? Nie miał pewności, czy po dzisiejszych wydarzeniach kobieta w ogóle ma ochotę na coś ponad koleżeńskie piwko i pogaduchy o niczym. W tym ostatnim nie był niestety zbyt dobry, wiele osób uważało go z resztą za niesocjalizującego się mruka i miało w tym swoje oczywiste racje. Ale głowę do picia to on akurat miał, więc wątpliwym było, aby stracił kontrolę nad sytuacją.
-Bibliotekarka w... ah, to ten wielki budynek, który jakiś czas temu został odrestaurowany po pożarze Coś słyszałem, wiem gdzie to jest.
O proszę. Zatem tradycja rodzinna? Wyobraził ją sobie między wysokimi regałami pełnymi książek, oddanej całkowicie swojej pracy, która bardzo możliwe, była jej pasją. Przynajmniej takie odniósł wrażenie, gdy blondynka wspomniała o tym, czym się w życiu zajmuje. Spokojna robota, czego nie można powiedzieć o tej, którą Jasper miał już za sobą. Przypadkowe zderzenie dwóch przeciwnych sobie światów, tak diametralnie od siebie różnych i względnie niemożliwych do jakiejkolwiek fuzji.
W końcu zwrócił uwagę na to, jak przewidywalnie organizm Chris zareagował na alkohol; nawet, jeśli ilość była znikoma. Swoboda w jej gestach, w sposobie wypowiadania się była po prostu widoczna, nie była już taka spięta i zdystansowana jak do tej pory. Coraz częściej spoglądała mu w oczy, nawet jeśli nie na długo i zaraz uciekała nieśmiało.
-W tej chwili pracuję na bramkach jako ochroniarz. Wiesz, pilnuję porządku te sprawy. Nie powiem, żeby było to szalenie ciekawe, ale przynajmniej w miarę dobrze płatne. Rozstrzał zmian na grafiku jest nawet do przyjęcia, mam czas się wysypiać.
Uśmiechnął się szeroko, nieco zadziornie; ah, dość? Więc to już jest ten limit, po którym kolejne dawki alkoholu miały zgubny wpływ na jej słabą głowę, tak? Kusiło. Kusiło, żeby zachęcić ją do dalszego picia, pozwolić jej rozluźnić się w swoich ramionach i załapać się na kolację ze śniadaniem. Była raczej drobniutkiej, filigranowej postury, która czyniła ją jeszcze bardziej apetycznym kąskiem dla kogoś, kto ceni sobie delikatność. Dla kogoś, kto przede wszystkim dawno nikogo nie miał i był nieprzyzwoicie łakomy na ten konkretny typ urody. jasne, długie włosy, wcięcie w talii idealnie zakrojone, jakby zachęcająco sugerujące, że to odpowiednie miejsce na jego ramię. Atmosfera była dość ciężka, a przede wszystkim w salonie było niebywale gorąco przez rozregulowane kaloryfery.
Miał prawie trzydzieści lat, znajomi dorównujący mu wiekiem dawno już ustatkowali się, ożenili, czy co tam jeszcze - a on nadal nie potrafił przełamać tej psychicznej bariery i zmotywować się do podjęcia wysiłku znalezienia kogoś tylko dla siebie. Jakkolwiek sentymentalnie by to nie brzmiało, czasami po prostu chciał by mieszkanie nie było tak koszmarnie puste i ciche.
A potem Chrissy oddała mu szklankę i zrobiła coś, czego raczej się nie spodziewał. Nie było to nic wielkiego, rzecz jasna, ale zwróciła jego uwagę dostatecznie. Kobieta dotknęła go, i to nie przypadkiem, choć w istocie, jedynie przelotnie. gdzieś niżej pod przegubem dłoni, zapędzając się ciepłymi palcami na przedramię mężczyzny. Spojrzał jej krótko w oczy, jakby poniekąd pytająco, ale bez pretensji. Sam z chęcią chwyciłby jej dłoń w swoje, ale wydało mu się to niepożądane. Chociaż, jakby spojrzeć na to teraz?
Zaryzykował, ale więcej w tym było bezmyślności i impulsu chwili, niźli faktycznego przemyślenia zamiaru. Sięgnął po jej dłoń, zamykając ją między swoimi - znacznie większymi, szorstkimi i mnie subtelnymi. Miał twarde, toporne palce, jej natomiast były smukłe i niezwykle kruche, gdy tak im się przyjrzeć. Przecież mógłby ją mieć. Wziąć ją siłą, zrzucić winę na alkohol, czy po prostu w ogóle się tym nawet nie przejmować. Był silniejszy, mogłaby protestować do woli; nie chciał. Jej ostrożność była na tyle urzekająca, że o wiele bardziej miał ochotę zobaczyć, czy kobieta podejmie próbę nawiązania kontaktu innego niż werbalny, i czy on nie pomylił się w interpretacji jej sygnałów. Były świadome, czy nie do końca?
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyWto Mar 11, 2014 9:08 pm

Chrissy zmarszczył brwi, słysząc pytanie. Faktycznie, mężczyzna nie zachowywał się jak mistrz konwersacji. Wręcz przeciwnie, wyraźnie rzucał tekstami, które nie były bynajmniej przemyślane. Paradoksalnie, uspokajało to blondyna. Znaczyło, że Jasper nie zapraszał do swojego mieszkania co wieczór nowych, biednych panienek (przypuśćmy, że panienek), które zostały okradzione, lub przytrafiła im się inna, losowa tragedia. Uśmiechnął się szeroko, odpowiadając na pytanie poprzez zwyczajne rzucenie „dość”. Jednoznaczne, prawda?
- Tak, dokładnie tam. Niezła praca, gdyby nie dzieciaki. - Roześmiał się, kręcąc lekko głową. Rozluźnienie ewidentnie osiągnęło nowy stopień, ponieważ normalnie by nie przyznał tej przykrej prawdy.
- Wolę kontakt z książkami, niż z ludźmi. - Wzruszył ramionami, z rozbrajającą szczerością. Dokładnie, był tak bardzo przewidywalnym bibliotekarzem. Zamkniętym w swoim świecie, z dala od tej prawdziwej reszty istnienia. Tak było mu dobrze.
Czasami jednak potrzebował towarzystwa bliskiej osoby, która po prostu, tak po prostu, go przytuliła, pocałowała i dała to bezpieczeństwo. Można to nazwać ograniczonym kontaktem z rzeczywistością. Taki stan rzeczy bardzo by mu odpowiadał. A gdyby jeszcze przygarnął go człowiek podobny do Jaspera, który by go zrozumiał... Osiągnąłby pełnię szczęścia.
- Na pewno to bezpieczniejsze zajęcie - stwierdził, wzruszając lekko ramionami, nawiązując tym samym do przeszłości wojennej bruneta. Cóż, jakby na to nie patrzeć, miał rację. Chociaż wyobrażenie siebie na bramce wciąż sięgało daleko, daleko w świat fantazji. Był delikatną panienką, która jak mogła, chowała się między regałami, zaczytując w książkach i unikając reszty społeczeństwa. Jakiekolwiek męskie zajęcie było poza granicami jego możliwości. Gdyby trafiła mu się osoba niebezpieczna, co najwyżej by padła ze śmiechu na jego widok.
Prychnął gorzko, wywracając oczami i spoglądając na powrót w stronę złotookiego. Położył wygodnie głowę na oparciu i wpatrywał się w niego ciekawie, machinalnym gestem zwilżając wyschnięte wargi. Dla niego było w pokoju idealnie ciepło. Miał w końcu na sobie tylko koszulkę i bieliznę. Cały czas musiał też obciągać na dół materiał, by nie odkryć za wiele. Całą przyjemną atmosferę by szlag trafił, gdyby pokazał, że jednak w tych dolnych partiach miał trochę więcej, niż powinna mieć normalna kobieta. Póki co, dzięki odpowiednio dobranej odzieży spodniej, a precyzyjnie mówiąc, majtkom, nic nie było widać. I miał nadzieję, że tak pozostanie, inaczej będzie musiał uciekać z salonu, a na to wyjątkowo nie miał ochoty.
Szczególnie, gdy był tak bardzo świadom bliskości kuszącego mężczyzny. Mimo, że zabrał dłoń, wciąż czuł jego mięśnie. Aż lekko nadgryzł dolną wargę, powstrzymując się przed otwarciem oczu i ponowieniem dotyku. Co zaskakujące, faktycznie poczuł rękę Jaspera. W pierwszej chwili pomyślał, że to jego fantazje wymykają się spod kontroli, ale już po chwili zdał sobie sprawę, że aż tak bujnej wyobraźni, nawet po alkoholu, nie miał. Uchylił powieki i spojrzał na Moore'a. Może tylko mu się wydawało, ale miał wrażenie, że odległość między nim, a mężczyzną, uległa znacznemu zmniejszeniu. Przełknął z trudem ślinę, nie oddalając dłoni. Dotyk twardej skóry gospodarza powodował lekkie zawroty głowy na samą myśl, gdzie jeszcze mogł się znaleźć. Miał wielką ochotę przekonać się, jakby to było, dlatego przesunął powoli dłoń, kładąc ją na swoim kolanie, wraz z rękami bruneta. Teraz już nie potrafił uciec od jego spojrzenia, wpatrywał się jak zaczarowany, z lekko rozszerzonymi źrenicami i uchylonymi wargami, przez które z trudem nabierał powietrza do płuc.
Świadomość zagrożenia dotarła do niego dopiero po chwili. Był. Facetem. Do. Cholery. A ten gość może i był dżentelmenem, może i się do niego nie dobierał, ale musiał być hetero, skoro ciągnęło go do KOBIECEJ wersji Christophera. Opuścił nagle wzrok, mocno się rumieniąc i wyciągając dłoń z uścisku. Jeśli wcześniej Jasper miał wątpliwości odnośnie jego dziewiczej strony, dostał tego potwierdzenie. Bardzo powoli wysunął nogę spod jego rąk. Była gładka i delikatna, a żeby uciec od bliskości mężczyzny została przerzucona przez podłokietnik. Chrissy skuliła się w rogu, wlepiając spojrzenie w ścianę, zakrywając częściowo twarz długimi, blond puklami. Był przestraszony i nie trzeba było żadnych niesamowitych zdolności komunikacji, by to stwierdzić. Boże, to było naprawdę straszne. Już zawsze pozostanie sam, wieczny prawiczek (dziewica?) przebierający się za kobietę. Brakowało mu odwagi do czegokolwiek, co mogłoby poprawić jego życie.
Beznadziejny przypadek, który najpierw starał się uciec, potem próbował go do siebie przyciągnąć w jakiś nieudolny sposób, a potem znowu uciekał. I na tym póki co stanęli. Dlaczego nie mógł być kobietą? Mógłby chociaż brać te hormony i przypominać bardziej dziewczynę. Może to by zrekompensowało (chociaż odrobinę) nadmiar mięśni w jego dolnych partiach. Albo raczej nieodpowiednie, twardniejące tam, gdzie nie trzeba. Może...
Ale i tak brakowało mu odwagi na cokolwiek.
Powrót do góry Go down
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptySro Mar 12, 2014 10:24 pm

Oh, wręcz przeciwnie; Jasper rzadko kiedy zapraszał tutaj kogokolwiek, bo po pierwsze - nie przepadał za towarzystwem, a po drugie - rzadko kto wpisywał się w kanon akceptowalnych ram pana Moore. Głośnym, pajacującym, bezmyślnym i nazbyt pewnym siebie cwaniaczkom już na wstępie mówił soczyste "NIE". Może dlatego właśnie Chrissy zaskarbiła sobie jego sympatię w tak krótkim czasie? Była cicha, skromna i przede wszystkim ważyła każde słowo zanim je powiedziała. Nie mówiła również i zbyt wiele, ale mężczyzna wiedział, że gdyby przełamali barierę, mógłby prowadzić z nią długie dysputy na wiele tematów, bo wyglądała i brzmiała na osobę oczytaną.
A potem blondynka uśmiechnęła się w sposób tak urzekający, że zmiękły mu kolana; jakie to szczęście, że akurat siedział, bo byłby wstyd.
-Dzieciaki... podziwiam. Nie łapałbym się takiej roboty nawet, gdyby stawka za godzinę była kosmiczna.
Odpowiedział pół żartem pół serio; nie, żeby dzieci jakoś wyjątkowo nie lubił, ale o własne nigdy go nie kusiło, a cudze po prostu tolerował. Nic ponad to, chociaż ewidentnie gdy miał wątpliwą przyjemność słyszeć jakieś z samego rana gdy po robocie marzył tylko o długim i namiętnym romansie z własnym łóżkiem, ich głosy doprowadzały go do szału.
-Tete-a-tete z Morusem?
Podparł swobodnie głowę na dłoni i przechylił się nieco ku niemu. Zapowiadało się na dłuższy wieczór, bez względu na to co obstawiał na samym jego początku.


Chciał jej dotknąć, i właśnie sobie uświadomił, że ma na to niemożebną ochotę od samego początku. Wciąż sprawiała wrażenie osoby, która paląco potrzebuje kogoś, kto mógłby się nią zaopiekować. Jedynym problemem jaki jawił mu się przerażająco oczywistym sposobem był jego kompletny brak doświadczenia z kobietami. Nie pociągały go, nie potrafił ich zrozumieć, a ponad wszystko raził go niezwykły brak logiki w ich zachowaniu i sposobie myślenia. Pech chciał, że chyba właśnie pojawił się wyjątek od tej reguły; siedział na przeciwko i zerkał na niego ukradkiem co chwilę.
W końcu odważył się i wykonał pierwszy krok, będąc niemal pewnym że właśnie tego oczekuje po nim Chris. Sam w to uwierzył, stąd zrobił to ufnie i nie spodziewał się odrzucenia. Jedyne co zdążył przelotem zarejestrować, to ciepło, delikatność jej dłoni i ich drżenie. Gładka skóra na kolanach, dokładnie tak jak sobie to wyobrażał gdy o tym myślał, na dodatek był na tyle blisko, by zwrócić uwagę na jej zapach. I tutaj element zaskoczenia, bo przez woalkę kobiecych, lekkich perfum przebijał się i inny element, w jakiś przedziwny i niejasny sposób dobrze mu znany, ciepły. Na więcej mu nie pozwoliła, uciekła prędko wycofując dłonie jak i dystansując się w sposób nienamacalny, czysto psychiczny. Obudowała się wysokim, niewidzialnym murem, i Moore poczuł, że popełnił koszmarny błąd, a być może i zranił ją jakoś, i to w czasie nie dłuższym niż pół minuty.
Przez chwilę widział jeszcze jej duże, roziskrzone oczy o pięknym, niecodziennym odcieniu chłodnej zieleni, oraz uchylone, drżące usta. W tamtej chwili naprawdę chciał ją pocałować, zawłaszczyć i spróbować wynurzyć się z własnej skorupy, ale prędko wycofał się z powrotem do tego co dobrze znane i bezpieczne.
Nie powiedziała ani słowa, ale jej postawa aż krzyczała z daleka "Zostaw, zabierz ode mnie ręce i nie rób tego więcej", więc nawet nie przyszło mu do głowy by próbować ponownie. Zrobiło się wyjątkowo niezręcznie, a on w końcu przypomniał sobie, że gdzieś tam w tle gra telewizor, że Snickers przewrócił jego puszkę z niedokończonym piwem, a za oknem leje jak cholera. Rzeczywistość będąca do tej pory w niełasce zaczynała o sobie przypominać.
-Przepraszam. Jakoś tak czasami ciężko upilnować ręce, sama wiesz.
Najprościej było mu to wszystko obrócić w żart, więc tego się chwycił i próbował ujechać tą metodą na prostą; niechętnie spojrzał na rozlane na parkiecie piwo i wstał z ciężkim westchnieniem, wiedząc że musi to sprzątnąć zanim alkohol wsiąknie w drewno - wtedy już tego nie wywabi, a nie przepadał za dywanami.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyCzw Mar 13, 2014 7:52 pm

Chris nie poczuł się zraniony. Nie, to bynajmniej nie przyszło mu do głowy. Raczej przeląkł się faktu, że jego prawdziwa płeć zostanie odkryta. Do tego nie mógł dopuścić. A gdy tak skulił się w rogu kanapy i patrzył w ścianę, zdał sobie sprawę, że niczego tak bardzo nie pragnie w tym momencie, jak akceptacji i zatonięcia w ramionach mężczyzny. Tak naprawdę pierwszy raz w życiu zapragnął znaleźć się z kimś w łóżku i po prostu zapomnieć na parę godzin. Jego ciało lekko drżało, ale wcale nie z powodu zniesmaczenia, czy strachu, a zwykłego przyciągania ku kochankowi. Tak strasznie on go potrzebował w tym momencie! Gdyby Jasper zbliżył się do niego bardziej, przekroczył ponownie tą granicę, mogłoby do czegoś naprawdę między nimi dojść. Blondyn z całego serca pragnął, by tak się stało. By odważył się zbliżyć i nie dać mu drogi ucieczki. On naprawdę potrzebował osoby, która go zdominuje, która nauczy go podstaw kontaktu ze społeczeństwem i doda pewności siebie. Pan Moore najwyraźniej nie uznawał się za odpowiedniego człowieka do czegoś takiego. Zażartował. Przeprosił. Irracjonalnie, kompletnie bezsensownie, zabolało. Znaczyło, że zwyczajnie „mógłby poruchać” tego wieczora, ale wcale nie „musiał”. Blondyn wypuścił powietrze z płuc, które, jak się okazało, zatrzymał, a potem opuścił głowę. Cholera, do niczego nie doszło, a już poczuł się jak zwykła laska, którą można wykorzystać, a potem sobie pójść. Ale, prawdę mówiąc, czego on właściwie oczekiwał? Wielkiej miłości? Bardzo śmieszne. Właśnie dlatego był nietkniętym prawiczkiem i nic nie zapowiadało, by sytuacja miała się zmienić.
- No jasne, domyślam się - mruknął, a sarkazm wydobył się z jego ust tylko i wyłącznie dlatego, że pozwolił sobie wcześniej na alkohol. Odpowiednia ilość procentów rozwiązała jego język, czyniąc trochę bardziej niebezpiecznym przeciwnikiem. Minimalnie, bo wciąż był nieśmiałą dziewoją, ale jednak.
Spojrzał na mężczyznę i zsunął z powrotem nogi na ziemię, a potem uniósł się, prychając dumnie.
- Preferuję randez vous w bardziej „idealnym” świecie, gdzie posiadanie rodziny nie jest podstawą do szczęśliwego życia - mruknął, ponownie wykorzystując ironiczny ton, przechodząc obok schylającego się bruneta. Chociaż chciał zachować pozory trzeźwości, delikatnie się zachwiał i podparł dłonią na ramieniu Jaspera. Była to raptem chwila, kilka sekund, ale znowu jego ciało przeszedł krótki dreszcz pożądania. Nic nie mógł poradzić na to, jak bardzo pociągała go ta męskość w mężczyźnie. Pokręcił głową z niezadowoleniem, ocierając lekko udem o jego ramię i odchodząc. Dopiero, gdy znalazł się w sypialni, oparł o drzwi i odważył się wypuścić powietrze z płuc. Nie wiedział, co się z nim dzieje przy byłym żołnierzu. Instynktownie się do niego garnął, co nawet można by uznać za rozsądne, gdyby był kobietą. W końcu taki twardy facet zdawał się być idealnym partnerem do rozpłodu. Natura powinna sama pchać płeć piękną ku niemu. No dobrze, a jeśli Chris był facetem, to co? O żadnym rozmnażaniu mowy być nie mogło. Co więc go przyciągało do bruneta?
Przetarł twarz dłońmi. Dobrze, koniec tego dobrego. Był już naprawdę zmęczony, do tego nawet stopnia, że skupił się na przecieraniu twarzy i zataczając dotarł do łóżka, które podcięło mu nogi i wręcz wciągnęło w swoje odmęty. Omiótł go zapach bruneta. Męski. Intensywny. Jak to facet, nie pomyślał o wymienieniu pościeli. Chrissy celowo mu o tym nie przypomniał. Tym razem spokojnie odpłynął w objęcia Morfeusza, wczołgując się tylko całkiem na łóżko i częściowo owijając kołdrą. Gdyby brunet wszedł do swojego pokoju, jego oczom na pewno rzuciłaby się istota z rozrzuconymi blond włosami i wypiętym tyłkiem. Sam seks i niewinność zarazem.

Bibliotekarz obudził się, gdy słońce zaczęło mu mocno świecić w twarz. Przez noc obrócił się kilkakrotnie i ostatecznie skończył całkiem wystawiony na promienie światła, nieograniczone przez rolety, o których nikt wieczór wcześniej nie pomyślał. Daniels wymamrotał coś z niezadowoleniem i uchylił powieki, obracając się tyłem do przyczyny odzyskania przytomności. Przez chwilę kojarzył wolno fakty, aż dotarło do niego, że znajduje się w obcym miejscu, w którym notabene przespał całą noc jak zabity. Alkohol naprawdę miał na niego zbawienny wpływ. Wciąż czuł, że bardziej tkwi w drzemce, niż rzeczywistości, dlatego wyczołgał się z łóżka i ruszył do drzwi. Najpierw trafił do kuchni, a potem do salonu, dopiero za trzecim razem znajdując się w pożądanym pomieszczeniu, mianowicie łazience. Przez dłuższą chwilę stał tępo, szukając wzrokiem swoich rzeczy, by ostatecznie dostrzec, że jedyne przedmioty należące do niego w tym pomieszczeniu, to ubrania, które zostawił poprzedniego wieczora. Wspaniale. Nie pozostało mu nic innego, jak poszukać w typowo męskich rzeczach czegoś, co uszłoby od biedy za potrzebne mu kosmetyki. Oczywiście na rzeczy do makijażu nie miał co liczyć, ale mógł przynajmniej względnie się odświeżyć, korzystając z najmniej zapachowych rzeczy, jakie znalazł. Nie, żeby go nie kusiło. Po prostu pachnąc facetem więcej osób spojrzy na niego podejrzliwie. Po kobiecie oczekiwało się raczej delikatnych i wyrafinowanych zapachów, a nie tych twardych, męskich, od których Chris dostawał zawrotów głowy. Usiadł na brzegu wanny i zdjął z siebie koszulkę, a po chwili namysłu, również biustonosz. Gdyby nie makijaż, w tym momencie spokojnie mógłby ujść za mężczyznę, tylko z dość małym... Interesem. Uroki spłaszczającej bielizny. Długie włosy dodawały mu delikatnego uroku, spływając po ramionach. Zabrał się spokojnie za rozczesywanie ich, powoli wracając do rzeczywistości. Nie wiedział, o której obudzi się jego gospodarz, dlatego wolał być w już w swoim kobiecym wcieleniu, gdy na niego natrafi. Szczególnie po tym, do czego wczoraj doszło, gdy był w jego koszulce. Jednak teoria o kobietach w ubraniu swojego faceta się sprawdzała, nawet wtedy, gdy facet był wolny. Zanotować i zapamiętać.
Gdyby był kobietą, miałby jakieś szanse w uwiedzeniu go. No, potrzebowałby do tego trochę pewności siebie, ale nie wydawało się to tak niewykonalne, jak w obecnej sytuacji.
Chrissy uniósł się i okręcił dookoła własnej osi, sprawdzając, czy włosy odpowiednio się prezentują. Rozczesane, ale nie przyczesane. Odpowiednio napuszone i naturalnie falujące. Naprawdę, gdyby tylko chciał i potrafił, mógłby okręcić sobie wokół palca niejednego kuszącego faceta.
Powrót do góry Go down
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyCzw Mar 13, 2014 10:23 pm

Oh, wyczuł tę ironię. I była szalenie krzywdząca, choć za cholerę nigdy by tego nie przyznał. Czasami jak widać nawet taka góra wyrośniętego, gruboskórnego faceta przejawiała symptomy uczuć innych niż głód, pragnienie i nieprzyzwoita chęć zjednoczenia się z własnym łóżkiem.
Poza tym nawet jeśli miałaby to być jednonocna przygoda, nie miałby żalu. Na sytuację można też było spojrzeć i z tej innej strony - od naprawdę długiego czasu nie miał nikogo, zarówno w życiu jak i w łóżku. Odbijało się to na nim niestety w sposób dość widoczny; w przeciwnym razie ręce trzymałby przy sobie.
Pomylił się, a przynajmniej wciąż był tego całkowicie pewien. Prosta konstrukcja myślowa - skoro uciekł, to znaczy, że nie chciał. Jasno i w temacie. Jasper nie naciskał, nie miał w zwyczaju. Na dodatek był dość skonsternowany z przyczyny śmiesznie oczywistej; nie robił w kobietach. Miał jedną, może dwie dość dawno temu, nie potrafił się z nimi obchodzić, a w pewnym okresie swojego życia zdążył skonstatować, że właściwie nie potrzebuje w życiu pary cycków. Dlaczego więc Chrissy uparcie deptała to przekonanie i zdawała się nie imać tej żelaznej reguły? Moore był skonsternowany.
Chwilę później stan ten urósł do kuriozalnie olbrzymich rozmiarów, gdy kobieta wstała i oparła się o niego, przy okazji dając mu sposobność odczuć ciepło swojego ciała, a prowokacyjnie odsłonięte udo zostało dociśnięte do jego ramienia. Kwestia przypadku? Szybka, męska decyzja, Jasper.
Przypadek, w końcu trochę wypiła i miała prawo celował do sypialni zygzakiem. W innej sytuacji pewnie wybuchnąłby gromkim śmiechem, ale teraz było to bolesne nastawanie na jego samozaparcie i kontrolę.
Pamiętał swoją pierwszą miłość. Młody był, miał te naście lat i właściwie nie bardzo orientował się wtedy w tych niuansach. Wtedy miał niezłomne wrażenie, że w całym tym miłosnym systemie panują jakieś niepojęte zależności, zasady i wzorce, których on z uporem w ogóle się nie trzymał. Nie trudno zgadnąć, że w bardzo niedługim czasie ten zabawny, nie mający racji bytu związek po prostu się rozsypał. Źle się z tym czuł i nijak nie był w stanie zapobiec katastrofie następnego. Aż do czasu, gdy zaczął spędzać każdą przepustkę w wojskowym kasynie. Poznał tam pewnego młodzika który nieźle radził sobie zarówno z manewrowaniem tacą między ciasno ustawionymi stolikami, jak i pewnymi innymi wytycznymi. Wtedy pierwszy raz w życiu czuł, że naprawdę do kogoś pasuje, nie musi kluczyć między zawiłościami i niedomówieniami, a prawda wcale nie okazała się dlań tak miażdżąca, jak mógłby się spodziewać. Zdecydowanie lepiej czuł się w obecności przedstawicieli własnej płci, niż wśród kobiet stanowiących dla niego odrębny gatunek.

Chrissy odeszła w końcu, nie tłumacząc ani nie rozwijając poprzedniej myśli. Mężczyzna wciąż tkwił w swoim nieprzyjemnym stanie półzrozumienia, szczerze mając ochotę chwycić ją za ramiona, potrząsnąć jak kolorową laleczką i zapytać bezpośrednio co z nim właściwie jest nie tak. Ale nie zdobył się na to, bezczynnie przyglądając się jak blondynka znika za drzwiami do sypialni i zamyka je za sobą szczelnie. Nie, Moore. To nie twoja liga, przeliczyłeś się.
Wrócił na kanapę gdy starł już całe piwo z podłogi, po czym otworzył sobie następne i do późnych nocnych godzin oszukiwał mózg, serwując mu po kolei bzdurne programy rodem z amerykańskich reality show. Nie miał pojęcia czy kobieta śpi, czy może również leży z otwartymi szeroko oczami i stara się wyciszyć powoli. Snickers uznał że wypada mu zajrzeć do sypialni, więc beztrosko rozwalił się w nogach łóżka, kojarząc dobrą okazję. Zawinął się w rdzawy kłębek i zasnął.


Na ogół mężczyzna zaprogramowany był na pobudkę o wpół do piątej, w chwilach słabości podnosił się koło szóstej. Ale dzisiaj zabalował już rozpustnie, zalegając w pościeli do ósmej w dość niewygodnej, półsiedzącej pozycji. Obudził go sztywniejący kark i bark obolały do tego stopnia, by przez chwilę Moore mógł się słusznie zastanawiać, czy czasem nie uszkodził się jakoś podczas snu.
Oczywiście wspomnienie wczorajszego wieczora opuściło go zupełnie, był zajęty kontemplowaniem porannego papierosa i ciemnej kawy, by zwrócić uwagę na dźwięki dobiegające z łazienki.
I cóż, kiedy zwyczajowo wtłaczając w dzień rutynę dopadł do drzwi, reflektując się w trakcie, że przecież gości u siebie pannę Daniels? Ah. Pannę.
Pierwszy szok - gdy połapał się gdzie wszedł i że wcale nie jest sam, co dostatecznie dało mu do myślenia i uzmysłowiło jak wielkim jest idiotą i sklerotykiem. To uczucie, gdy żołądek funduje ci salto na wysokości przełyku? Bezcenne. A następny news siłą rzeczy zaaplikowany jego rozpędzającemu się pomyślunkowi niemal zwalił go z nóg.
Oblał się kawą, poparzył palce - udało mu się jednak nie narobić większego hałasu i nie upuścił kubka, kląc tylko skwapliwie, jakby było to cudowne zaklęcie na wszelaki ból i śmieszność sytuacji. Ta po prostu chwilowo go przerosła, i musiał uchwycić się czegoś względnie stabilnego, by zatrzymać reakcję łańcuchową; złapał się regału na kosmetyczne pierdoły i narzędzia.
-Chciałem... przeprosić. Tak. Właśnie to chciałem... boże.
Obrócił się i niemal wpadł na drzwi, spiesząc się z powrotem do kuchni tak bardzo, że wdepnął przy okazji w plamę po kawie. Na domiar wszystkiego, dla dopełnienia farsy jaka rozgrywała się właśnie na miejscu, do łazienki wkroczył Snickers i miauknął żałośnie, domagając się żarcia. Ogólnie to śmieszność nad śmiesznościami i wszystko śmieszność.
-Nie rozumiem. W sensie... no mogłeś wspomnieć słowem, ja różne rzeczy widziałem. Nie byłoby problemu.
Jednak wolał budzić się konwencjonalnie tradycyjną kawą, niźli elementem zaskoczenia o tak wczesnoporannych godzinach.
Nareszcie obrócił się i spojrzał mu w twarz. Jemu, tak. Zacznijmy kategoryzować, bo nastąpiła pewna nieprawidłowość w nazewnictwie. Nie wyszedł jeszcze z dziwnego otumanienia, jaki przyniósł ze sobą szok. No dobra... teraz przynajmniej po części był w stanie usprawiedliwić jego wczorajszą ucieczkę. Chris. Ah, te imiona typu uniseks... Nie. Nie uświadczył jeszcze mężczyzny noszącego się tak kobieco, i choć w pewnym stopniu nadal miał kluczowy problem z przyswojeniem tej informacji, nie zamierzał robić z tego wielkich scysji.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyCzw Mar 13, 2014 11:30 pm

Kurwa, jak to by powiedział Ollie i chyba pierwszy raz w życiu zgodziłby się z nim i Chris, który przekleństw z całego serca nie znosił. Ludzie cywilizowani potrafią się lepiej wysławiać, a ci, którzy nie są wystarczająco inteligentni, nie zasługują na rzucenie okiem w ich stronę. A jednak, jedynie to słowo idealnie pasowało do obecnej sytuacji. Jakim, kurwa, cudem doszło do tego wszystkiego? Dzień wcześniej wszystko było bosko. Oprócz skradzionej torebki, powiedzmy, no i może tego nieudanego flirtu. Ale nic nie wskazywało na katastrofę, jaka nastąpiła porankiem. Cały ten wysiłek blondyna, przebieranki, uśmiechy, wypinanie biustu,wszystko zwyczajnie poszło się je... Pier... Kochać. W pierwszym szoku długowłosy nawet nie pomyślał o zakryciu się, po prostu stał jak ten durny na środku łazienki i wlepiał wzrok w Jaspera, zastanawiając się, co on tutaj, do ciężkiej cho... Choliby robi. Przecież miał kobietę w domu, jak śmiał ot tak wpaść do niego, nawet nie pukając, a potem jeszcze wyrzucać z siebie potoki słów tak bardzo nieprzystających damie?
- Nie klnij - mruknął machinalnie, tak bardzo przyzwyczajony do przywoływania do porządku brata, że kompletnie nie skojarzył faktu, kim jest stojącym przed nim i miotający się rozpaczliwie facet. Dopiero, gdy ten znieruchomiał i wyrzucił z siebie względnie... Bardzo względnie sensownie brzmiące zdanie, do Danielsa dotarła cała sytuacja i jej konsekwencje.
Kurwa po raz drugi.
Złapał leżącą na pralce kieckę i przycisnął do swojej piersi, rumieniąc się gwałtownie i cofając, aż do momentu, aż jego kolana nie natrafiły na wannę. Niemalże wpadł do środka, w ostatniej chwili łapiąc się małego regału i hamując upadek. Usiadł na brzegu, oddychając płytko, z rozszerzonymi z przerażenia oczami. Machinalnie spojrzał na miauczącego kota, a potem zamrugał powiekami, spoglądając z powrotem na mężczyznę. Wyciągnął wolną rękę i przyłożył mu ją do pleców, odruchowo, by Jasper nie skończył rozpłaszczony na ziemi, po poślizgnięciu się na wysoko kofeinowym napoju.
Ogólnie cała sytuacja mogła służyć za przykład do pełnometrażowego filmu pod tytułem Jak facet NIE powinien się dowiedzieć, że jesteś trans. I ta scena musiałaby być ostatnią, z honorowym numerem jeden we wszelkich wpadkach.
Coś jednak nie pasowało. Oprócz ogólnie miotającego się po pomieszczeniu mężczyzny, oraz towarzyszącej mu w tym pół kobiety, nic się nie stało. Właściwie, to brunet przeżył to całkiem... Nieźle. Aż Christopher zmarszczył brwi i spojrzał na niego już z mniejszą obawą, a większą podejrzliwością.
- Tylko tyle? - spytał ostrożnie. Odchrząknął niepewnie i uniósł się, wciąż dociskając do prawie całkiem nagiego ciała sukienkę. Musiał szybko zareagować, póki jeszcze panika nie dotarła do jego mózgu. Położył dłoń na piersi mężczyzny i w miarę stanowczymi ruchami zaczął go odpychać. Przestał dopiero w momencie, gdy gospodarz, oraz jego stworzenie, znalazły się za drzwiami. Zamknął je im przed nosem, a potem, tak na wszelki wypadek, doprawił wszystko kluczem. Teraz było już za późno, ale cóż, człowiek uczy się na błędach. Odgarnął włosy z twarzy i podszedł do lustra, po drodze ślizgając się na kawie. Tak, on też o niej zapomniał i niemalże skończył jako ciało, zamiast żywego faceta.
Szlag.
Wziął ręcznik i rzucił go mokrą plamę, oraz wytarł o niego stopę. Pokręcił lekko głową, spoglądając w lustro i mierząc się uważnym spojrzeniem. No przecież... Był facetem, na litość boską! Jasper to zauważył, zwrócił się do niego przecież w formie męskiej, dlaczego nie zareagował jakoś bardziej wybuchowo? Przecież powinien. Był żołnierzem. Snajperem. Twardym, męskim i na pewno bezwzględnym. Ba, ochroniarzem! Homosie, tudzież transiki, w ogóle społeczeństwo LGBT powinno budzić w nim odrazę. Czy coś. Cokolwiek. A tu nic. Figa z makiem. Chris aż poczuł się zawiedziony przez chwilę. Zaraz jednak dotarło do niego, że niczego nie stracił. Może to był tylko element zaskoczenia, a potem wtargnie tu tak bardzo hetero macho?
W takim razie może lepiej, żeby był już ubrany. Pospiesznie założył sukienkę, poprawił włosy, pozostawiając je luźne (oprawcy ciężej wtedy za nie ciągnąć, niż na przykład w tradycyjnym kucyku), a potem wziął kilka głębszych wdechów, zatrzymując się tuż przed drzwiami i naciskając klamkę. Czuł panikę. Brakowało już tylko sekund, by wpadł w swój typowy nastrój zdołowania i nie wybronił się z niego przez najbliższe kilka godzin. A na to nie mógł pozwolić. Musiał szybko działać. Przekręcił klucz i pchnął drzwi, wychodząc. Nie został powitany żadnym przyjaznym walnięciem w twarz, więc odetchnął z ulgą i szybkim, a zarazem bezszelestnym krokiem podszedł do swoich bucików, które, schylając się, pospiesznie założył. Już, już miał zniknąć z tego mieszkania, gdy w polu widzenia dostrzegł zegarek. Ósma. Ba, po ósmej. Ollie na sto procent był już w bibliotece. A on do niej nie może przyjść. Potrzebował zadzwonić i poinformować, że tego dnia go nie będzie w pracy. Ba, potrzebował dotrzeć do domu. Komunikacją. Na którą bynajmniej nie posiadał biletu, czy chociażby pieniędzy. No i potrzebował kluczy. Generalnie w tym momencie dotarły do niego dwie przykre prawdy. Po pierwsze, mężczyźni wiedzą co robią, nie nosząc torebek. A po drugie, potrzebował pana Moore'a. Bez pomocy nie miał żadnej możliwości przebyć Londynu ani do pracy, ani do domu. No, chyba że miał ochotę na parogodzinny spacer na obcasach. Już biegł.
Stanął przed drzwiami i obrócił się na pięcie. Westchnął. Stukocząc obcasikami skierował się ku najbliższemu pomieszczeniu, to jest kuchni. Telefonu niepostrzeżenie kraść nie zamierzał, wolał już zaryzykować oberwanie i spytać, czy może z niego skorzystać.
Odchrząknął.
- Przepraszam, mogł... Mógł... - Zawahał się wyraźnie. Jakiej formy użyć teraz, skoro już Jasper znał jego PRAWDZIWĄ płeć? I jakiego głosu? Z przyzwyczajenia stosował tą żeńską formę, ale czy w obecnej sytuacji nie było to dość głupie zagranie?
- Czy mogę pożyczyć jeszcze na chwilę telefon? - spytał w końcu, nerwowo postukując obcasem w miejscu i używając już swojego naturalnego głosu. Wciąż był lekko zniewieściały i przyjemny dla ucha, ale po samej tonacji dało się określić jego płeć jako męską. Co zabawne, w zdaniu już nie zastosował osobowej formy. Nie potrafił się zdecydować, był rozdarty i było to widać. Wlepił spojrzenie w podłogę i instynktownie zamknął oczy, napinając ciało i oczekując ciosu. Nikt go wcześniej nie przyjął „tak po prostu”gdy mówił, lub pokazywał, że jest trans. Bał się tego. Bał jak mało czego w swoim życiu. I nie potrafił zrozumieć, że ktoś może zwyczajnie wzruszyć na to ramionami i pójść dalej, nie obsmarowując go błotem, lub nie próbując zmienić jego nastawienia do płci. Gender-srender.
Chociaż, może Jasper... Może jednak naprawdę on wcale nie uważał tego za złe?
To była bardzo nieśmiała nadzieja, podsunięta przez mózg, zmęczony spiętymi mięśniami i strachem kotłującym się w piersi. To byłoby coś nowego...? Proszę?
Powrót do góry Go down
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptySob Mar 15, 2014 11:13 am

Wejdź do własnej łazienki - natknij się na pannę, która nie jest kobietą, a potem z całą śmiesznością przypadku, zostań wywalony. Tak, Jasper dobrą chwilę stał w przedpokoju pod drzwiami, z miną równie rezolutną co jego kot, z usyfionym kubkiem kawy, mokrą skarpetką. Konsternacją? Nie, złe słowo. Był chyba trochę zdezorientowany. No dobra, byłoby głupio, gdyby akurat naprawdę Chris był tą kobietą, ale w momencie w którym zauważył kompletny brak klatki piersiowej i trochę więcej tam, gdzie przeciętna dziewczyna miała na ogół płasko, chyba mu ulżyło w jakiś przedziwny sposób. To by tłumaczyło dlaczego tak go do Chrissy ciągnęło; widać to siedziało gdzieś w podświadomości i szeptało na ucho "To facet, zabieraj się za niego".
Ah, no i jeszcze został opieprzony za przeklinanie we własnym domu. Tego proszę państwa, jeszcze u nas nie grali. Kąciki ust drgnęły mu niekontrolowanie, rwąc się ku górze w niekłamanym uśmiechu. Nie wyglądał na zdenerwowanego, za to chyba właśnie nabrał ochoty na jakieś śniadanie. Rano zawsze był cholernie głodny, jakby w nocy jego żołądek pracował za dwóch chłopa.
Fakt faktem, nadal miał przed oczami ten jego obronny odruch, w którym Daniels przycisnął do siebie sukienkę by zasłonić wszystko, co Jasper i tak już przecież zdążył zobaczyć. Ładne ciało, młode. Z takim bardzo femine wcięciem w wąskiej talii, a mięśni to się nie dopatrzył. Z resztą, co tam mięśnie. Chris miał niesamowicie apetyczny tyłek.
Dokładnie o tym myślał, przygotowując następną kawę w zastępstwo pierwszej, kłócąc jajka na patelni z kawałkami bekonu i pieczarkami, a nawet i później, gdy jakoś wszystko urosło i śniadania wyszło nie na dwie, a co najmniej cztery osoby. Rozpędził się trochę, fakt. Poszło machinalnie, kiedyś gotował dla swojej jednostki jak przędli naprawdę cienko.
Z ciężkim sercem zerknął na drzwi do łazienki, kompletnie nie czując wyrzutów sumienia, że zrobił mu najazd na intymność niecały kwadrans temu. Być może nigdy by się nie dowiedział, gdyby dziś rano przypadkiem nie zapomniał się w pewnych kwestiach. Jasper był mimo wszystko liberalnym facetem pod pewnymi względami, mężczyzna w sukience dawno przestał wywoływać pejoratywne reakcje i w tym momencie był zwyczajnie, siłą rzeczy - zainteresowany tym, czego nie widział z bliska na własne oczy. Nie zamierzał urządzać mu awantur, to dopiero byłoby żałosne. Nie znał jego sytuacji, tak naprawdę nie wiedział o nim absolutnie nic poza tym, że nazywa się Chris Daniels. O ile to jest jego prawdziwe imię.
Usłyszał otwierane w łazience drzwi, spiął się. Aktualnie zajmował taboret, wygodniejsze krzesło pozostawiając kobiecie Chrisowi, by nie sugerował się jego wstępną reakcją i przyszedł do kuchni jak już skończy robić... no, co on tam mógł robić. Cholera wie.
Ale nie, charakterystyczny stukot obcasów poniósł się po korytarzu omijając kuchnię. Nawet nie zajrzał, więc Moore pojął iż pewnie zareagował niewłaściwie. Ah nie, pardon. Zajrzał, równie kobiecy co poprzedniego wieczora.
-Telefon? No możesz, ale myślałem, że zjesz śniadanie. Trochę przesadziłem, Snickers będzie szczęśliwy.
Tak, w tym domu to kot wyżerał wszystko, co zostawiło się samopas na dłużej niż pięć minut bez opieki. Spostrzegł za to zmianę w głosie panny pana Danielsa, który z premedytacją rysował mu parkiet szpilkami. Musiał czuć się osaczony, może się bał? Pewnie tak, ale o tym mężczyzna już wcześniej nie pomyślał. Zaświtało mu to do głowy dopiero teraz, gdy przyjrzał się jego unieszczęśliwionej twarzy. Trans czy nie, jeśli Jasper zaakceptował kogoś za pierwszym razem, istniało bardzo nikłe prawdopodobieństwo, by tę osobę odrzucił z tak błahego powodu.
-Jeśli chodzi o sytuację... tę sytuację, to daj już spokój. Widziałem straszniejsze rzeczy, ładnie ci z cyckami. Znaczy się, no. Kurwa.
Tak. Mistrzu elokwencji, ale się popisałeś. To bankowo nie zniechęci go do ciebie jeszcze bardziej, a i tak byłeś na straconej pozycji.
W jakiś kuriozalny sposób chętnie zobaczyłby go w czymś bardziej skąpym. Sukienka wciąż mu pasowała, nawet jeśli nie był pełnoprawną kobietą - co nie zmienia faktu, że blondyn wyglądał w nim lepiej niż większość panien jakie Moore spotykał w klubach gdy bywał w pracy. Dopiero chwilę później złapał się na tym, że bardzo niestosownie pożera ją wzrokiem i Chrissy czuje się pewnie nieswojo. Podsunął jej krzesło i wyciągnął torebkę z herbatą z kubka, bo we wrzątku zdaje się, zdążyła już naciągnąć dostatecznie.
-Przepraszam za wcześniej, czasami strasznie się zapominam i wychodzi jak wychodzi. Naprawdę nie mam z tym problemu, po prostu się trochę... no, zaskoczyłaś mnie. Zaskoczyłeś.
Nie miał doświadczenia z osobami tego rodzaju, nie mógł wiedzieć o tym, jak trudno jest być mężczyzną w kiecce, jakie to niesie ze sobą konsekwencje, strach i napięcie. Może dlatego, iż pewnikiem wziął fizjonomię bibliotekarza za idealną by uchodzić za kobietę nawet bez makijażu czy owych piersi.
Jego brat, ten do którego wczoraj dzwonił... chyba wiedział, prawda? Musiał. Skoro mieszkali we dwoje, to raczej mało prawdopodobne by nie orientował się o upodobaniach osoby mieszkającej ściana w ścianę.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptySob Mar 15, 2014 9:20 pm

Chris odetchnął. Powoli, jakby wciąż niepewny swojej sytuacji. Uspokajał się bardzo powoli, ale sukcesywnie. Pozwolił sobie nawet na delikatny uśmiech, gdy w końcu usłyszał te słowa. Były dość nierealne, ale przy tej całej otoczce nieudolności w komplementach wydały się niesamowicie prawdziwe. Otworzył oczy i spojrzał na mężczyznę. Oczy błysnęły mu czymś, co dało się opisać wyłącznie poprzez pojęcie „szczęścia”. Został zaakceptowany. Nie rozumiał dlaczego, nie wiedział na jak długo, ale póki co był bezpieczny i to go całkiem uspokoiło. Uśmiech sam się poszerzył, pokazując piękne, bielutkie uzębienie. Blondyn potruchtał na swoje krzesło i usadowił się na nim, przyjmując chętnie herbatę i upijając od razu łyka. Zdawał się wręcz cały promienieć, jak dotychczas na pewno nie miał przyjemności zobaczyć go Jasper.
- Bardzo chętnie zjem śniadanie. Co tam pysznego zrobiłeś? - Przekrzywił lekko głowę, zerkając na patelnię. - Jajecznicę z... Mięsem i grzybami? - Wyraził ostrożne przypuszczenie, nabierając zapachu do płuc i wydając z siebie zadowolone mlaśnięcie. - I dziękuję za komplement - dodał, obdarzając bruneta kolejnym długim, olśniewającym uśmiechem. Przyjął go bez zawahania, chociaż nie wyglądał zbyt pięknie, gdyby tak mu się przyjrzeć. Kiepsko dobrane słowa, a do tego przekleństwo. Jedynie ostatnie słowo wzbudziło w nim niesmak, ale postanowił je zignorować, skoro zamiary były pozytywne. Raz jeden może udawać, że nic się nie stało. W końcu, co jak co, ale taka niespodzianka może powodować mętlik w głowie przeciętnego człowieka. Chris potrafił to zrozumieć, pamiętał reakcje swojej rodziny, pamiętał reakcje każdego, kto z jakiegoś powodu dowiadywał się o jego podwójnej tożsamości i za każdym razem ludzie nie przyjmowali tego na spokojnie.
Zaskoczyło go za to intensywne spojrzenie bruneta. Wcale nie przypominało tego zniesmaczonego, czy podejrzliwego. Raczej rozbierało go. Poczuł się przez to trochę niepewnie. Przygryzł lekko wargę, spuszczając na chwilę wzrok, ale wciąż to czuł na sobie. Nie znikało, jakby Jasper całkiem się zapomniał i... Zainteresował nim jeszcze bardziej w TYCH kwestiach. Bibliotekarz aż zmarszczył brwi i spojrzał z powrotem na mężczyznę. Ten dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że nie zachowuje się do końca przyzwoicie, wobec czego Chris pozostał znowu bez konkretnych wniosków, ponieważ obserwacja ustała. Pokręcił lekko głową, wracając do popijania herbaty. Po kilku łykach doszedł do prostego wniosku, że szybciej pójdzie, jak pomoże. Uniósł się więc i sięgnął do szafki, już za drugim podejściem wyciągając odpowiednie sztućce, a potem położył je i talerze na stoliku. Umieścił obok ich kubki, a potem rozejrzał się z namysłem i równie szybko znalazł zioła (sam osobiście był maniakiem takich dodatków), oraz sól i pieprz. Stanął nad swoją porcją, systematycznie ją poprawiając, a potem usiadł i zabrał się za posiłek. Ponownie udało mu się zademonstrować, jak bardzo kobiecy jest i jak dobrze radzi sobie radzi nawet w obcej kuchni. Zachodziło prawdopodobieństwo, że mógłby się na tym polu jakoś dogadać z Moorem.
Jadł małymi kęsami, ale porcja i tak znikała w błyskawicznym tempie. Jakby zamiast żołądka miał czarną dziurę, a zęby były nie jednym, a co najmniej dwoma kompletnymi zgryzami. Popijał przy tym sporadycznie herbatę, jak to zdrowo został nauczony. Oblizał wargi, gdy skończył swoją porcję, a potem rozejrzał się w poszukiwaniu telefonu. Odłożył do zlewu naczynia i od razu sięgnął po gąbkę, zmywając. Schludna, ładna kobieta, która mimo dość eleganckiego ubioru potrafiła sobie poradzić w kuchni. Absolutne minimum, ale i tak można było przez chwilę zapomnieć o jego prawdziwej płci. Bez wątpienia dobrze się maskował... Albo dobrze czuł właśnie w tym wcieleniu.
Wysuszył ręce, kończąc z naczyniami, schylił się i pomiział kota, podsuwając mu zaraz na talerzyku kawałek smacznie wykonanej przez Jaspera potrawy, a potem w końcu otrzymał telefon. Wykręcił numer komórkowy brata, w myślach modląc się, by ten odebrał.
Próżna nadzieja.
Westchnął zrezygnowany, odkładając sprzęt i wpatrując się przez chwilę w swoje ręce. No i co teraz, panie geniuszu? Do szkoły nie pójdziesz, bo się boisz rozpoznania. Do domu nie masz po co, bo i tak się nie dostaniesz do środka. Powinieneś pójść na policję i załatwić sobie nowy komplet dokumentów, ale do tego potrzeba funduszy, w których posiadaniu nie jesteś. A z banku pieniędzy nie wypłacisz, bo... Nie masz dokumentów. Paranoja.
Przygryzł nerwowo wargę, spoglądając z powrotem na Jaspera.
- Chyba do wieczora nie mam gdzie się podziać - mruknął z naprawdę uroczą bezradnością. Nie chciał mu się narzucać, ale nie widział innego sposobu na przetrwanie całego dnia. Zaraz, mógł jeszcze go spędzić gdzieś w parku, niedaleko swojego mieszkania. A nuż Ollie wróci wieczorem, a nie pójdzie znowu na jakiś długi spacer... Niewielka nadzieja, ale była.
- Mógłbym liczyć na podwiezienie do parku? Gdzieś tam się umieszczę i poczekam, aż brat wróci... - powiedział cicho, lekko zakłopotanym głosem, zmuszając się wręcz do wyrzucenia z siebie tych zdań. Były wbrew niemu z jednej strony, ale z drugiej, już wolał to, niż po prostu się napraszać gospodarzowi mieszkania.
- Przepraszam za kłopot - dodał niemalże natychmiast. - Powinienem zadzwonić do rodziców i poprosić o jakąś pomoc... - mruknął, ale widać było gołym okiem, że wolałby przejść na piechotę przez cały Londyn, po kolej odhaczając każde miejsce, do którego musiał pójść, niż trafić znowu pod skrzydła rodzicieli, którzy na pewno pokażą mu dobitnie co sądzą o jego kobiecej wersji i skradzeniu torebki swojego trans syna. Pierworodnego. Brawa dla tego pana.
Spojrzał na twarz brodatego mężczyzny i w końcu zebrał się na odwagę.
- Pracuję tam, gdzie brat, ale jako... Facet. Więc się nie pokażę. - Wzruszył ramionami, wyglądając naprawdę nieszczęśliwie. [b]- A powinienem jeszcze po drodze skoczyć na policję i do urzędu, żeby złożyć papiery o wyrobienie nowego dowodu. [b]- Zamilkł. Tyle rzeczy do zrobienia, których właściwie nie ma możliwości wykonać bez pomocy. Był tak bardzo beznadziejną osobą.
Opuścił wzrok i zamilkł, starając się wtopić w ścianę i całkiem zniknąć z pola widzenia Jaspera. Do niczego się nie nadawał. Praktycznie już słyszał słowa swojej matki. Do niczego.
Powrót do góry Go down
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyNie Mar 16, 2014 11:32 pm

Uśmiechnął się. Jasper, który akurat wiosłował widelcem nad jajecznicą zamarł w bezruchu, czując z początku jego spojrzenie, a gdy uniósł głowę by to sprawdzić, Chrissy przyłożył mu najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widział na oczy. Jajko ciapnęło mu z powrotem w talerz, więc do ust wcisnął pusty widelec. Moore był koniec końców, mistrzem w robieniu z siebie kompletnego idioty.
Przeprosił i zajął się syfem jaki zdążył dookoła siebie narobić w tak niekrótkim czasie, dawno już nie jadł śniadania z kimś, kto nie siorbałby donośnie i nie kruszył wszędzie gdzie tylko można. Niby Chris był mężczyzną, ale sposób w jaki się zachowywał, jego osobowość, nawet coś tak prozaicznego jak samo wysławianie się - były typowo kobiece. Nie zachowywał się ani tak chaotycznie, ani gwałtownie, raczej z wyważonym spokojem i cierpliwością. Musiał mieć naprawdę odmienną od biologicznej płeć mózgu. Niekonwencjonalna przypadłość, trzeba mu przyznać. Owszem, słyszał o takich osobach, gdzieś nawet ostatnio głośno było o pewnym mężczyźnie jego pokroju, ale chyba nie było to aż tak gorszące wedle chwiejnej skali wartości pana M., by miał się tym przejąć i czynić jakieś wielkie scysje. Nie wadzili mu, choć nie był w stanie do końca ich zrozumieć. Czuł się mężczyzną, na swoim miejscu. Zawsze.
-No przecież nie zostawię cię w środku miasta kompletnie samego. Brata nie ma, tak? No nie przejmuj się, twoje towarzystwo jest całkiem przyjemne. Posiedź jeszcze.
Miał szczerą nadzieję, że blondyn nie będzie się zbytnio krępował i nie zaoponuje. Wprawdzie Jasper powinien był wybrać się popołudniem do roboty, ale z drugiej strony nigdy też nie brał chorobowego czy urlopu, zatem może warto byłoby uczynić te wyjątek od reguły?
Już miał zatrzymać pędzącego w kierunku zlewu Danielsa, ale ten już zdążył uchwycić się gąbki i zakasać rękawy. Mężczyzna przesiadł się cicho z taboretu na krzesło i usiadł okrakiem w przeciwną stronę, układając brodę na jego oparciu. Wychylił się i przez moment bujał bezmyślnie jak duże dziecko, przyglądając smukłej sylwetce bibliotekarza. Może i nie wypadało, i wcale nie było to ładnie tak wpatrywać się w kogoś jak sroka w gnat, ale jakby nie patrzeć, Chris był swego rodzaju zjawiskiem. To mieszkanie takich cudów jeszcze nie nosiło.
Na dłuższą metę jego osobliwości wcale by mu nie wadziły w końcu wyglądał całkiem dobrze, a i jemu było jakoś wszystko jedno w czym kto zasuwa i co lubi wciągać a grzbiet. Grunt, że nogi, kształtny tyłek i reszta były kusząco autentyczne. I nikt mu nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe.
-Formalności, nie? Jezu, wiem. Po powrocie miałem mnóstwo papierkowej roboty, a człowiek odzwyczajony, gubi się. Wrócić do miasta po paru miesiącach kompletnej dziczy to trudna sprawa.
Podał mu kuchenny ręcznik do osuszenia dłoni i uchylił okno, bo pogoda była wyjątkowo słoneczna ciepła jak na tę porę roku. Nawet jemu udzieliła się wiosenna atmosfera i z utęsknieniem wypatrywał za zieleniejącymi koronami drzew.
Nie uważał go za beznadziejnego, co więcej pan Daniels wzbudził jego ciekawość, a to nie zdarzało się szczególnie często. Sam nie był w stanie stwierdzić czy to jego niecodzienna fizjonomia, czy sposób bycia; coś po prostu tkwiło zadrą i nie pozwalało tak łatwo wyrzucić się z myśli.
Moore, ty chcesz go dmuchnąć, przyznaj się.
Natrętny głosik w jego głowie ozwał się nieprzyzwoicie, ale - o zgrozo! - Jasper nie mógł zaprzeczyć z ręką na sercu.
Uniósł się i podszedł do blondyna, choć początkowo zdawać by się mogło, że mężczyzna zmierza ku staremu, rozregulowanemu radiu stojącemu na lodówce. Tak miało być pierwotnie, ale w trakcie zmienił zdanie i spojrzał Chrisowi w oczy, delikatnie chwytając go za ramię, a konkretnie łokieć. Niezbyt mocno ale dość stanowczo, by nie uznać tego za przypadek. Jednocześnie nieco zmrużył oczy i musnął palcami odsłoniętą skórę, a po chwili zwilżył wargi końcem języka.
-Umów się ze mną.
Tak nagle. Nie, Moore nie uznawał długich, męczących podchodów do celu. On wolał konkretnie i bezpośrednio, choć wcale nie jest wykluczone, że tę metodą zraził do siebie wiele osób i oto powód jego samotniczej doli. No dobrze, lubił sobie czasem trochę dramatyzować, ale istotnie, od dłuższego czasu był sam i nie potrafił odnaleźć się w żadnym związku.
Dobrze, że wyrzucił to z siebie od razu, bo gdy teraz zdał sobie sprawę z tego co powiedział pojął, że właściwie to wygłupił się o raz kolejny jednego tylko dnia. Miał ochotę zapaść się pod ziemię, gdy cisza między nimi stała się nieznośna.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPon Mar 17, 2014 10:33 pm

Chris nie zaoponował. Przynajmniej chwilowo. W końcu czuł się dość pewnie przy mężczyźnie, zdążył nawet polubić jego towarzystwo, a fakt, że brunet zachowywał się czasami tak nieporadnie, działał wręcz uspokajająco. Czynił go bardziej prawdziwym i bardziej ludzkim. A skoro bibliotekarz został zaakceptowany, niczego innego nie potrzebował, jak tylko zapewnienia, że ma do czynienia z normalnym facetem. Zaskakujące, prawda? Niby sam połowicznie cały czas udawał, starał się zachować pozory, a jednocześnie być możliwie najbardziej sobą, a gdy był z kimś innym... Chciał go prawdziwego i zdrowego psychicznie.
Zamrugał oczami z zaskoczeniem, gdy zdał sobie sprawę z faktu, jak bardzo... Konkretnie (?) traktuje Jaspera. Trochę go to zaniepokoiło. Do tego stopnia, że nie zareagował na żadną formę rozmowy, a ręcznik przyjął machinalnie. Nawet to długie spojrzenie bruneta nie przywrócił go do rzeczywistości. Wysuszył do końca ręce i oparł się tyłem o umywalkę. Z jednej strony był świadom, że pomijając pierwsze wrażenie, podczas którego zdrowo przestraszył się mężczyzny, Moore nawet go pociągał. Ale z drugiej strony nie przypuszczał, że będzie patrzył w TEN sposób na przypadkowo poznanego mężczyznę. To było niepokojące.
A potem brunet wyrzucił z siebie to... Życzenie. Blondyn w pierwszej chwili wlepił w niego zdezorientowane spojrzenie, zamrugał oczami i z trudem przełknął ślinę. Słucham? Przez chwilę nie był w stanie wyartykułować z siebie żadnego sensownie brzmiącego zdania. Przecież był transem, przebierał się za kobietę, ba! wyglądał jak kobieta, ale pewne partie jego ciała stanowczo kobiece nie były. Ani to dla homoseksualisty, ani heteroseksualisty. A jednak, ewidentnie brunet się nim zainteresował. I chociaż początkowo pytanie brzmiało dlaczego?, to zaraz przekształciło się w dlaczego nie? I, cholera, żadna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy.
Uniósł na niego spojrzenie jeszcze raz, ignorując lekko zaczerwienione policzki, a potem uśmiechnął się niepewnie. Znowu olśniewająco, jakby im więcej zwracano na niego uwagę, tym chętniejszy i szczęśliwszy się zdawał. Wyraźnie do tego nie przywykł, ale co za tym szło, nie mógł w żaden sposób skłamać. Ciało go zdradzało.
- Dobrze... - zgodził się z prostotą, w ostatniej chwili panując nad swoim językiem, przez który palnąłby kolejny, długi i bezsensowny, a przede wszystkim chaotyczny wywód o niczym. Urwane zdanie zastąpił kolejnym, szerokim uśmiechem. Miał wrażenie, że przy tym facecie szczerzy się więcej, niż przez ostatni miesiąc. Może to był jakiś znak?
Drgnął lekko, gdy dotarł do niego w końcu dotyk dłoni mężczyzny. Zaniepokoił się lekko tym kontaktem fizycznym, ale i nie oparł pokusie wykorzystania go na swój sposób. Złapał go delikatnie za nadgarstek i odsunął jego dłoń, a potem wyminął bruneta, ocierając się lekko biodrem o jego udo. Gdy tak stał na obcasach, wzrost gospodarza nie wydawał mu się niesamowity, ale wiedział, że gdyby je zdjął i wtulił się w jego pierś, od razu wrażenie byłoby niesamowite. I przez krótką chwilę musiał powstrzymywać przed tym odruchem.
Wypuścił powietrze z płuc i odgarnął włosy z twarzy, idąc do stołu i zbierając resztę ich rzeczy po śniadaniu. Zaniósł je z powrotem do zlewu i umył starannie, próbując jednocześnie wyrzucić z głowy myśl, że brunet na pewno się na niego patrzy. Czuł, jak jego twarz i szyję pokrywa coraz intensywniejszy rumieniec i to nie całkiem ze wstydu. Spróbował uspokoić się, oddychając przez nos, ale nie poniosło to oczekiwanego rezultatu. Randka. Randka. Boże, czuł się jak nastolatka, która pierwszy raz widzi faceta na oczy. I to faceta, który jej się podoba.
Oczywiście, Christopher był świadom faktu, że przesadza. Gdzieś tam tliła się w nim cząstka rozsądku, która mówiła, że zachowuje się jak kretyn i że to niemożliwe zadurzyć się w kimś w takim tempie. A już na pewno nie można liczyć na szczęśliwe zakończenie w takiej sytuacji. Ale... Ten rozsądek nie miał nic do powiedzenia. Blondyn spotkał się z zainteresowaniem, i naprawdę, zrobiłby wiele, by ono nie zniknęło. Poza tym, to nie pierwszy lepszy, on naprawdę mi się podoba – odpowiedział sam sobie, wręcz sfrustrowany, że jeszcze się zastanawia. Tylko jedna, jedyna rzecz go przerażała w tym wszystkim.
Był... Cholerną... Dziewicą. Kompletnie niedoświadczoną w jakichkolwiek sprawach zbliżonych do kontaktów międzyludzkich, a już SZCZEGÓLNIE do tych przypominających związek. Nawet z daleka i tylko dla postronnych.
Przełknął z trudem ślinę, wciąż się nie odwracając.
- Więc... Kiedy? - spytał szybko, cichszym odrobinę głosem, starając się nie brzmieć jak desperat. Jak osoba, która woła „szybko, zróbmy to, zanim dotrze do nas, że to głupie!”. Nerwowym gestem sięgnął po ręcznik do wysuszenia rąk. Oczywiście, zamiast normalnie go złapać, po prostu przyczynił się do upadku. Zakłopotany jeszcze bardziej schylił się i wziął go do ręki, pięknie przy tym prezentując swoje wdzięki. Gdy dotarło to do jego świadomości, rumieniec znowu pokrył jego policzki. Spłoszony obrócił się na pięcie i wręcz docisnął tyłkiem do umywalki, spoglądając nieśmiało na bruneta. Zmiął nerwowo w dłoniach ręcznik i wręcz przytulił go do siebie. Teraz była jego kolej na tragikomiczne wpadki.
I teraz on chciał się zapaść pod ziemię.
Powrót do góry Go down
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPon Mar 24, 2014 9:18 pm

Do czynienia z normalnym facetem. Oczywiście, Jasper był tak bliski normy jak to tylko możliwe, chodząca rutyna i typowość. Jakże on czasem naprawdę chciałby taki być...! To wiele ułatwiłoby w jego życiu, bo biorąc na warsztat chociażby jego orientację seksualną, cóż - hetero na ogół mieli o wiele łatwiej. Kwestia jego oporności i totalnej nieporadności w sytuacjach wymagających od niego wykrzesania chociażby odrobiny spontaniczności i entuzjazmu była wręcz sławetna, bo każdy kto go znał wiedział, że ciężki z niego przypadek. Co nie znaczyło wcale, że tym wielkim, węgielnym murem obwarował się z zamierzenia i faktycznej potrzeby.
Jasper nigdy też nie podejrzewał, że załapie chętkę na kogoś pokroju Chrisa, ale teraz gdy miał go już przed sobą, całkiem fizycznego i realnego, zaczął widzieć to w nieco inny sposób niż dotychczas. Bo i co mu miała przeszkadzać ta fikuśna sukienka i upodobanie do spacerów w butach na obcasie? To nadal szalenie seksowna persona o niecodziennych fantazjach.
Patrząc jednak na to z innej, bardziej obiektywnej strony - Moore całkiem sporo ryzykował taką znajomością. Przecież nie może do końca życia ukrywać, że jego partnerka to w rzeczywistości mężczyzna, i że owszem, ma niecodzienny fetysz. Nawet i osobiście kupi mu jakąś skąpą, kolorową sukieneczkę.

Spojrzał mu w oczy, wpierw przelotnie, a potem już odważniej, bezpośrednio. Ciepłe oczy mężczyzny spotkały się w końcu z chłodną, ale wcale nie nieprzyjemną zielenią tęczówek blondyna, widząc jak ten ma nieco większe problemy z utrzymaniem kontaktu wzrokowego. W ten sposób pojął, że nie jest jedynym który ma trzy światy ze swoimi niestabilnymi nerwami. Po prostu musiał o to zapytać, a gdy już zaczął wszystko wyszło bez udziału jego woli, jak seria z CKM-u. Od słowa do słowa, nim zdążył je choćby przemyśleć.
Chrissy miał delikatne wypieki na bladych policzkach, co sugerowało, że jest równie zakłopotany, a jego postawa mimo wszystko mówiła, że wcale nie jest zażenowany czy gniewny z powodu bezpośredniości Jaspera. Raczej zaskoczony, zdezorientowany i niepewny. Czyżby dawno nikt nie zaproponował mu wspólnego wyjścia?
Uśmiechnął się! Oh boże, powinien być w nich bardziej oszczędny, bo za którymś razem mężczyzna doprawdy straci głowę.
-Znaczy, że... że pójdziesz, tak?
Zapytał mało rezolutnie, jakby nie dowierzając, że ot, po prostu się zgodził. To brzmiało nierealnie dla osoby, która przywykła już do odmów i porażek; teraz tylko pytanie, cóż on ma z tym swoim szczęściem pijanym poczynić?
Nie zakładał, że bibliotekarz faktycznie przyjmie zaproszenie, zatem Moore nawet nie śmiał prognozować, dokąd ewentualnie mógłby go ze sobą zabrać.
Zaraz. Daniels uciekł jego dłoniom, ale kokieteryjnie zahaczył biodrem o jego udo, na co były wojskowy mruknął z zaskoczeniem. To było prowokacyjne, nieprzyzwoite i po prostu bezlitosne; przecież on miał straszliwą posuchę od tak dawna, że ze strony zielonookiego kusiciela było to zwyczajnie okrutne. Wstyd przyznać, ale jak generalna większość mężczyzn, on po prostu jechał na ręcznym od długiego czasu.
Randka. Zaraz. Nie, jakoś to w siebie wchłonął. Być może nie przywiązywał do tego wagi tak wielkiej jak to robił Chris, ale wynikało to z jego podejścia. Niczego nigdy nie brał za pewnik, dopóki nie przekonał się w swojej racji osobiście. Wolał nie ufać ślepemu łutowi szczęścia, bo los jednak bywał straszną rurą i w jednej chwili zamieniał najpiękniejszy sen w koszmar, z którego chcesz obudzić się jak najszybciej.
Wyjątkowo nieufnie podchodził do nowości, a jakby na to nie patrzeć, blondyn nie był tu jeszcze stałym elementem krajobrazu. Jasper musiał wpierw do niego przywyknąć, uznać go za swojego i poznać, zanim zaakceptuje tak w pełni, od początku do końca.
I... oczywiście, nie. Nie spodziewał się, że mógłby podobać się komuś o zdrowych zmysłach, a już na pewno nie obstawiał naiwnie, że wpadnie w oko akurat jemu.
-Chciałbyś pojechać na majówkę?
To była pierwsza rzecz jaka przyszła mu do głowy. Gdzieś za miasto, na spokojnie, bez gapiów i miejskiej, drażniącej tłuszczy, która doprowadzała jego strzaskane nerwy do ostateczności. Być może dla obojga to dobre rozwiązanie, a przynajmniej dobre na start.

Warto było, nawet jeśli następne takie zajście sprowokowałby już z pełną premedytacją i świadomością. Przez krótki moment miał sposobność upewnić się w tym, że pod tą granatową sukienką skrywa się coś, na co niejeden pewnie by się połasił. Krągłe biodra, szczupłe uda sięgające pełnych, apetycznych pośladków... cholera. Zagapił się, i Chrissy najpewniej to zauważył, ponieważ wycofał się, prostując jak struna. Kuźwa, Moore. Nie zachowuj się jak pieprzony dzikus z puszczy na końcu świata, bo go wypłoszysz!
-A pardon, wcale nie patrzyłem... naprawdę.
Pokręcił głowę i uniósł dłonie w geście bezsprzecznej kapitulacji i okazania dobrych intencji. Szkoda tylko, że nie do końca wyszło jak zamierzał, a gdy uśmiechnął się krzywo od razu wiadomym było, że przez chwilę nie miał gdzie oczu podziać, a nawet i nie próbował.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPon Mar 24, 2014 11:17 pm

Chris z pewną ulgą odnotował tą niepewność u mężczyzny. To znaczy, że wcale nie był takim... Macho, któremu kobiety (mężczyźni?) ulegały (ulegali?) przy byle okazji. Dzięki temu blondyn poczuł się bardziej wyjątkowy, co znacznie podbudowało jego ego. A potem poczuł się jeszcze lepiej, gdy jego uszy dosłyszały przyjemny pomruk, pieszczący je swobodnie. Miał wrażenie, jakby wręcz jego seksapil uległ podwojeniu, a może i nawet potrojeniu. I naprawdę to go ucieszyło. Oczywiście nie zdawał sobie sprawy z tego, jakim katuszom poddaje mężczyznę. Był nietykaną dziewicą w tej najbardziej niespotykanej i precyzyjnej interpretacji. Dlatego wiele rzeczy nawet mu się nie śniło. Ale trzeba oddać sprawiedliwość jego ciału, które również przeszedł delikatny dreszcz, gdy dotarło do niego znaczenie dźwięku. O tak, w jakiś sposób miał ochotę zawtórować pomrukowi, dociskając się mocniej do bruneta. Oczywiście bynajmniej tego nie zrobił. Wysłuchał krótkiej, ale treściwej propozycji, a potem miejsce miała ta paskudnie pechowa sytuacja, w której pokazał trochę więcej swoich wdzięków, niż zamierzał. I wcale mina Jaspera go nie uspokoiła. Przeciwnie, tylko utwierdziła go w przekonaniu, że ani jedna sekunda z jego wypięcia się nie została zmarnowana. Początkowo spąsowiał kompletnie na twarzy i opuścił głowę, kryjąc większą część swego oblicza za długimi włosami, ale zaraz na jego usta wpłynął leciutki, iście chochliczy uśmiech. Oblizał zeschnięte wargi, wziął krótki wdech, a potem spojrzał na mężczyznę.
- Jasne, jasne. Kiedy? - ponowił pytanie, pozwalając sobie na pewne rozluźnienie. Wesołość w jego oczach była widoczna równie dobrze, co lekki uśmiech, który nie zamierzał zniknąć z jego ust. I dopiero po chwili analizowania całej ich rozmowy można było dojść do drugiego sedna tych słów. Nie miał na myśli patrzenia się na jego tyłek, a ustalenia terminu ich wypadu.
- I byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś wspomógł mnie w walce z urzędnikami. Chciałbym chociaż część formalności załatwić dzisiaj, korzystając z tego, że jeszcze jest wcześnie. - Wzruszył delikatnie ramionami, odkładając w końcu zmiętolony ręcznik na wieszak. Drgnął ledwie zauważalnie, jakby w pierwszej chwili zamierzał jak najszybciej się odwrócić, ale po namyśle stwierdził, że dalsze kuszenie byłego wojskowego wcale mu nie uwłacza. Przeciwnie, zaczynał się naprawdę dobrze bawić.
Możecie uznać go za podłego, ale to zachowanie miało całkiem racjonalne podstawy. Nie chciał stracić tego zainteresowania, którym został obdarzony. I o ile wciąż się rumienił, o tyle takie pozornie niewinne prezentowanie swojego ciałka, albo lekkie ocieranie się, były w granicach jego poczucia moralności i niewinności. Potrzebował tego. Potrzebował kogoś, kto zajmie mu czas, kto go skomplementuje, kto spowoduje, że będzie się uśmiechał i kogo będzie chciał dotykać. Jak każdy normalny człowiek garnął się do drugiego, chociaż nie było to widoczne. Za bardzo się bał odrzucenia. O ile Jasper jeszcze był w stanie zaryzykować, przyzwyczajony do porażek, o tyle Christophera sama myśl o nich przerażała do tego stopnia, by był gotów zamknąć się w swoim pokoju i przez parę dni nie wyściubić z niego nosa. Całą siłę woli musiał wykorzystać na to, by zebrać się w sobie i opanować ten chłód, pełznący mu powoli w górę kręgosłupa, który wręcz wbijał swoje niewidzialne, lodowe kolce w głąb jego ciała.
Obrócił się znowu w stronę Moore'a, ale tym razem wyraźnie można było dostrzec, że jego uśmiech nie jest tak niefrasobliwy, jak był chwilę wcześniej. Nie tylko weteran miał swoje upiory przeszłości, które się za nim ciągnęły, chociaż bez dwóch zdań ich kalibru nie dało się żadną miarą porównać.
Chrząknął niepewnie, przez chwilę zbierając się na odwagę, by ostatecznie bardzo, bardzo cicho (ale jednak!) wyrazić nieśmiałą prośbę, a właściwie bardzo, bardzo delikatną aluzję:
- Czy będziemy się zaraz zbierać? - spytał, zerkając na niego zielonymi tęczówkami. Źrenice lekko mu się powiększyły, z pewnej irracjonalnej obawy, że spotka się z odmową. Chrząknął znowu i zmusił się do ruszenia, stukając ostrożnie obcasikami po podłodze. Gracji i delikatności nie dało mu się żadnym sposobem odmówić. Miał to ewidentnie w pakiecie, a ciekawym pytaniem było, czy również jako mężczyzna się tak zachowywał. Tak naprawdę, ciężko byłoby w ogóle wyobrazić go sobie pod płcią męską, tak dobrze radził sobie jako kobieta. W pewnym sensie dużo z jego naturalności, a nawet pewnej słodkości wynikało z towarzystwa. Tak, brunet podejrzanie działał na Chrissy. Ale, czy to nie było jeszcze lepsze i dodające więcej uroku ich znajomości?
Blondyn(ka) zarzucił(a) na ramiona swój płaszcz, odnaleziony po chwili poszukiwań w salonie, a potem potruchtał(a) z powrotem do kuchni i spojrzał(a) na mężczyznę. Ewidentnie wymagana była jego reakcja, która pokierowałaby w jakiś sposób zarówno nim, jak i Danielsem. W końcu, mieli iść na majówkę!
Powrót do góry Go down
Jasper Moore

Jasper Moore


Liczba postów : 58
Join date : 05/03/2014

Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPią Kwi 04, 2014 1:32 pm

Dokładnie tak jakby można się było spodziewać, mężczyzna nie uronił ani jednej cennej chwili, korzystając z chwilowo oferowanych mu przez blondyna uroków. A było na co popatrzeć, trzeba mu przyznać. Gdyby nie wcześniejsza sytuacja jaka miała miejsce w łazience, nawet teraz Jasper za nic nie zorientował się, że ta całkiem niczego sobie panienka jest w rzeczywistości mężczyzną. Z której niby, kuźwa, strony? Ah, pardon. No dobrze, wiadomo z której, ale cholera, nieźle się maskował. Moore miał nieodpartą ochotę wyłuskać go z tej sukienki i położyć ręce tu i ówdzie, niestety na razie nie miał na to żadnych perspektyw. Mała enigma dla jego nie do końca obudzonego jeszcze, nieprzytomnego mózgu; czy on bawił się z nim właśnie w podchody? Chris to garnął się do niego jak wygrzany na słońcu kocur w marcu, a gdy przychodziło co do czego, odskakiwał mu płocho, jakby powiedział właśnie coś wysoce niestosownego. Autentyczny strach i zacięcie w jego zielonych jak agrest oczach upewniło go wyłącznie w tym, że bibliotekarz bynajmniej nie kokietuje go świadomie. Kolejny mindfuck.
Daniels oblał się pąsowym rumieńcem, a Jasper przez chwilę przyglądał się temu głupkowato, jakby znalazł się w jakiejś diabelnie oderwanej od rzeczywistości sytuacji. Tak, była oderwana od rzeczywistości, ten uśmiech jaki zaobserwował w chwilę później wytrącił go z równowagi. Ale że... o co chodzi?
-No... no w maju.
Majówka. O to mu chyba chodziło, co nie? Bo to ostatnie "wcale nie patrzyłem" brzmiało tak kurewnie naiwnie, że za żadne skarby świata, nawet z czystej uprzejmości - nikt by mu w nie nie uwierzył. Generalnie to zaliczył niezłą wtopę, ale mógł się cieszyć z braku jej konsekwencji. Mogło się zrobić nieprzyjemnie, jednak Chrissy obrócił to wszystko w żart i nie zrobił afery.
Oczywiście, z początku kusiło by odpowiedzieć "przez cały czas kiedy apetycznie prostowałeś nogi", ale całe jego kulawe szczęście, że zdążył ugryźć się w język.
Ah, następna głupota. Z automatu wybrał termin tak niemożebnie daleki, że mogło to zabrzmieć jak próba spławienia gościa, zaraz na szczęście się poprawił.
-Nie, wcześniej. Do maja daleko. W tym tygodniu, jak będzie pogoda? Jak... jak oddadzą mi sprawny samochód.
No tak. To ostatnie było warunkiem ich... randki? Byli uzależnieni od kupy złomu, którą zostawił w warsztacie przedwczoraj. Wolał nie myśleć jak bardzo uszczupli to jego portfel, ale widocznie nadszedł już ten czas i wypadało odwiedzić fachowca.
Zakasał rękawy ciemnej koszuli, prognozując, że dzień będzie gorący. Nareszcie czuć było wiosnę, i choć za parę tygodni Jasper z pewnością będzie klął na czym ten świat stoi przez te cholerne upały, z dwojga złego wolał zlewać się potem niż drążyć tunele w śniegu.
-Nie ma problemu, trochę nam z tym zejdzie. Chyba najpierw na komisariat, zgłosić wczorajsze zajście i podpytać, może ktoś znalazł twoją torebkę i dokumenty. Zakładam, że cwaniak wziął tylko pieniądze a resztę wyrzucił, bo go obciąża i nie jest mu do niczego potrzebna.
Blondyn nadal kręcił się niezdecydowanie, a Moore obserwował to rozdarcie z wyraźnym rozbawieniem. Kąciki ust drgały mu niespokojnie, jakby sam nie był pewien, czy chce się roześmiać i grać otwarte karty, czy też nadal tajniaczyć się za fasadą względnej obojętności. Niewiele mu było wiadomo na temat stanu psychicznego Chrisa, ale sam fakt, że ganiał ochoczo w kobiecych ciuchach był już zastanawiający. Taką reakcję coś musiało sprowokować. A może on był taki od zawsze, i jest to dlań całkiem naturalne i codzienne?

Przeszedł do przedpokoju, jego jedynym w tym momencie dylematem był wybór kurtki. I czy w ogóle jest sens ją brać? Niezbyt.
-Możemy przejść spacerem przez ten nieszczęsny park. I może uda mi się dzisiaj odebrać samochód, chcesz ze mną pójść?
Zaproponował, szukając kluczy po szufladach tylko po to, by zorientować się poniewczasie, że ma je przecież w kieszeni, prawda.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 EmptyPią Kwi 04, 2014 5:08 pm

No tak. Ta majowa propozycja, delikatnie rzecz ujmując, mocno zbiła go z tropu. Niby Jasper wydawał się być zainteresowany nim, a potem rzuca terminem tak odległym? Pozornie twarz Chrisa nie wykrzywiła się w żadnym grymasie, ale gdzieś wewnętrznie poczuł przykrość. Westchnął cicho, zbierając się wobec tego do wyjścia i skupiając całym sobą, by nie okazać zawodu.
Tak, to było całkiem jednoznaczne spławienie ochoczej blondynki. Powiedzmy sobie szczerze, z trudem je przełknął, dlatego też, gdy usłyszał poprawienie się, bynajmniej nie uwierzył. On tak miał, łatwo było go zranić. W milczeniu skinął głową i wrócił do przygotowywania się do wyjścia. Jasper będzie musiał znowu wysilić się, by mury obronne dookoła delikatnej istoty, nazywanej Christiną, ponownie zniknęły. Jego jedyną przewagą było... No cóż, to wrażenie, które zdążył już zrobić. Oraz fakt, że fizycznie naprawdę pociągał blondyna.
Jak w tej chwili. Chrissy korzystając z chwili nieuwagi byłego żołnierza zerknął na niego znowu i obdarzył dłuższym, maślanym spojrzeniem. Gdy ten obrócił wzrok w stronę bibliotekarza, wiadomym było, że delikatna istotka się zarumieni i mocno spłoszy. Pognała w rzeczy samej do wyjścia, wsłuchując się w jednak jego wypowiedź.
- Byłoby świetnie, gdyby znaleźli moją torebkę - mruknął, zaskoczony taką możliwością. Właściwie, już spisał ją na straty, a przecież ta możliwość brzmiała całkiem prawdopodobnie.

Wyprostował się, obserwując poszukiwania mężczyzny. Wyszedł za nim z mieszkania i oparł się o ścianę, a potem zrównał krok i skierował do parku. Ich dalsza „wycieczka” przebiegła stosunkowo szybko i sprawnie. Faktycznie znaleziono jego torebkę, chociaż przekonanie policjantów o fakcie, że tak, jest jej właścicielem i nazywa się Christopher. Po etapie zaskoczenia przyszła pora na rozbawienie, w końcu jednak odzyskał swoje rzeczy. Przekazał swój numer telefonu brunetowi, a potem podprowadził go niedaleko warsztatu. Tam jednak ich drogi się rozeszły, blondyn nie chciał się więcej narzucać. Nie czuł się zbyt pewnie przy osobie, która go, no cóż, spławiła, tak?
Wrócił do domu i spróbował o wszystkim zapomnieć. Pierwszy raz jednak nie było to tak łatwe, jak zwykle. Do tego stopnia, że nawet zapomniał o swoich typowych atakach depresji, a jego myśli wyłącznie krążyły dookoła wysokiego, przystojnego bruneta, który wydawał mu się najbardziej męską i pociągającą istotą na ziemi.
Zdawał się być idealny na... Tak, na... Pierwszy raz.

[z/t x2]
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Nr. 79 Empty
PisanieTemat: Re: Nr. 79   Nr. 79 Empty

Powrót do góry Go down
 
Nr. 79
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Yaoi Gakuen :: Londyn :: Dzielnica mieszkalna :: ∎ Wieżowce-
Skocz do: