IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Jeśli sądzisz, że go znasz...

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Gregor
Melancholik
Germanista
Nauczyciel filozofii
Gregor


Liczba postów : 1323
Join date : 13/01/2014

Jeśli sądzisz, że go znasz... Empty
PisanieTemat: Jeśli sądzisz, że go znasz...   Jeśli sądzisz, że go znasz... EmptySro Sty 29, 2014 10:40 pm

Jeśli sądzisz, że go znasz... GmYuVPf



Totalnie nieobiektywne relacje Gregora udowadniające, że to wszystko dawno wymknęło mi się spod kontroli i Greg żyje, żyje! Khm. Ale do rzeczy! Wyobraźmy sobie, że nasze postacie się znały i Twoja z jakiegoś powodu została zamordowana przez moją (chociaż oczywiście fabularnie to nie miało miejsca). Teraz policjant przesłuchuje Leammiele'a, a on opowiada. Co? Jak? Po co? Kiedy? Dlaczego? Z kim? Co czuł? Co pchnęło go do tego czynu? I kluczowe - co łączyło ich przed morderstwem? No właśnie! Do ustalenia na PW lub pod tematem.

______________________________

Jeśli sądzisz, że go znasz... Xf4oRJo
- Zabiłeś swojego szefa.
- On nie był moim szefem! ...znaczy... teoretycznie był, ale nigdy tak o nim nie myślałem. Wie pan. Poznaliśmy się jak jeszcze studiowałem. Zostałem wysłany na jeden semestr do Anglii, mieszkałem w jego domu, ale zupełnie go nie lubiłem. - Gregor skrzywił się. - To było męczące, jak on zadzierał nosa, był taki ach, och, ę, ą. Błe. Do tamtej pory myślałem, że to ja jestem największym sztywniakiem, jakiego znam, ale... Ale to nie ważne, nie ważne... Charles, Charles... mój Charles... - Leammiele zamilkł, spuścił wzrok i zaczął bawić się rękawiczką. - A potem moja matka umarła, skończyłem studia, przeprowadziłem się do Londynu i dostałem pewna informację i, eee... - Zaśmiał się, zażenowany. - I chciałem się zabić. Wieżowiec, dach, woda, plum... śmieć sam się sprzątnął, rozumie pan. Bezpretensjonalnie. A on mnie wtedy zobaczył. Mieszkał naprzeciwko i zobaczył i przyszedł. I nie wiem jak to się stało, naprawdę, zupełnie nie rozumiem tamtych chwil, nawet jak myślę o nich od tyłu. Ale stało się. Przyjaźń... bardzo dziwna, właściwie nic o sobie nie wiedzieliśmy... nic, co wiedziałby typowy 'przyjaciel'. Znaliśmy się od tej innej strony: on mnie i ja jego też – tak myślę. Mogłem przy nim gadać o tym, co we mnie siedzi, nawet największe paradoksy, a on nie śmiał się, nie przewracał oczami, nie mówił, że wszystko będzie dobrze, nie klepał po ramieniu, nie mówił jak on by zrobił i co ja powinienem. - Ucichł i długo patrzył w jeden punkt gdzieś przed sobą. - Tam, wtedy, na dachu, w maju... złamało we mnie jakieś bariery, poczucie, że coś wypada, a coś nie i tak zostało do końca, nie myślałem o nim jak o kimś z zewnątrz, spoza mnie samego. I załatwił mi pracę! Dwa lata później, czyli całkiem niedawno, polecieliśmy do Włoch, zobaczyć pomarańczowy sad. Haha! Idioci! Żaden z nas nie pomyślał, że o tej porze roku nic nie kwitnie, nic nie owocuje. I to tam się wszystko zmieniło, ale ja... i on... taak... i... Ale niczego nie żałowałem! Niczego nie żałuję! Niczego! - Zamilkł i nie powiedział już nic więcej.

Jeśli sądzisz, że go znasz... Rd3iHLf

- Kolejny: Craig McClain.
- Aha! - Gregor wyraźnie się ożywił. - On! Jasne! Ty... wy wiecie, kim on był?
- Nie ty zadajesz tu pytania.
- A jednak! Ale dobrze, już dobrze... Craig... Poznaliśmy się jakoś tak przypadkiem, w barze. - Zmarszczył brwi, przypominając sobie całą tę znajomość. - Gdy spotkaliśmy się pierwszy raz, nie zamieniliśmy ani jednego słowa, po prostu go zauważyłem, on mnie chyba też. Dopiero za drugim razem, gdy znowu przypadkiem znaleźliśmy się w tym samym miejscu i czasie, któryś do którego zagadał i pewnie na tym by się cała znajomość skończyła, gdyby nie fakt, że - Gregor się zaśmiał. - Że spotkaliśmy się trzeci raz. I nie patrz tak na mnie! Wtedy nawet nie przeszło mi przez myśl, by robić mu jakąkolwiek krzywdę. Nie! Wtedy nie było potrzeby. Nie śledziłem go... ot, pomyślałem, że przyjdę w tamto miejsce. A nuż go spotkam i nie będę musiał spędzać kolejnego wieczora na samotnym upijaniu się i przysłuchiwaniu cudzym  rozmowom? - Mężczyzna znowu się zamyślił. - Taak... pamiętam, że zeszło na temat pracy, podsunąłem mu pomysł: posada szefa ochrony w szkole... i wtedy... wtedy to się stało. Zmieniło się, zawiodłem. To był mój błąd. Nie sądziłem, że to może się tak potoczyć, taka błahostka, taka błahostka... - Mówił przyciszonym głosem patrząc w dół i lekko się kołysząc. - Chciałem dobrze, chciałem po prostu załatwić koledze pracę, ale się nie udało. Najwyraźniej ludzie powinni się bać, gdy nazywam kogoś 'kolegą'... to słowo to jakaś klątwa... Przekleństwo. Ale ja... Chciałem naprawić swój błąd. Chciałem dać mu wolność. Uwolnić od klątw, od codzienności, od trosk. - Podniósł wzrok i zaśmiał się mrukliwie. - I udało mi się.

Jeśli sądzisz, że go znasz... 1mQvJ4H

 – Później był Leighton. Jego też nie planowałem zaić. Jego nawet nie znałem. Tak, potrafiłbym go rozpoznać, ale w końcu to albinos, rzucał się w oczy i nie potrzeba nawet mojej pamięci, by wiedzieć, że to on. Właściwie to przykre, że mu to zrobiłem. Był ogrodnikiem i cały on taki... – Zawiesił głos, zastanawiając się, czy to dobre określenie. – Taki kwiatek. Zjawiskowy. Dziwny. Pierwszy raz zwróciłem na niego uwagę, gdy potrąciłem go samochodem. Ha! Właściwie nawet go nie musnąłem, ale on wykorzystał okazję i mnie nastraszył. Wyobrażasz to sobie? Wpierw byłem przerażony, nigdy mi się nie zdażyło coś takiego i to na terenie szkoły! Uwierzyłem, że coś mu się stało, wypadłem z samochodu jak głupi, oglądam go, patrzę... żyje. Spodziewałem się krwawej miazgi, już nawet niedobrze mi się zrobiło na samo wyobrażenie, ale nic! I bardzo dobrze! Chyba go nawet nie dotknąłem. Wściekłem się, a to przecież było śmieszne. – Zamilkł na chwilę, wyraźnie przypominając sobie tę osobę i związane z nią wspomnienia. – Właśnie. Potem przynosiłem mu biszkopty, bo chyba trochę za ostro go potraktowałem. Właściwie, gdy tak sobie pomyślę, to mógłbym wdać się z nim w dłuższą rozmowę, na którą nigdy nie mieliśmy okazji. To pewnie kolejny wariat, skoro zainteresowałem się gadaniem z nim! – Zaczął się śmiać, ale zaraz spochmurniał. – Okazja... nigdy więcej jej nie będę miał.

Jeśli sądzisz, że go znasz... JNRZkVz

– O, o, słyszę. Chyba zaczęło padać. – Mruknął półgłosem i zaczął nasłuchiwać. Czy rzeczywiście było coś słychać?
– Skup się. Już tak dobrze nam szło. Kto jeszcze?
– Deszcz... mogę jeszcze wody? – Gregor spojrzał na pusty kubek. Policjant nie dał po sobie poznać rosnącej irytacji, ale spełnił prośbę podejrzanego. – A zapalić też mogę? – Czyżby Leammiele wypróbowywał cierpliwość funkcjonariusza? Dostał pozwolenie, więc sięgnął po cygaretki i podpalił jedną. Tak, teraz mógł zacząć mówić.
– Kolejny był Raphaël. On kojarzy mi się z deszczem. Dzięki deszczowi się poznaliśmy. To był listopad, zeszły rok. Umówiłem się z kimś i czekałem. Mokłem, cholera, jak pies przed tym teatrem! Nie mogłem zaparkować bliżej, bo zakaz, a daszku żadnego. Parasoli też nie wziąłem. Nigdy ich nie używałem, są niewygodne, wolałem kapelusze, ale wtedy akurat takiego nie wziąłem. Normalnie pewnie bym wrócił się w cholerę i nie czekał, ale ten ktoś, kto miał przyjść, był, no, jakby to powiedzieć... – Zamyślił się, obserwując żarzący się koniec Djaruma. – Po prostu mnie interesował i nie chciałem poddać się szybko, chociaż włosy już zaczynały lepić mi się do twarzy, a płaszcz przemókł zupełnie. To było okropne... Wyobraź sobie, ta woda, która obmywa chodniki, którą masz w łazience, która spływa do rzeki, kanałami, a potem paruje... Te wszystkie ohydztwa padają razem z deszczem. Myślałem, że cholery dostanę, coraz bardziej się wściekałem, a nie mogłem nawet zapalić, bo tak lało! I wtedy jakiś gość pozwolił mi wejść do siebie do gabinetu dentystycznego. I niee... uprzedzę twoje pytanie. Nie znałem go, ale tak, to był on, Raphaël. Zlitował się i pozwolił mi poczekać pod dachem. Dentysta... klinika dentystyczna. On siedział tam po godzinach, nie wiem co robił, ale było już zamknięte. Czekałem tuż przy samych drzwiach, by móc widzieć, co dzieje się na ulicy, ale naprawdę byłem mu wdzięczny. Zamieniliśmy kilka słów. Wiesz, coś w stylu 'och, jaka brzydka pogoda', grzecznie. Sam chyba zaczynam przesiąkać tą waszą angielską uprzejmością. Nie, nie narzekam – uśmiechnął się i znów zamilkł, tym razem biorąc kilka łyków wody. – Zauważyłem, że ten dentysta, Raphaël, ma tatuaże. Duże, skomplikowane, ale nie widziałem ich wyraźnie, zauważyłem tylko kawałek wystający spod koszuli. Wiesz, jak to jest, jak starasz się nie gapić, ale coś interesuje cię tak bardzo, że przyciąga wzrok jak magnes. Następnego dnia wróciłem do niego, by mu jeszcze raz podziękować, ale też z ciekawości. Bo kto w dzisiejszych czasach przygarnia obcego, gdy siedzi sam w nieswojej firmie? Byłem ciekaw, czy to uczynność, wiesz, dobre serce, chęć pomocy, głupota czy może sam chciał wiedzieć, kim jestem. I tak się zaczęła ta, hm, znajomość. Chyba tak to można nazwać. Rozmawialiśmy. Tylko rozmawialiśmy. A potem... potem nie tylko rozmawialiśmy, ale to robiliśmy przede wszystkim. – Strząchnął popiół na podłogę, jakby przeoczył, że tuż przed nim stoi popielniczka, którą policjant ostentacyjnie do niego podsunął. – Nie interesowało cię nigdy, jak to jest dotykać skóry, która ma inny kolor przez jakiś nienaturalny zabieg? – Kontynuował. – Czy ten pigment jakoś czuć? Czy on przez to gorzej czuje? W końcu sam zacząłem malować na jego ciele. Pozwoliłem sobie na wyładowanie jakiejś estetyczno–artystycznej potrzeby i to był błąd. To dało mi punkt zaczepny do niepoprawnych myśli. On... chyba był pierwszym, którego chciałem zabić przez tę estetyczność. Nie powiem ci, jak to zrobiłem, nie powiem. Sekcja pewnie powiedziała więcej, niż ja bym mógł. Ale dzięki temu wiesz, że Raphaël umarł bardzo, bardzo estetycznie. To ważne, prawda? Nie, nawet nie próbuj. Nie próbuj o nic pytać. Powiem ci tylko, że punktem zaczepnym było to, że on jakimś cudem zauważył, że ten ktoś, na kogo czekałem... nie, nie powiem ci, kto to, chyba, haha, żartujesz! ...że ten ktoś mnie pocałował. Widzisz, tak, to był mężczyzna, a Raphaël to widział i najwyżej to go jakoś we mnie zaciekawiło, nie wiem. Sam chyba był podobny do mnie i do tego kogoś. NIE. Nie powiem, kto to. Nie dowiesz się. Niby jak masz się dowiedzieć. Nie będę psuł życia innym, wystarczy, że swoje już zepsułem. Nie. Wiesz, że potrafię milczeć, gdy naciskasz, nie próbuj, w końcu 'już tak dobrze nam szło'. – Uśmiechnął się do policjanta, po czym nabrał wody w usta. Dosłownie.


Ostatnio zmieniony przez Gregor dnia Pon Lut 09, 2015 1:52 am, w całości zmieniany 10 razy
Powrót do góry Go down
Charles
Dyrektor szkoły
Nauczyciel ekonomii
Charles


Liczba postów : 159
Join date : 22/01/2014
Age : 34

Jeśli sądzisz, że go znasz... Empty
PisanieTemat: Re: Jeśli sądzisz, że go znasz...   Jeśli sądzisz, że go znasz... EmptyCzw Mar 06, 2014 5:22 am

Chcę relację. *Śmiertelna powaga*
Powrót do góry Go down
 
Jeśli sądzisz, że go znasz...
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Yaoi Gakuen :: Postaci :: Relacje-
Skocz do: