IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Rosalie Chamberlain

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Rosalie
Różyczka
Rosalie


Liczba postów : 51
Join date : 13/01/2014
Age : 25

Rosalie Chamberlain Empty
PisanieTemat: Rosalie Chamberlain   Rosalie Chamberlain EmptyPon Sty 13, 2014 9:39 pm

„Czymże jest nazwa? To, co zowiem różą,

Pod inną nazwą równie by pachniało”


IMIONA I NAZWISKO
    Zacznijmy od tego, że jej matka ma fantazję nie z tej ziemi, a zwłaszcza, jak sobie ostro popije – swoją drogą, tak właśnie doszło do poczęcia tejże osóbki; zarówno matka jak i ojciec zmajstrowali ją, będąc narąbani jak taboret. Ale wróćmy do jej imienia, bo trochę oddaliliśmy się od tematu tej rozmowy. Najczęściej przedstawia się jako Rosalie, co jest dość ładnym i uroczym – o dziwo! – zdrobnieniem od jej pierwszego imienia. Ta oto młoda kobieta nazywa się Rosealily Adelle Charlotte. Posługuje się każdym z tych imion, bo czemu i nie? Są śliczne i mają urocze zdrobienia, o których trochę niżej. Natomiast nazwisko… Po takim imieniu, jakim Rose została obdarowana, można się spodziewać najgorszego, prawda? No cóż, tak czasem jest – niestety. Ale proszę się nie denerwować i gorączkowo rozglądać za wyjściem. Nazwisko Rosalie ma przyjemny dla ucha wydźwięk, kojarzący się odrobinę z Francją, a trochę z Kanadą, chociaż jest rodowitą Angielką. A brzmi ono Chamberlain. Urocze wręcz. Ale nie myślcie, że w męskiej szkole posługuje się tym imieniem, o nie! Swojego prawdziwego imienia używa tylko na mieście. W szkole przedstawia się jako René Chamberlain i tak też jest zapisana w każdym dokumencie szkolnym – jednakże prawie wszyscy nauczyciele doskonale wiedzą, że jest to dziewczyna.

PSEUDONIM
    Cóż, praktycznie za takowy może posłużyć jej fałyszywe imię, to jest René Chamberlain, przez które jest brana za… Brata swojego brata? Ale tak naprawdę to wszyscy posługują się jej zdrobnieniami – a trochę ich jest. Ktoś nie wierzy? Niedobrze, bardzo niedobrze. Mam wszystkie wymienić? W porządku. Rosalie, Rose, Rosie, Różyczka, Ad, Delle, Ellie, Char, Lo… Jeszcze się ich trochę znajdzie, nie bójcie żaby.


WIEK
    Ejże, ejże… Masz ty w ogóle jakieś maniery, że się o takie prywatne sprawy wypytujesz? Kobiety o wiek się nie pyta, do węgorza jasnego! Ale niech ci będzie, wszakże w tej szkole Ad konfiguruje jako chłopiec. Słodka szesnastka przeminęła bezpowrotnie, niestety, co przybliża naszą drogą Adelle do dorosłości. Ale co z tego, prawda? Fakt faktem, dziewczyna ma siedemnaście lat!

POCHODZENIE
    Cóż, to można pominąć, gdyż zostało o tym wspomniane trochę wcześniej. Nie ma sensu się rozpisywać nad tym, że Rosalie przyszła na świat w Anglii, a dokładniej w Nottingham – dwudziestym pod względem wielkości mieście w tymże kraju. Jednakże gdy miała pięć lat, jej rodzina przeniosła się do Londynu, by być bliżej czternastoletniego wówczas brata Rose, który dostał się do szkoły w stolicy właśnie. Każdy się chyba domyśli jakiej szkoły, prawda?

RODZINA
    Andrew Chamberlain – „tatuś” Rose. Znany bankowiec, prowadzi prężnie działającą w Nowym i Starym Świecie sieć banków, czyli można stwierdzić, że pieniędzmi od niego jeb… To znaczy cuchnie już na kilometr. W rzeczywistości ani on, ani Rosalie nie przepadają za sobą, o ile można tak powiedzieć, chociaż to on ją najbardziej rozpieścił. Wiecznie zaganiany tatuś, tak to nazwijmy. Firma pochłonęła go bez reszty, przez co zaniedbywał rodzinę, a przynajmniej dzieci – Rosalie i Thomasa. Uważał, że będzie w porządku, jak zamiast pójść z nimi nawet na spacer, podrzuci Rose nową sukienkę lub lalkę, a jej bratu nowy odtwarzacz muzyki. Relacje Ad i jej ojca ograniczają do sztywnych uścisków, fałszywych uśmiechów i suchych relacji z minionego tygodnia. Mimo to, nie patrzy jakoś na oceny dziewczyny, przez co ta ciągle może się doń uśmiechać o dopłaty do kieszonkowego.
    Courtney Chamberlain, z domu Burnwood – nikt inny jak matka różowowłosej Różyczki. Niegdyś znana modelka, obecnie udziela się w firmie męża. Zdaniem Rose jej wizerunek kłóci się z ogólnie przyjętym znaczeniem słowa matka – a prawdę mówiąc to nawet jest jego negacją. Nigdy nie miała czasu ani dla córki, ani dla syna. Po jego śmierci rzuciła się w wir pracy i zaniedbała dziewczynę, cały czas kupując jej zabawki, a gdy ta podrosła – nowe ubrania, książki i instrumenty, byleby tylko ta nie miała do niej pretensji o to, że o nią nie dba. Według Rose jest ona tak pusta, że można przebić ją szpilką jak dmuchaną lalę z takiego fajnego sklepu, w którym można nabyć różne gadżety służące zaspokojeniu popędu płciowego. I też za taką osobę uważa Courtney. Mimo to stara się okazywać matce jako taki szacunek, chociaż naprawdę różnie z nim bywa.
    Thomas Adrian Chamberlain – ukochany brat Rose, którą nazywał Szarlotką, gdyż to on zaproponował jej trzecie imię i upierał się przy tym, że jest ono najładniejsze. Gdyby żył, miałby teraz dwadzieścia sześć lat. Jedyna osoba z rodziny, którą dziewczyna z pewnością szanowałaby, gdyby ten jeszcze egzystował na tym świecie. Chluba rodu Chamberlain. Zawsze był najlepszy – zawsze wygrywał wszelkie konkursy, kończył poszczególne etapy edukacji z najwyższymi notami, był bardzo popularny wśród obu płci. Jednakże wciąż dbał o siostrę, kiedyś jej obiecał, że jak się będzie wyprowadzał od rodziców, to pozwoli jej ze sobą zamieszkać, gdy ta będzie miała dość życia z rodzicami. Wpoił jej pewne zasady, cierpliwie pomagał jej z lekcjami i tłumaczył wszystko, czego nie rozumiała. Dzięki niemu dziewczyna przestała bać się wielu nieznanych jej rzeczy. Zginął w wypadku samochodowym. Jego śmierć bardzo wpłynęła na Rose i z radosnej, kochającej życie dziewczynki zmieniła ją w ponurą nastolatkę z nazbyt impulsywną osobowością.

ORIENTACJA
    Ciężko stwierdzić. Ba, chyba sama się nawet nad tym nie zastanawiała! Ale rozłóżmy to na czynniki pierwsze. Sama uznaje się za aseksualną, gdyż jako tako to się raczej nie zakochała. Ale prawdę mówiąc, najlepiej będzie uznać ją za biseksualną, bo ogląda się za chłopakami, jak i dziewczynami, chociaż nie jest tego świadoma. Albo nie, wróć. Nazwijmy ją panseksualną, bo uważa, że miłość nie wybiera i płeć nie powinna być jakimkolwiek ograniczeniem.


GRUPA
    No to gdzie ją wciśniemy? Żadnych pomysłów? Cóż… Nie trudno będzie zatem zgadnąć, że ta damulka z bogatej rodziny przebywająca w męskiej szkole jest Postacią Specjalną, prawda?

SZKOŁA I PROFIL
    Cóż, tak się złożyło, że uczęszcza do College’u. Jako kierunek wybrała sobie Techniki plastyczne, aczkolwiek zastanawiała się też nad Krajami Azjatyckimi.

STATUS
    Różyczka


„Reszta jest milczeniem”


CHARAKTER
    Wysoki Sądzie, jak długo moja klientka ma odpowiadać na pańskie pytania, bo aż, ja, skryba, kipię z oburzenia? Że niby do upadłego? Ławo przysięgłych, co to za maniery! Czy wy nie widzicie, że ta dziewczyna jest aż nazbyt ambitna i po prostu nie umie dać za wygraną? Ale dobrze. Skoro chcecie, to proszę. Czytajcie z niej jak z otwartej księgi.
    Rose jest dość specyficzna. A mówiąc to, mam na myśli „zdziwaczałą do bólu”. Czyli jest typową kobietą, no dajcie spokój. Jak każda kobieta ma swoje dziwactwa, ale nie zamierza z nich zrezygnować. Bo i po co, powiedzcie szczerze. Lubi siebie taką, jaką jest i akceptuje swój całokształt bez jakichkolwiek większych lub mniejszych zastrzeżeń. Czy to dobrze? Cóż, ciężko stwierdzić. Z jednej strony to jest pozytywna cecha – mało kto w dzisiejszych czasach jest równie asertywny, co Rosie. Ale jakby nie patrzeć, ma ona i swoje wady, z którymi niechętnie walczy. Lenistwo, moi drodzy, lenistwo! To ją kiedyś najzwyczajniej w świecie zgubi, ale co można poradzić. Miewa nagłe zrywy, podczas których dostaje takich pokładów dzikiej energii, że przenosiłaby góry, a kiedy indziej wlecze się smętnie do najbliższej kawiarni po coś do picia. Najlepiej z dużą zawartością kofeiny, by przypadkiem nie wymsknęło się jej realistycznie brzmiące chrapnięcie na jednej z lekcji. Aczkolwiek to chyba coś dla lekarza, nie dla Wysokiego Sądu.
    A jaka jest dla innych? I tutaj, Ławo Przysięgłych, zaczynają się schody. Istny labirynt schodków. Mnóstwo ich. W kratkę, w muszelki, muszki, kwiatki, motylki, a nawet w karaluszki. Mniejsza o schody, ta dziewczyna jest po prostu dziwna, a tak przynajmniej odbiera ją co druga osoba. Rozpocznijmy na tym, że… Unika ludzi. Nie żeby miała coś przeciwko rodzajowi ludzkiemu, skądże znowu. Chętnie się zaprzyjaźnia, jest dość towarzyska, ale… Cóż, boi się ich. Można powiedzieć, że od czasu śmierci swojego brata nie potrafi komukolwiek zaufać. Albo, żeby nie siać niepotrzebnego dramatyzmu, oszczędnie gospodaruje zaufaniem. Zaufanie to bezpieczeństwo, a tego wprawdzie nigdy nie za wiele, prawda? Dokładnie, Wysoki Sądzie. I chociaż bliżej jej do ekstrawertyka, ona woli nakleić sobie na czoło naklejkę z napisem „Introwertyk; nie podchodzić, bo ugryzę” – cóż, przynajmniej jest w miarę szczera. Chociaż tyle, prawda? Dokładnie. Pomimo odrobinę wypaczonego stosunku do reszty świata, umie zapomnieć o uczuciach i powiedzieć prawdę, nawet tę najbardziej bolesną i okrutną. Prawda wprawdzie w oczy kole i Rose jest zdania, że nikt nie może przed nią uciec. Skoro o uczuciach była mowa… Warto dodać w dwóch-trzech zdaniach, że ma lekkie problemy z wyrażaniem i dobieraniem emocji – eksponuje je z wręcz przesadą. Po prostu jest pod tym względem lekko, leciutko upośledzona. W jednej chwili może się jej wydawać, że jest w kimś zakochana, by po kilku sekundach stwierdzić, że nie, że to tylko przyjaźń – a nawet wręcz przeciwnie, czysta nienawiść. Emocje łatwo przejmują nad nią kontrolę, przez co często mówi coś, czego później żałuje. Jest niebywale empatyczna, co jednak da się wytłumaczyć. Absorbuje cudze emocje z powietrza jak gąbka chłonie wodę w zlewie. Cóż, tak przecież czasem bywa, prawda? Ale możesz mieć pewność, Wysoki Sądzie, że jak kogoś polubi, to nie pozwoli tej osobie tak łatwo odejść. Zbyt łatwo przywiązuje się do ludzi i bardzo przeżywa, jak kogoś utraci. Stąd też ta jej nieufność i wręcz dający po oczach chłodny stosunek do innych, chociaż z natury jest dość… Sympatyczna. O ile jej szlag nie trafi, bo jest strasznie nerwowa i – jak się już rzekło – impulsywna. Naprawdę, lepiej nie podchodzić do niej, gdy ma okres. Ale kogo w męskiej szkole to interesuje, prawda?
    Niegłupio będzie wspomnieć, iż jest odrobinę powierzchowna. Z pewnością będzie o wiele milsza dla kogoś, kto ciekawiej się w jej oczach prezentuje. To była taka mała ciekawostka, nie wiem jak wy, ale ja zamykam rozprawę.~


WYGLĄD
    Zacznijmy więc od kilku suchych faktów, takich jak płeć, wzrost, waga i inne rzeczy, które raczej powinny być oczywiste. A zatem, Rose jest człowiekiem płci żeńskiej, czyli zwykłą, najzwyklejszą w świecie przedstawicielką płci pięknej – znaczy się, jest dziewczyną. Drobną, niską i szczuplutką. Jej wzrost nie jest zbytnio imponujący, bo w dość sporym zaokrągleniu wynosi on metr sześćdziesiąt pięć, przez co najczęściej nosi buty na dość wysokim obcasie – byleby być o te pięć centymetrów do przodu. Trudno to nazwać dużą liczbą, prawda? I chociaż jest tak niska, ma wyraźną niedowagę – najczęściej waga wskazuje równowartość pięćdziesięciu kilogramów. Gdy Różyczkowa waga pokazuje tę wartość masy ciała, można spokojnie się uczyć na niej anatomii – gdy się rozbierze, widać delikatny zarys wszystkich jej żeber, łopatek i można przyuważyć odrobinę linii kręgosłupa, dokładniej w odcinku krzyżowym. Co ciekawe, jest jedna rzecz, której nigdy nie dotknęły wahania wagi. Mianowicie – klatka piersiowa. Rose ma dość… Nazwijmy rzecz po imieniu. Naprawdę duży biust, który wyraźnie kontrastuje z jej drobną budową. Ma dość spore kompleksy z tego powodu i można nazwać to przyczyną nałogowego wręcz noszenia gorsetów, które odrobinę go pomniejszają.
    Jeśli mamy iść dalej, to zahaczmy o ręce i nogi. Długie, szczupłe i nawet zgrabne, aczkolwiek odrobinę kościste. Palce dziewczyny są długie i drobne, sprawiają wrażenie wykonanych z porcelany. I to nie byle jakiej. Widział ktoś kiedyś takie porcelanowe lalki z rumieńcami wielkości śliwek na policzkach? Tak wyglądają dłonie Rose – śnieżnobiałe z odrobiną różu na czubkach długich palców. Naturalną rzeczą jest to, że Ad ma również paznokcie! Długie, zadbane i dość ładnie prezentujące się pazurki. Swojego czasu je obgryzała i gryzła skórki, ale na szczęście zaprzestała tych zabiegów na rzecz żyletek, więc kto wie, czy lepiej by nie było, gdyby znowu zaczęła je podskubywać. Bo chyba lepiej jest podgryzać pazurki niż ozdabiać nadgarstki śladami po żyletkach, prawda?
    Drobną twarz w kształcie serduszka otaczają długie, sięgające kolan włosy o barwie delikatnego różu. Lekko falują i są one bardzo gęste i lśniące, od razu widać, że Adelle poświęca wiele czasu na ich staranną pielęgnację. Zresztą grzechem by było zaniedbać tak piękne włosy, prawda? Często plecie je w różne warkocze, kucyki lub po prostu puszcza luzem, pozwalając, by wiatr zrobił z nimi swój własny porządek. Często też nawija je na wałki. Odrobinę przydługa grzywka o nieokreślonej formie opada jej na twarz, przez co często upina ją spinkami lub próbuje ją okiełznać przy pomocy różnokolorowych wstążek. A na co ona dokładniej opada? Na parę odrobinę skośnych jasnobłękitnych oczu. Owe oczy są duże i niewinne, odrobinę bojaźliwie wpatrują się w innych. Ale co z tego, skoro są śliczne i do tego otacza je wachlarz długich i gęstych, kruczoczarnych rzęs? Od czasu do czasu jakieś pasemko śmignie jej na nos i zasłoni również drobne, jasnoróżowe usta, które dość często są popękane. Mimo tego niewielkiego feleru wyglądają uroczo, a w połączeniu z zagubionym spojrzeniem Rose dają niezwykle rozkoszny efekt.
    Cera dziewczyny jest czysta (niech żyją toniki i kremiki przeciwko trądzikowi, amen) i anemicznie blada co da się nawet logicznie wyjaśnić – swojego czasu faktycznie Rose miała anemię, co odbiło się na niej w ten właśnie sposób. Zyskała niesamowicie jasną cerę, praktycznie nieskażoną żadnymi upiększeniami – psują ją jedynie nieliczne piegi na zadartym nosku i chudych ramionach. No i liczne rumieńce, które nie raz zalewają jej twarz. Nie jej wina, że tak łatwo się czerwieni! Po prostu tak już ma, nie jej wina. Najgorzej jest zimą, bo wtedy cały czas chodzi czerwona. Ma dość dziwnie ukrwiony organizm.
    Jeśli chodzi o ubiór, to… No cóż. Z reguły lubi podkreślać to, że jest dziewczyną. Dlatego najczęściej można zobaczyć ją w rozmaitych sukienkach, najlepiej takich, które sięgają jej do kolan, aczkolwiek spódnicami też nie pogardzi. Tak samo jak kolorowymi koszulkami na ramiączkach, krótkimi spodenkami, pięknymi sukniami rodem z epoki wiktoriańskiej z gotycką nutką, sukienkami lolitek… Dużo tego, doprawdy. Ale muszą być spełnione trzy warunki. Po pierwsze, musi być albo gorset, albo koronka – a najlepiej, by obie te rzeczy się znajdywały na jej ubranku. Po drugie – dominować musi albo biel, albo czerń. Po trzecie – musi w tym ładnie wyglądać. Lubi też kwiatowe ozdoby i balerinki, chociaż sznurowanymi kozaczkami też nie pogardzi. Zresztą, najczęściej nosi takie obuwie, by sprawiać wrażenie odrobinę wyższej niż jest w rzeczywistości. Swoją drogą często nosi za duże, bo męskie koszule, bo twierdzi, że w tym jej wygodniej. No i ma z tego stylową pidżamkę.
    Swoją drogą to chyba warto coś napisać o tym, jak funkcjonuje w tej szkole jako chłopak. Zacznijmy więc od tak przyziemnych rzeczy, jakimi są… No, piersi. Ma tam trochę tłuszczu, więc musiała nabyć trochę biustonoszy dla tomboyów – specjalnych staników dla dziewczyn, które chcą zamaskować swoje kształty. Oprócz takowego stanika, wykorzystuje też mnóstwo bandaży, żeby nadać swojej figurze bardziej męską postać. Ponieważ pewne zdradzieckie wypuklenia nadal są widoczne (trudno spłaszczyć biust tak całkowicie), nosi odrobinę za duże koszule i bluzy, no i krawat – by odwrócić czymś uwagę od swojej postury. Do tego jakieś jeansy i trampki, i gotowe! Ale jest jednak problem z włosami i tą dziewczęcą urodą. Aby ukryć swoje długie kudły, upina je i jakimś magicznym sposobem chowa je pod krótką blond peruką. Niestety, zostały jeszcze dwie rzeczy – dłonie i twarz. Aby ukryć kobiecość swoich rąk, nosi czarne, skórzane rękawiczki – męskie oczywiście, których nie zdejmuje nawet podczas lekcji. A jeśli chodzi o twarz, to cóż. Makijaż. Zawsze kręcił ją nurt visual kei, więc się na takowego osobnika stylizuje – a w rzeczywistości kopiuje styl wokalisty zespołu the GazettE, Ruki’ego. Tym sposobem z Różyczki otrzymujemy chłopaczynę o wzroście wynoszącym aż metr sześćdziesiąt pięć i dość dużych oczach, yay! Jako dziewczyna też się ubiera trochę w klimatach visual kei, aczkolwiek lubi też styl lolita. O gustach się nie dyskutuje. Co ciekawe – normalne spodnie (w sensie długie, no…) nosi tylko po szkole. Ewentualnie gdy musi się spotkać z tymi ludźmi, którzy mają ją za chłopca.


NAJWIĘKSZE WADY
    ❖ Impulsywna.
    ❖ Tendencja do dramatyzowania i wyolbrzmiania pewnych, w istocie błahych spraw.
    ❖ Nerwowa.
    ❖ Nadal ma dziwną chęć na zapalenie papierosa.
    ❖ Boi się głębokiej wody i nawet przy głębokim na dwa metry basenie potrafi ześwirować. Swoją drogą; ma też depresję.


ZAINTERESOWANIA
    Rose interesuje… Wróć! Pasjonuje się muzyką. Nie ma ambicji na zostanie jakimś wybitnym wirtuozem, ale potrafi bardzo dobrze grać na skrzypcach. Głos też ma dobry, ale nie śpiewa. Woli modulować go tak, by brzmiał… Niżej, bardziej chłopięco. Ale to raczej taka ciekawa umiejętność niźli zainteresowanie. Ciężko będzie wymienić jedynie jedną rzecz, gdyż ilość jej pasji i zainteresowań z pewnością nie jest liczbą małą, ale też nie dużą. Taką w sam raz, o. Wróćmy więc do rzeczonej muzyki. Mówi się, że muzyka kształtuje charakter i łagodzi obyczaje. Cóż, ciężko tak stwierdzić, bo jak się słucha głównie rocka, visual kei oraz metalu (symfonicznego i nu) to trochę ciężko o delikatność. Na szczęście na scenę wkroczył jej ulubiony aktor i muzyk nazwiskiem Miyano Mamoru; jest jego zagorzałą fanką. Jednakże pan Miyano to tylko rodzynek w morzu japońskich metalowców, rockowców czy visual keistów, gdyż na odtwarzaczu mp3 należącym do Rosie znajdziemy piosenki takich zespołów i wykonawców jak the GazettE, the Gazette, Dir en Grey, Xepher, L'Arc~en~Ciel, Gackt, DIV, Versailles, Sadie, Girugamesh czy też exist trace. Jednakże, czasem przełamie te ostre nuty odrobiną klasyki z wiolonczeli Kanon Wakeshimy czy utworów Yuki Kajiury. Jej drugą namiętnością jest literatura. Oprócz tego, że wręcz pożera książki, to sama pisze jakieś opowiadania i je ilustruje. Obie rzeczy wychodzą jej naprawdę dobrze, zupełnie jak szycie czy też projektowanie strojów. Z racji swojego hopla na punkcie historii często tworzy nowe kreacje, wzorując je na rozmaitych strojach z poszczególnych epok. Do tego warto też zaliczyć jej sympatię do nauki języków obcych. Nie da rady zliczyć na palcach jednej ręki języków, którymi dobrze włada (bo jest ich aż sześć). Ponadto, jest bardzo dobra z przedmiotów ścisłych takich jak matematyka, fizyka, chemia czy biologia. A jeśli chcecie tak jeszcze coś wiedzieć, to musicie wiedzieć, że jest dobrą wizażystką. Nic dziwnego, skoro tak często zmieniała swój image.

DODATKOWE
    ● Uważa, że jest fajna i tak dalej, bo słucha jedynie azjatyckiej muzyki. To samo tyczy się pewnego niechlubnego elementu jej przeszłości. Miała się za kogoś lepszego od innych, bo w gimnazjum olewała szkołę, pyskowała do nauczycieli oraz piła i paliła jak zawodowy kloszard. Można się przynajmniej pocieszyć tym, że ma jeszcze na tyle rozumu w głowie, by omijać narkotyki szerokim łukiem.
    ● Ma mocną głowę, jeśli chodzi o alkohol.
    ● Jakieś umiejętności? Ma dobrą pamięć. Gdyby się przyłożyła, z pewnością byłaby jednym z lepszych uczniów (tak, uczniów!) w szkole, ale temu leniowi nie chce się czasem wysilić i przeczytać notatek z ostatniej lekcji. Kolokwialnie mówiąc, potocznie nazywane przez uczniów czwórki i trójki jej wystarczają. Ponadto całkiem dobrze rysuje. Nie jest to jakiś poziom mistrzowski, bo do tej pory proporcje się jej czasem pochrzanią, ale jest w tym całkiem dobra. Tak samo z pisaniem opowiadań. Najchętniej bawi się klimatami epoki wiktoriańskiej. Twierdzi, że to dobre tło dla kryminałów.
    ● Nigdy nie przyzna się do rysowania i pisania. TO PRZECIEŻ TAKIE BABSKIE ZAJĘCIE.
    ● Jej naturalny kolor to truskawkowy blond, czyli takie coś pomiędzy marchwiowym rudym a miodowym blondem. Jednakże, regularnie farbuje się na różowo. Czemu? Po prostu lubi ten kolor. Niemniej jednak, często wraca do naturalnego kolorytu swoich włosów.
    ● Jest w posiadaniu dużej kolekcji soczewek koloryzujących. Ma chyba wszystkie dostępne kolory na rynku! Najbardziej lubi takie złociste z wąską źrenicą jak u kota. Nawiasem mówiąc, lubi te zwierzęta, tak samo jak żyrafy – w swoim mieszkaniu ma kilka dużych, pluszowych żyrafek.
    ● Lubi nosić kapelusze.
    ● Dwuręczna. Lewą ręką woli pisać, podczas gdy prawą rysuje i robi sobie makijaż. Ogólnie prawa ręka jest bardziej u niej funkcyjna, ale pisze nią jak kura pazurem. Różowa kura, he he.
    ● Nie śmiejcie się, ale… Nie umie przeklinać. Zamiast typowych wulgaryzmów na „k” lub „p” układa swoje własne. Urocze? Możliwe, ale każdy chyba zrozumie, co tak naprawdę znaczy „jechany ciul”, prawda?


MIEJSCE ZAMIESZKANIA
    Cóż, apartament w centrum miasta. Rodzice dziewczyny woleli jej coś kupić niż pozwolić, by prawda o jej płci wyszła na jaw. Z drugiej strony, Rose cieszy się z tego, bo ma większą swobodę. Poza tym ma stąd bliżej do szkoły.

WYKONYWANY ZAWÓD
    Uczennica, po prostu. Jak ma bogatych rodziców, to przecież nie potrzebuje jakiś dodatkowych zastrzyków gotówki.


HISTORIA
    „Nazywam się Rose. Rose Chamberlain, ale moje pełne imię to Rosealily Adelle Charlotte Chamberlain. Dziwne imię, ale mówi się trudno, nie ja je sobie wybrałam. Wybrała je moja matka w chwili, gdy dowiedziała się, że spodziewa się córki. Do tej pory ona i ojciec zdążyli zrobić tylko jedno dziecko, jest w cholerę dziwne. Przede wszystkim dlatego, że oboje mają w cholerę wysoki poziom libido i najchętniej nie wychodziliby z łóżka. Ale nie ma tak dobrze, trzeba podnieść czasem dupę i ruszyć ją do pracy. Z drugiej strony – pracują w tej samej firmie, której ojciec jest na domiar złego jedynym szefem, właścicielem i dyrektorem, a w jego gabinecie znajduje się duża kanapa. Bóg jeden wie, co ci dwaj popaprańcy wyrabiają, gdy są sam na sam. Swoją drogą, to cud, że ojcu starcza sił na matkę. Jakiś czas temu znalazłam w jego telefonie wiadomość od kochanka. Nie kochanki, a kochanka. Od razu widać, że albo matka mu nie starcza, albo staruszkowi się nudzi w naszym domowym zaciszu.
    Życie ludzi bogatych nie jest usłane różami, chociaż bardzo bym tego chciała. Z całej naszej czwórki tylko ja i mój brat mieliśmy głowy na karku. Zresztą Thomas był jedyną osobą, która traktowała mnie w tym wariatkowie normalnie, chociaż był o dziewięć lat starszy i gdy ja zaczynałam kapować, o co na świecie chodzi, ten był już prawie dorosły. Nazywał mnie zawsze trzecim imieniem – jako jedyna w rodzinie mam ich aż tyle – to jest Charlotte. Char, Lo, Lottie, czasem nawet wyzywał mnie od Szarlotki. Ale nie przeszkadzało mi to.

    Przyszłam na świat ósmego czerwca, równo siedemnaście lat temu, jako córka dwójki najmniej odpowiedzialnych i rozgarniętych ludzi tego tysiąclecia. Mówię to z pełną świadomością, że to milenium dopiero się zaczęło. Nie wiem, co takiego zrobię, że już musiałam ponieść tak srogą pokutę, ale prawdą jest, iż Andrew i Courtney Chamberlain to po prostu skończeni kretyni i najgłupsi ludzie pod słońcem. Zaczęli mnie karać od samych narodzin, nadając mi tak beznadziejne imię. W porę Thomas zainterweniował i zamiast nazwać mnie Rosealily Adelle Josephine, wpisali w akt urodzenia Rosealily Adelle Charlotte. Chwała braciszkowi za to, nigdy nie zniosłabym świadomości, że moje imię (trzecie, ale jednak imię) bardziej pasuje do konia niźli do mnie samej. Samo dzieciństwo wspominam nawet dobrze. Byłam rozpieszczana przez obu rodziców i starszego brata, cały czas zasypywali mnie nowymi zabawkami i lalkami, a jak podrosłam zaczęłam dostawać coraz to modniejsze ciuchy, sprzęt muzyczny i jeszcze dziwniejsze książki. Prawdę mówiąc cieszyło mnie to. Dopiero jak podrosłam, zrozumiałam, że te wszystkie prezenty nie były kupione po to, by zadośćuczynić mi odwołane wspólne wyjście do kina czy parku, a po to, by rodzice mieli mnie z głowy. Chcieli po prostu kupić moje uczucia, ale z tym pokapowałam się dopiero jakiś czas temu. Trudno się mówi, ja i tak od szóstego roku życia nie pałam do nich jakąś szczególną sympatią. Nasze relacje ograniczają się do suchych powitań, nic nieznaczących uścisków dłoni i udawania, że słuchamy siebie nawzajem.

    Początek edukacji był początkiem większej katastrofy. Po pierwsze, gdy ledwo co skończyłam pięć lat, opuściliśmy rodzinne miasto o dumnie brzmiącej nazwie Nottingham na rzecz cholernej stolicy. Thomas dostał się do męskiej szkoły w Londynie i rodzice chcieli być blisko niego. Z ich pracą nie było problemów, ich bank ma wszędzie. Ale dla mnie to było istne piekło. Gdy poszłam do kompletnie nowej szkoły, zaczęłam dotkliwie odczuwać brak rodziców przy mnie. Nie miałam żadnych kolegów czy koleżanek, trzymałam się na uboczu. Codziennie widziałam matki zaprowadzające swoje dzieci do szkoły i ojców odbierających ich z zajęć. Jako sześciolatka bardzo to przeżywałam, ale dzięki temu zrozumiałam, jak wspaniałą osobą jest Thomas. Dzielnie zastępował mi obojga rodziców, chociaż sam był jeszcze dzieckiem, starszym ode mnie o zaledwie dziesięć lat. Mimo to już w piętnastym roku życia miał świadomość tego, że tylko on mi pozostał i, kurczę, świetnie się wywiązywał. Rodzice hojnie sponsorowali wszystkie szkole imprezy, odstawiali cyrki na zebraniach, ale na tym ich wkład w moją edukację się zakończył. To Tommy pomagał mi z lekcjami, a jak nie był na siłach, szukał mi korepetytorów wśród swoich szkolnych kolegów. Szczególnie imponowało mi, że mieszkał sam, na drugim końcu miasta, a mimo tego potrafił znaleźć czas, by kilka razy w tygodniu przyjechać do mnie, a co sobotę zabrać mnie ze sobą. Czasem żartował, że nie bierze mnie po to, by uwolnić mnie od rodziców, bo jego skończony egoizm nie pozwala mu na to i prawdziwą przyczyną tej hojności z jego strony jest to, że „laski lecą na chłopaków, którzy dzielnie opiekują się młodszymi siostrami”. Zawsze mnie to śmieszyło.

    Niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy. A w moim przypadku skończyło się, gdy ja z kolei ukończyłam jedenaście lat, a Thomas miał już dwudziestkę na karku. Jechał gdzieś autem, gdy nagle jakiś tir zajechał mu drogę. Mój brat zginął na miejscu. Dwadzieścia lat, Boże. Był taki młody. Dopiero co się dostał na prawo, które chciał studiować. Dopiero co… Dopiero co uwolnił się od tych kretynów, co nas zrobili i urodzili. Kompletnie wtedy odeszłam od zmysłów, byłam taka wściekła! Miałam bratu za złe to, że mnie zostawił. Nie miał prawa porzucić mnie na pastwę tych… Pojechańców. Nie miał, nie miał, nie miał! Pamiętam, że na jego pogrzebie dostałam strasznego ataku histerii. Nie chciałam pozwolić, by zakopali trumnę z moim braciszkiem. Nikt nie miał prawa mi go odebrać!…

    Śmierć Thomasa zmieniła również rodziców. Przestali się interesować sobą nawzajem, przez chwilę mieli nawet zamiar się rozstać, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdzili, że to nie ma sensu, bo akcje firmy szlag trafi. Akcje firmy. A co z ich drugim dzieckiem? Ignorowali mnie. Mieli mnie w tak głębokim poważaniu, że gorzej być nie mogło. Nie cieszyły ich moje sukcesy, nie przejmowali się moimi złymi ocenami – nic, kompletnie nic. Null, zero. Nie miałam jak skupić ich uwagi na sobie. A może jednak miałam? Bądź co bądź mieli w nosie to, jacy są moi znajomi i jakie maniery sobą reprezentują. W wieku trzynastu lat wpadłam w dość nieciekawe towarzystwo. No dobrze, bardzo nieciekawe. Tak bardzo, że w swoje czternaste urodziny wróciłam do domu narąbana jak taboret. Zawsze miałam mocną głowę, więc sama nie wiem, ile tego draństwa musiałam wypić. Rodzice zrobili mi tylko wykład o mojej nieodpowiedzialności, a później udawali, że żaden incydent z alkoholem nie miał miejsca. Nie o takie zainteresowanie mi chodziło, prawdę mówiąc. Dlatego też zaczęłam działać wbrew swoim własnym zasadom. Takie „na złość babci odmrożę sobie uszy”. Wagarowałam, pyskowałam nauczycielom i wszczynałam bójki, czasem też niszczyłam część wyposażenia szkoły, tak dla zabawy. Najgorsze było to, że świetnie się przy tym bawiłam! Miał mega ubaw z tego, jak kolejna klasa wygląda, jakby przeszło przez nią tornado. Tornado Rose! Zabawne to było. I jeszcze te złowrogie miny nauczycieli oraz pełne podziwu spojrzenia niektórych uczniów…

    Wiedziałam, że skutki mojego chuligaństwa najpierw uderzą we mnie. Kilka nocy spędziłam z głową nad kiblem, wymiotując żółcią po ostatniej imprezie, na której alkohol lał się ostro czy zwijając się z bólu po ostatniej bójce. Trudno się mówi. Nie bolało mnie zmasakrowane wymiotami gardło i przełyk czy zdzielony pięścią jakiejś Murzynki brzuch, a to, że rodziców to nie obchodziło. Zdemolowana klasa? Trudno, zapłaci się. Pobiła kogoś? Trudno, zapłaci się. Wywalili ją ze szkoły? Trudno, zapłaci się i znajdzie się jakąś inną. Nic dziwnego, że któregoś dnia złapała mnie taka depresja, że podcięłam sobie nadgarstki. Oba, bo więcej nie mam. Jasne, wiedziałam, że to po prostu głupota i kompletny brak instynktu samozachowawczego z mojej strony, ale szczerze: miałam cokolwiek do stracenia? Poza tym, że moi rodzice zorientują się najwcześniej za dwa tygodnie, że coś śmierdzi, a ja po prostu gdzieś odlecę? Dajcie spokój. Nic do stracenia nie miałam.

    Los mi jednak nie sprzyjał. Albo sprzyjał. Albo ktoś odgórnie zarządził, że mam przeżyć, bo nie wiem, czy faktycznie chciałam pozbawić siebie samą życia. Dwadzieścia minut później znalazła mnie matka. Od razu zaczęła się drzeć, by ojciec zadzwonił po pogotowie, które przyjechało po kilkunastu minutach. Do tego czasu straciłam w cholerę krwi, ale dzielnie się trzymałam. Bolało jak diabli, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Byłam na tyle oszołomiona brakiem krwi, że guzik mnie obchodziło, co się wokół mnie dzieje. Jakby nie patrzeć, straciłam chyba z litr tej cholernej tkanki łącznej. Ale cóż, warto było. Rodzice przynajmniej obiecali, że zrobią dla mnie wszystko. I wtedy palnęłam coś, czego chyba do końca życia będę żałowała. Powiedziałam im, że chcę pójść do szkoły brata. Dwa głupstwa w ciągu kilku godzin. A może dni? Nie wiem, pamiętam, że w szpitalu straciłam przytomność. Niemniej jednak wpakowałam się w niezłe bagno. To była męska szkoła, chyba nawet w personelu nie było żadnej kobiety. I ja tam miałam się uczyć? Ja? Jedna dziewczyna na iluś chłopaków? W zasadzie to czemu nie? Bo kto bogatemu zabroni, prawda? I w sumie dyrektor wybawił mnie z opresji bycia jedyną dziewczyną w szkole. Powiedział, że owszem, mogę rozpocząć naukę w tutejszym college'u pod jednym tyci warunkiem: będę udawała chłopaka. Nie powiem, niegłupi pomysł. Pytanie tylko: jak długo tutaj wytrzymam?”




Wygląd i zainteresowania zostały zaczerpięte z moich dwóch innych Kart Postaci, ale spokojnie, jestem ich autorką. A co do postaci, to dostałam błogosławieństwo (nie tylko w sumie xD) Noah. :3
Powrót do góry Go down
Dane
Przewodniczący Rady Uczniowskiej
Dane


Liczba postów : 42
Join date : 05/11/2013
Age : 26

Rosalie Chamberlain Empty
PisanieTemat: Re: Rosalie Chamberlain   Rosalie Chamberlain EmptyPon Sty 13, 2014 10:32 pm

Zbieranie szczęki z podłogi skutecznie uniemożliwia mi napisanie jakiejkolwiek mądrej opinii... Jedyne, co jestem w stanie z siebie wykrztusić to „WOW”. Z tak dobrą kartą nie miałem do czynienia już od dawna, a mówię zarówno o stronie wizualnej, jak i o treści. Wybitnie, jak zwykle. c: A postać wykreowana niezwykle starannie i interesująco. Pogratulować.

Akceptacja.




Powrót do góry Go down
 
Rosalie Chamberlain
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Yaoi Gakuen :: Postaci :: Akta postaci-
Skocz do: