IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Yuthakon Ryan Pradchaphet

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Ryan

Ryan


Liczba postów : 82
Join date : 19/01/2014

Yuthakon Ryan Pradchaphet Empty
PisanieTemat: Yuthakon Ryan Pradchaphet   Yuthakon Ryan Pradchaphet EmptySob Lut 01, 2014 10:37 pm

Imię/Imiona i nazwisko: Yuthakon Ryan Pradchaphet
Pseudonim: Ze względów zrozumiałych na co dzień używa drugiego imienia.

Wiek: 18 lat
Pochodzenie: Oryginalnie, bo Tajlandia, choć większą część swojego życia spędził w Wielkiej Brytanii.
Rodzina: Ojciec – wojskowy, który już jako starsza osoba został oddelegowany do pomocy w tajlandzkiej ambasadzie w Wielkiej Brytanii, dokąd zabrał całą swoją rodzinę. Zmarł kiedy Ryan miał 13 lat. Matka – kobieta, którą w Europie nazwano by kurą domową lub też powiedziano by o niej, że poświęciła się dla rodziny. Prawda jest taka, że była z dobrego, wysoko usytuowanego domu, dzięki czemu zdobyła, także dobrą partię na męża i nie musiała nigdy iść do pracy, by harować na rodzinę. Minusem tego ożenku było to, że mąż był od niej sporo starszy, a po jego śmierci wyszła ona ponownie za mąż, tym razem za Anglika. Ojczym – nowy gach matki i właściwie to byłoby na tyle ze strony Ryana. Skoro mama jest szczęśliwa, to niech i tak będzie.
Orientacja: Biseksualny.

Grupa: College.
Szkoła: College Traditional Royal School
Przedmioty/Profil: Geografia.
Status: -

Charakter*: W jednym ciele dwie osoby – tak bardzo łatwo i prosto na przestrzeni lat można by opisać tego osobnika. Jednak tu prosty opis nie wystarcza, a żeby coś więcej się o nim dowiedzieć trzeba zajrzeć w jego życie trochę głębiej.
Jedna z owych dwóch mieszkających w nim osób jest związana z jego przeszłością, dzieciństwem, latami błogiego, szczeniackiego czasu. Miał sześć lat, kiedy ojciec jako zasłużony wojskowy z wysoką rangą przechodził na emeryturę. Jednak on postanowił tego tak nie pozostawiać. Uważał, że może dla kraju i króla zrobić coś więcej i poprosił o pracę przy ambasadzie. Wiadomo, będzie to niby bardziej papierkowa i wglądowa posada, ale uważał, że to zawsze coś. Plan się powiódł, a młoda żona, wraz z sześcioletnim synem, nie miała nic do gadania. Musieli pozostawić wszystko i przenieść się do kraju, w którego języku jako tako mówili i, którego tak naprawdę nie znali. A była to Wielka Brytania.
Ryan był wychowywany, pomimo mieszkania w Anglii, tak jakby mieszkał w Tajlandii. Poza nauką pobieraną w języku angielskim, nic się zbytnio nie zmieniło. W domu nadal mówił po tajsku, była też w nim umacniana wielka miłość do Króla Tajlandii (dla Tajów jest on bardzo ważną osobą, z której nie można drwić czy żartować, bo za to można trafić do więzienia nawet na 15 lat), w domu był doszkalany z wiedzy i historii tego kraju. Wyznawał wraz z rodzicami buddyzm, a najważniejszą zasadą życia był uśmiech na twarzy, bo tak jak w jego kraju, tak i w domu wierzono, że dzięki niemu można zdziałać naprawdę wiele. Takie sielskie życie otwartej, tolerancyjnej, wiecznie uśmiechniętej osoby prowadził przez całą podstawówkę. Koledzy go ogólnie lubili, bo nigdy nikogo nie dyskryminował, zawsze pomagał, po prostu był uczynnym i miłym dzieckiem. Wszystko zaczęło się zmieniać gdy skończył trzynaście lat.
Swoich trzynastych urodzin nie pamiętał za dobrze. Kiedy próbował je sobie przypomnieć przed oczami stawały mu jakieś pojedyncze sceny, widział jakiś tort, ludzi śpiewających mu sto lat oraz górę prezentów znajdujących się tuż obok niego na oddzielnym stoliku. Nie widział za to dwóch rzeczy, swojego ojca i uśmiechu na twarzy matki. Na miesiąc przed tym ważnym dla niego dniem, który cyklicznie powtarzał się rok w rok, zmarł jego ojciec. Miał już sześćdziesiątkę na karku, trochę na swym koncie przebytych ciężkich dni przez pracę i karierę jaką sobie obrał. Był też butnym człowiekiem i kiedy kilka lat wcześniej miał pierwszy stan przedzawałowy powiedział lekarzowi, że leków nie będzie brał, bo jest zdrowym jak ryba wojskowym. Niestety, tym razem nie skończyło się na pogrożeniu przez lekarza palcem i podaniu leków. Ratowano go przez prawie czterdzieści minut, robili to jedni z najlepszych lekarzy w całym Londynie, jednak nie przyniosło to skutku. Na trzydzieści cztery dni, pięć godzin i pięćdziesiąt cztery minuty przed trzynastymi urodzinami syna, ten dzielny i ważny rangą wojskowy zmarł na jednej z szpitalnych sal, jak mógł to zrobić każdy inny. Matka, przez łzy tłumaczyła chłopcu, że to nic złego, że taka jest kolej rzeczy, że on zacznie teraz nowe, kolejne życie, jako inna istota. Jednak do chłopaka to niezbyt trafiało, był młody i miał żal do ojca, że go zostawił tutaj samego.
Rok później Yuthakon był już tylko połową siebie, był innym człowiekiem. Tym drugim. Kiedyś był pulchniejszym chłopczykiem o brązowych włosach i wesoło iskrzących się zielonych oczach. Teraz, jakby tak mu się porządniej przyjrzeć można było zobaczyć tu i ówdzie wystające kości, choć lekarze tłumaczyli to nagłym skokiem wzrostu, początkiem okresu dojrzewania. Zapytacie się, co z charakterem? Czy nadal był wesołym, beztroskim i otwartym na świat człowiekiem? Niestety, to też powoli zaczęło się zmieniać. Wesołość ustąpiła obojętności, uśmiech neutralnej minie. Pozostała beztroskość, ale już nie w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu. Potrafił czasami zrobić coś głupiego, co łączyło się z niebezpieczeństwem, za co ojciec normalnie by go zdrowo opierdolił. Ale ojca tu już nie było. Nagle, jakby zaczął zauważać wszystkie negatywne aspekty życia, które go zaczęły mocno przytłaczać. O dziwo, jak na osobę w takim stanie, starał się nie sprawiać matce problemów. Nie mógł jej tego robić, bo w końcu kochał ją nadal nad życie, co niestety coraz rzadziej pokazywał. Mimo wszystko problemy były. Tu został przyłapany na paleniu papierosów, tam w szkole z kimś się pobił. Niby normalne problemy młodego człowieka, ale jednak przyszły za szybko i to z nawałnicą. Biedna rodzicielka nie dawała już sobie powoli rady, choć w domu zawsze był spokój – problemy pojawiały się poza nim. Jedynie co w domu się pogorszyło, to były ich wspólne rozmowy, które były w tym momencie bardzo lakoniczne i nic nie wnoszące do ich życia. Chłopak zamknął się na cały zewnętrzny świat, jakby się na niego obraził lub zauważył, że wszystko co było mu ukazane było bujdą, że żył w kłamstwie i teraz chciałby się od tego odizolować. Także dużą zmianą było to, że Ryan coraz słabiej był związany z buddyzmem i powoli przestawało go obchodzić to, co się miało stać po śmierci. Jedno gówno, czy stanie się, jakimś żuczkiem, czy lwem, trafi do czyśćca, a może po prostu przestanie istnieć i tyle.
Kolejna poważna zmiana nadeszła, gdy po dwóch latach od śmierci ojca, matka przyprowadziła kogoś do domu. Na początku chłopak nie słuchał kim ów człowiek był. Kolega ojca? Znajomy matki? Ktoś z ambasady? Matko, nawet jego ojczysty kraj przestał go obchodzić. Co z tego, że prawie wszystko o nim wiedział, skoro od szóstego roku życia tam nie był? Przecież nic z tamtego okresu nie pamiętał, a cała jego wiedza była oparta na opowiadaniach rodziców. Nie zauważył nawet, kiedy z matką zaczął bardziej mówić po angielsku, niż po tajsku… I kim był ten człowiek, który kręcił się po jego domu o prawie każdej porze dnia? Dopiero po jakimś czasie doszło do niego, że był to jakiś Anglik, który… flirtował z jego matką. W ich domu. Jak mógł nawet tego nie zauważyć? W tym momencie doszło do ostatniej zmiany, bo chłopak stwierdził, że dłużej tak być nie może. Nie powinien żyć obok swojego życia, przecież należy w pełni z niego korzystać. Zaczął od drobnych zmian, od domu, od rozmowy z mamą, z której dowiedział się, że ona wraz z swoim nowym partnerem chcą wziąć ślub. Kochają się. Chcą być razem. Jakoś to Yuthakon’a rozczuliło, roztopiło trochę tą jego otoczkę zbudowaną z apatii do życia. A więc mimo wszystko, po utracie najukochańszej osoby i po załamaniu się całego świata można się wziąć w garść i ułożyć sobie coś na nowo? Był ciekaw, czy i jemu będzie dane odnaleźć także taką osobę, która zmieni jego świat o 180 stopni, dla której będzie chciało się żyć.
W takim razie, pewnie każdy się zastanawia, jaki teraz jest młodzian zwany Yuthakon Ryan Pradchaphet, który osiągnął wiek dojrzałości, piękne osiemnaście lat. Otóż, jest właśnie mieszanką tych dwóch postaci, tego chłopca, którym był zanim skończył te trzynaście lat oraz tym małolatem, który pojawił się po trzynastym roku życia. Stara się zmienić, żyć tak by niczego nie żałować. Chce znów być otwartą, przyjacielską i pomocną osobą. Często nawet mu się to udaje. Niestety, na ogół jednak dominuje jego drugie ja, które jest trochę smętne, zamyślone. Ogólnie na korytarzu prędzej zastaniesz go błądzącego głową w innym świecie, niż stojącego twardo obiema nogami na ziemi. Większość chłopaków ze szkoły plotkuje o nim, że wygląda, jakby było mu brak energii do życia, choć jest na tyle przystojny, że nie przeszkadza to połowie z nich w nim się podkochiwać. Poza tym, bardziej trafne byłoby stwierdzenie, że jest niczym kot, który chadza własnymi ścieżkami, lubi się wygrzewać w słoneczku i który co jakiś czas zauważy jakieś istnienie ludzkie siedzące tuż obok niego.

Wygląd: Sto osiemdziesiąt centymetrów rzucających się w oczy, w każdym tłumie. Zapytacie dlaczego? Odpowiem wam, że dostał wiele dobrych genów od swoich rodziców, a że oni byli z tak zwanego egzotycznego kraju, to i on dla osób z Europy wygląda dość egzotycznie, kuszącą, przyciąga mimowolnie wzrok. No, ale wszystko po kolei.
Po pierwsze, faktycznie ma dokładnie te sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, co już plasuje go wśród tych wyższych panów. Nigdy jednak, jakoś się tym nie przejmował. Uważa, że ma całkiem niezły wzrost i właściwie to nie chciałby być, ani wyższy, ani niższy. Drugą, interesującą rzeczą, która rzuca się od razu w oczy i o, której warto wspomnieć, jest jego przepiękna śniada cera. Nie, nie chodzi na solarium co właściwie od razu widać, bo takiego kolorytu nigdy, w tym miejscu się nie uzyska. Jest to naturalny kolor jego skóry, który odziedziczył po swoich rodzicach. No cóż, co się dziwić skoro pochodzi z egzotycznego kraju, nie? Jeżeli zaś chodzi o budowę jego ciała, to jest dość… on sam by rzekł, że pospolita. Choć zapewne sporo ludzi by chciało tak wyglądać. Za młodu był dość pulchniutki, ale te czasy zostawił już dawno za sobą. Teraz jest szczupłym chłopakiem, który w skrytości chowa delikatny kaloryferek na brzuszku. Jest on zaledwie delikatny, bo Ryan nigdy nie był jednym z tych, którzy kochają sport. Tak zwane wychowanie fizyczne, jakoś w szkole przeżywał i to byłoby na tyle. Lubi jednak od czasu do czasu pobiegać, co pozwala mu zachować ogólną elastyczność mięśni oraz skóry.
Przejdźmy teraz do twarzy. W to oblicze faktycznie można by się wpatrywać całymi godzinami. Jego piękna, śniada cera wspaniale komponuje się z zielonymi niczym trawa oczami, które są lekko migdałowate. Szkoda, że tak często bywają nie obecne, w tym świecie. Delikatne, różowe usta przyciągają wzrok przechodnia. Chyba, żeby tego wszystkiego nie było za mało, co może oko przyciągać, to chłopak przefarbował swoje brązowe włosy na białe. W sumie już nie pamięta dlaczego padło na ten kolor, ale wygląda w nim dobrze, więc na razie nic nie zmienia. Są one różnej długości, te na czubku sporo krótsze od tych, które znajdują się z tyłu głowy. Ich zwieńczeniem jest delikatna grzywka, która wpada mu w oczy.
Ostatnimi rzeczami, które trzeba dodać do opisu jego wyglądu są dodatki, które sam sobie ufundował. Są nimi drobne, złote rzeczy zwane biżuterią. Nie wie od kiedy się to zamiłowanie do nich u niego wzięło, ale zawsze ma w uszach złote kolczyki, jeden gruby, matowy pierścionek na kciuku prawej dłoni oraz czasami, dodaje jeszcze złoty łańcuszek na szyi, który można innym delikatnym łańcuszkiem połączyć z kolczykiem w uchu.
Tak, oto prezentuje się nasz Ryan i teraz sami przyznajcie rację, że w tłumie ludzi ciężko byłoby go nie odnaleźć, nie?
Największe wady:
- Czasami wpada w stan swoistej apatii życiowej. W takich momentach zachowuje się niczym duch, niby w danym pomieszczeniu jest, ale jakby go nie było.
- Śpioch z niego niesamowity, zapewne gdyby chciał to mógłby przespać tyle, by pobić w tej dziedzinie rekord Guinnesa, o ile w ogóle takowy rekord istnieje.
- Nie robi tego specjalnie, ale często nie poznaje, czy też nie zwraca uwagi na ludzi. Bardzo często zdarza mu się przejść korytarzem obok grona znajomych i nawet nie powiedzieć im cześć.
- Jest dość flegmatyczną osobą, czasami jego reakcje są opóźnione.
- Jest osobą o nie takim złym zdrowiu, choć należy na niego uważać. Każdą drobną chorobę, nawet malutkie przeziębienie trzeba u niego od razu leczyć, bo inaczej w ciągu kilku godzin rozkłada się i to bardzo porządnie. Dlatego uwaga, kiedy mówi, że nic mu nie będzie, że to tylko kaszelek i sam przejdzie to nie wierzcie mu!

Zainteresowania:
- Kiedyś bardzo mocno Tajlandia, dziś już trochę mniej. Można to jednak zapisać na poczet interesowania się turystyką, czyli różnymi ciekawostkami z różnych krajów.
- W sumie to gotowanie, jak będą jakieś składniki w domu, to nawet sam z siebie coś upichci.
- Domowe zwierzątka. Uwielbia wszystkie psy, czy koty. Jest to miłość z większym lub mniejszym skutkiem odwzajemniona. Niestety, nigdy w domu żadnego zwierzątka nie miał, choć bardzo chciał. Teraz sobie obiecuje, że jak tylko zamieszka sam to sprawi sobie jakiegoś dużego psa – będzie miał z kim biegać.
Dodatkowe:
- Raczej nigdy nie przedstawia się swoim pierwszym imieniem, bo i nie widzi powodu dlaczego miałby to robić. Dla większości to i tak jest jakiś bełkot.
- Właśnie, co do imienia Yuthakon, oznacza ono wojownik, jego ojciec chciał aby od samego początku syn był silną osobą połączoną, tak jak on, z wojskiem.
- Nadanie imienia Ryan wymusiła matka, gdyż uważała to za coś nowego, nadającego prestiżu w tej części świata (chodzi o Tajlandię). Prawda jednak była taka, że za młodu podkochiwała się w jednym z hollywoodzkich aktorów, który nosił to imię.
- Uwielbia jak się go mizia po włosach, choć teoretycznie, niezbyt powinien na to pozwalać ze względu na buddyzm – w Tajlandii głowa to najświętsza część ciała.
- Z drugiej strony nie lubi dotykać i być dotykanym po stopach – także namiastka buddyzmu, ta część ciała jest najbardziej nieczysta.
- Ma pofarbowane włosy na biało, naturalnie są brązowe.
- Lubi wysokości, uspakajają go wielkie przestrzenie jakie one dają.
- Nienawidzi angielskiej pogody. Mimo tych wszystkich lat tu przemieszkanych, nie potrafi zrozumieć, jak jednego dnia mogą być wszystkie pory roku.
- Ma wiecznie zimne stopy i często (choć nie zawsze) zimne dłonie.
- Mówi płynnie po tajsku i angielsku. W obu językach jest tak dobry, że nie dałoby się tak naprawdę stwierdzić, który jest jego ojczystym językiem.
- Uwielbia wszystkie zwierzęta, choć zapewne dla osób z Europy wyda się to dziwne, że jego ulubionym jest… słoń. Jest to kolejna namiastka Tajlandii, jaką zakorzenili w nim rodzice, tam te zwierzęta są bardzo ważne.
- Jak się zezłości i mu się zachce to nagle okaże się, że potrafi komuś przywalić. Niestety rzadko kiedy mu się chce.
- Całkiem dobry z niego kucharz. Kiedy chciał naprawić stosunki z mamą okazało się, że najlepszym momentem do jakiś ich wspólnych plotek był czas przy właśnie przyrządzaniu obiadu.
- Lubi złotą biżuterię, bo po prostu uważa, że w niej dobrze wygląda, choć stara się z nią nie przesadzić. W końcu co za dużo to nie zdrowo.
- Już kilka razy usłyszał od znajomych, że zachowuje się niczym rasowy kot. Potrafi zasnąć gdzie mu się tylko żywnie podoba, chadza własnymi ścieżkami i często wygląda na to jakby całkowicie zlewał na całość ludzkiego istnienia. Poza tym, dochodzi do tego jeszcze uwielbienie miziania go po włosach… No rasowy kocur z niego.
- Potrafi naprawdę dobrze grać na fortepianie - kolejne widzi mi się jego matki, zawsze uważała, że osoby z tzw. dobrych domów potrafią na jakimś instrumencie grać. Prawdopodobnie większość ludzi i tak nawet się o tym nie dowie, gdyż nie jest on zbyt skłonny aby się tym chwalić.
- Pali, a raczej popala. Nie ma jakiegoś hopla na punkcie zdrowego trybu życia, ale często kiedy odpala papierosa myśli o tym, że to może popsuć całkowicie jego zdrowie.
- Chciałby być czyjś i, aby ten ktoś był tylko jego. Tak, po kryjomu marzy mu się big love story, w którą co zabawne, ale do końca nie wierzy. Mimo, iż by tego bardzo pragnął to uważa, że w dzisiejszych czasach coś takiego zdarzyć się po prostu nie może.

Miejsce zamieszkania: Akademik, bo tak było wygodniej. Nie chciało mu się wcześnie wstawać i dojeżdżać do szkoły, a mama – osoba opłacająca jego edukację – nie miała nic przeciwko temu.
Wykonywany zawód: Jedynie uczeń college’u.


* User zdaje sobie sprawę, że to jest historia i charakter razem za co za zamieszanie z góry przeprasza, ale tak było mu wygodniej to opisać i ma nadzieję, że administracja nie obrazi się za takie coś.
Powrót do góry Go down
Ava

Ava


Liczba postów : 145
Join date : 27/11/2013

Yuthakon Ryan Pradchaphet Empty
PisanieTemat: Re: Yuthakon Ryan Pradchaphet   Yuthakon Ryan Pradchaphet EmptyNie Lut 02, 2014 4:04 am

Akceptuję.
Powrót do góry Go down
 
Yuthakon Ryan Pradchaphet
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Yaoi Gakuen :: Postaci :: Akta postaci-
Skocz do: