IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Blue Dragon

Go down 
4 posters
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Lucius
Postać zawieszona



Liczba postów : 359
Join date : 08/11/2013

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyPon Lis 18, 2013 10:05 pm

Klub muzyczny utrzymany w nieco groteskowym stylu. Szlachetny, gotycki wystrój łączy się z nowoczesnymi akcentami, co razem tworzy zupełnie oryginalne połączenie. Niewielka scena oraz parkiet są oświetlone niebieskimi neonami otoczone są miękkimi kanapami i stolikami, ukrytymi bardziej w cieniu i zapewniającymi trochę prywatności. Oczywiście znajduje się też bar, który kusi ogromną ilością alkoholu.
Niemal co tydzień klub gości jakieś mniej lub bardziej znane zespoły. Dosyć często organizowane są też imprezy i dyskoteki, czasem nawet tematyczne.
Idealne miejsce, aby się zabawić i odpocząć.

Sayuki
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyNie Sty 12, 2014 1:01 pm

Keith cały czas się zastanawiał, czy był to dobry pomysł. Teoretycznie nie było żadnych przeciwwskazań, poza tym, poszedł tylko z Vincentem, a nie żadnymi jego fanami pałętającymi się pod nogami niepotrzebnie. Tylko oni dwaj i klub. Swoją drogą, wyglądał całkiem nieźle, jak na jego oko. Zwiedził swoimi czasy wiele mniej lub bardziej rozpustnych przybytków rozkoszy i już miał ogólne zdanie na temat danego miejsca już po kilku rzutach okiem, ale... Ten wyglądał przeciętnie. Nie gryzł, muzyka była znośna, bar odpowiednio wyposażony i całkiem normalny tłumek ludzi, trochę mniejszy niż zazwyczaj się poniewiera o tej porze. I nie świadczyło to źle o samym klubie, przeciwnie, wskazywało raczej na fakt, że zagląda tu trochę lepsze społeczeństwo, niż normalnie.
Może przynajmniej tym razem nie trafimy na natrętnych adoratorów, pomyślał Kei, siadając przy barku i spoglądając na swojego chłopaka. Jak zwykle Vincent prezentował się oszałamiająco. Ciężko było się nie uśmiechać na jego widok. Oparł się łokciem o blat, dając pełną swobodę brunetowi w zamawianiu drinków. Póki miał go przy sobie, mógł go nawet wynosić z klubu.
- Nie krępuj się - mruknął z uśmiechem. - Ale ja podziękuję, nie piję tym razem. - Może nie była to najdelikatniejsza aluzja, ale jasno stwierdzała, że nie ma ochoty na powtórkę z poprzedniej "zabawy" w klubie. Jakoś nie cieszyły go specjalnie momenty, kiedy był skłócony z Vincentem, już nie wspominając o fakcie, że jego zachowanie po alkoholu pozostawiało wiele do życzenia. No i nie chciał znowu wpakować się w jakiś adoratorów, których nie będzie umiał potem konkretnie spławić. Znaczy, nie to, że martwił się o siebie... Bardziej o swoją Gwiazdę. Chociaż co jak co, ale panicz Star umiał pozbawić kogoś tupetu. Doświadczone na własnej osobie!
...
Oczywiście ostatecznie dał się namówić na drinka. Ale tylko i wyłącznie jednego i to lekkiego! Chlać to on może ostatecznie w domu, jak nikt go nie zobaczy, ani nie wykorzysta, a w samym środku klubu, z Vincentem u boku... Po prostu n i e. Nie i koniec. Jakoś wizja skończenia w łazience, będąc kompletnie zalanym, rżniętym przez kochanka... Może i była kusząca, ale daleka do jego wymagań względem tego wypadu. Chociaż z Vincentem to i tak wszystko kończyło się seksem.
Nie, żeby narzekał. Do tego było mu dowolnie daleko.
Spojrzał znowu na swojego kochanka i delikatnie trącił jego nogę swoją, uśmiechając się szeroko. To była jedynie delikatna zaczepka, żeby na chwilę go czymś zająć. Bo póki co siedział w miarę grzecznie ze swoim drinkiem... Ale dziwnym trafem miał przeczucie, że długo ten stan rzeczy się nie utrzyma.
Powrót do góry Go down
Vincent

Vincent


Liczba postów : 735
Join date : 11/01/2014
Skąd : Ameryka, Los Angeles

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyNie Sty 12, 2014 1:49 pm

Vincent był dzisiaj z siebie naprawdę niezadowolony. Owszem, dostał główną rolę w filmie u znanego reżysera, przez co na pewno będzie o nim słychać, okej, miał koncert za cztery dni za granicą (wszystkie bilety już były wyprzedane), po drodze miał udzielić kilka wywiadów, ale to mu nie wystarczyło. Chciał więcej, chociaż już był zmęczony. To uczucie jednak nie przeszkadzało w wypadzie do klubu, aby się zabawić. Na szczęście, feromony i cała jego zewnętrzna osoba była w normie. Oczywiście, zabrał ze sobą Keitha. Nie miał zamiaru dzisiaj flirtować, ani zabawiać jakichś paziów rozmową, a przecież ktoś musi go w razie czego przypilnować. Dlatego teraz siedział przy barze, już sącząc drugiego, dość lekkiego drinka ze znudzoną miną. Swojego kochanka naoglądał się pod drodze, dlatego teraz jego wzrok wędrował po zakurzonych półkach i zgrabnym tyłku barmana, któremu jednak poświęcał więcej uwagi. Oczywiście, nawet do niego nie zagadał, a patrzeć nie zabronił mu nikt. Bynajmniej nie miał zamiaru samemu pić, gdyż wyglądał jak człowiek nieszczęścia (a nie kusiciel, jak miał w planach), dlatego po krótkiej dyskusji Marshall już  trzymał drinka w dłoni. Zaczepkę przyjął żywiej. Nieznacznie uniósł kąciki ust i posłał mu przeciągłe spojrzenie, a palcem dźgnął go w żebra. Nie boleśnie, również prowokująco. To byłoby na tyle z luzacko-eleganckiej postawy.  Bezwstydnie, nie bacząc na protesty świata zewnętrznego przeciw gejozie, przerzucił nogę przez jego uda, przybliżając się do niego z krzesełkiem. Podparł się dłonią o jego ramię, a usta znalazły się przy uchu Marshalla.
- Dasz się namówić na drugiego drinka?- zapytał zmysłowym półszeptem. Wiedział, że kochanek miał do tego słabość.
Mógłby posunąć się dalej, aby uzyskać swój cel, ale po co.
Obrócił się trochę na krześle, żeby móc obserwować resztę sali i ludzi w nich.  W dłoni nadal trzymał połowę swojego trunku, którego zaraz wypił haustem. Odstawił puste szkło i zamówił następnego. Trzeba dodać, że był to alkohol z wyższej półki, a jednocześnie droższy.
Włosy, związane w kucyk, przerzucił przez prawe ramie, a te - nawet teraz - wydawały się być długie, sięgały bowiem spokojnie poza klatkę piersiową.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyPon Sty 13, 2014 12:13 pm

Właściwie nie wiedział gdzie idzie. Szedł tam gdzie niosły go nogi. Powoli, bez pośpiechu, mijając kolejnych ludzi. Uśmiechał się do samego siebie. Trzymał w zębach papierosa i zgarniał niesforne włosy, które wpadały mu do oczu za każdym razem, gdy nastąpił mocniejszy podmuch wiatru. Wyglądał trochę jakby wracał z pogrzebu albo rodzinnego spotkania (właściwie czy to nie to samo?). Jednakże to nie było to, po prostu pragnął się ubrać tak, a nie inaczej. Był w wyjątkowo dobrym nastroju, przynajmniej jak na siebie. Odrzucił peta tuż przed wejściem do klubu i zgasił go podeszwą buta. Następnie wkroczył do środka, wcześniej pokazując dokumenty. Co z tego, że podrobione. Musiał przy tym spotkać się z jedną z kanalii, której najchętniej by wydrapał oczy. I o dziwo to nie była jego „gimbazjalna miłostka”, jeśli to można tak określić.
Gdy w końcu wszedł do klubu, rozejrzał się po nim, starając się wyłapać jakąś znajomą twarz. Nic. Żadnego starego pryka, który by w nim rozpoznał dzieciaka, żadnego wkurzającego gościa, który go niby kochał. Zero. Chociaż... Spojrzał na parę, która siedziała przy barze. Mlasnął, powoli przemieszczając się w tłumie. Na razie obserwował, ukryty w gronie nieznanych sobie osób. Myśl się potwierdziła, stała się prawdą. Wziął głębszy wdech i posuwał się dalej, sunął po parkiecie, nie zwracając uwagi na osoby, które chciałby się do niego przylepić. Ktoś taki istniał? Może, gdzieś tam ktoś taki był, ale dzisiaj nie zwracał uwagi na to. Właściwie to czy kiedykolwiek to robił? 
Stanął przy barze i od razu zamówił coś do picia. Nie byli ze sobą, Vincent nie musiał się nim zajmować. Spojrzał na nich i posłał im uśmiech, a następnie odebrał drinka. Słabego bo słabego, ale jednak. Upił parę łyków, opierając się o blat tyłem. Wodził wzrokiem po wszystkich tych, którzy tańczyli na parkiecie, aby potem spojrzeć znowu na Vincenta i jego partnera. Był spokojny, wyjątkowo jak na siebie. Po prostu nie szukał problemów, a w końcu musiał się pogodzić z tym, że Star kogoś ma. A że akurat dzisiaj musiał trafić na nich... Bywa. Przeszłość pora zostawić za sobą. 
Gdy wypił drinka do końca, stanął naprzeciwko pary i uśmiechnął szeroko.
— Witaj, Vince. — rzekł spokojnie, uśmiechając się do niego szeroko. Doprawdy musiał mieć niezły nastrój. — Witaj... — zawiesił głos, wyciągając do chłopaka prawą rękę w ramach chęci przywitania się i możliwe, że zapoznania z partnerem Vincenta.
Rękaw się podciągnął.
Bransoletka z JEGO imieniem ujawniła.
Ale Roswell nie zareagował. Szeroki uśmiech, zero zdenerwowania. Spokój, nawet serce nie raczyło przyspieszyć, mimo że zdawał sobie sprawę z tego, że to wszystko może źle się skończyć. 
Witaj, jestem Nathaniel. Nawet nie mam zamiaru odebrać ci chłopaka... 
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyPon Sty 13, 2014 12:15 pm

Keith roześmiał się lekko, czując odwzajemnienie zaczepki. Posłał mu przy tym rozbawione spojrzenie, oblizując lekko wargi i objął go ręką w pasie, przyciągając bardziej do siebie. Lubił czuć go blisko siebie, a ostatnimi czasy miał na szczęście więcej okazji do zakosztowania ciepła tego ciała. Chciał się nim nacieszyć na zapas. Przysunął lekko ucho do jego ust i zamruczał cicho. Uwodzicielstwo Vincenta działało na większą część społeczeństwa i on nie był wyjątkiem. Tylko, kiedy bardzo chciał, albo miał wyjątkowo paskudny humor, potrafił mu się oprzeć. A teraz ani nie czuł potrzeby, ani mu to nie przeszkadzało. Ważne, że partner był z nim i poświęcał czas mu, a nie jakimś cudzym tyłkom.
Obrócił lekko głowę i potarł nosem o jego policzek.
- Wiesz, że mam słabą głowę - mruknął mu do ucha z rozbawieniem. - Nie chcesz się razem ze mną zataczać do domu, zapewniam. - Uśmiechnął się szerzej i musnął wargami jego usta. Przy Vincencie prawie całkowicie przestał się chować ze swoją orientacją. Stało się dla niego absolutnym priorytetem zachowanie przy sobie ukochanego. Odłożył skończonego drinka i objął go drugą ręką, głaszcząc po długich włosach. Jak zwykle były przyjemnie miękkie, bo Vincent dbał o siebie jak mało kto. A Keith miał niesamowitą słabość do włosów. Jak, prawdę mówiąc, do całego bruneta.
W pierwszej chwili nie dostrzegł orbitującego dookoła nich chłopaka. Naprawdę, jak zazwyczaj, był całkiem wpatrzony w swojego ukochanego i nie przejmował się resztą świata. Ale czarnowłosy wtargnął do niego bez pytania, z uśmiechem na twarzy, po chwili wyciągając do niego rękę. Keith przez ułamek sekundy rozważał, czy nie powinien się od Vincenta odsunąć... Ale potem doszedł do wniosku, że jeśli to znajomy Stara, to powinien od razu pokazać mu, gdzie jego miejsce. Wyciągnął do niego rękę i uścisnął dłoń.
- Keith Marshall. A ty jesteś...? -
Zaczął, a potem urwał. Dopiero w połowie zdania dotarło do niego, że ta przyciągająca wzrok biżuteria jest mu znajoma. No i napis.
Temperatura w całym klubie spadła tak o kilkadziesiąt stopni poniżej zera. Początkowy przyjazny uśmiech zniknął, na rzecz całkowitego, niechętnego spojrzenia. Puścił jego dłoń, którą trzymał minimalnie za długo i szybko dokonał przeglądu rzeczy, które może zrobić.
Punkt pierwszy. Zabić gnoja.
Niezłe, ale niepraktyczne. Co on zrobi z trupem? Poza tym, w świetle prawnym, nic jeszcze nie zrobił. Tylko do nich podszedł i kulturalnie zagadał. Karalne to nie jest, a przynajmniej nie w tej kulturze i nie przy takim rozstawieniu płciowym.
Punkt drugi. Zignorować chudzielca.

Też niezłe, ale kompletnie niewykonalne. No i n i e w y c h o w a n e. A on został w domu nauczony jakiś zasad. No i był KSIĘCIEM. Tacy umieją się zachować w każdej sytuacji. Wobec tego ta opcja też odpadała.
Punkt trzeci. Rozwalić mu tą pieprzoną asadasasasa bransoletkę.

Zniszczenie mienia. Poza tym, Vincent by go udusił zapewne. Już nie był zadowolony po końcu jednej bransoletki, a druga...
Westchnął ze znaczną rezygnacją. Powietrze w klubie uzyskało na powrót normalną, trochę zbyt ciepłą temperaturę.
- Więc to ty jesteś byłym Vincenta? -
spytał po prostu, bo nic innego nie przyszło mu do głowy. Nie było to specjalne neutralne pytanie i do tego zostało wypowiedziane minimalnie agresywnym tonem, ale było przy tym najlepszym, jakie przyszło mu do głowy.
Powrót do góry Go down
Vincent

Vincent


Liczba postów : 735
Join date : 11/01/2014
Skąd : Ameryka, Los Angeles

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyPon Sty 13, 2014 12:16 pm

Vincent zauważył swojego chłopaka. Odwzajemnił krótko jego uśmiech, niemal z łaską, nie mając zamiaru witać się  z nim. Przecież sam nie raczył tego zrobić, więc co się będzie? Tak, panicz bywał  oschły w stosunku do swojego byłego, jednak nie bez wzajemności. Naprawdę myślał, że ten ich oleje i pójdzie się zabawić, ale nie – w końcu raczył się przywitać. Od razu posłał mu jeden z tych czarujących uśmiechów, zupełnie automatycznie.  
- Witaj, Nath - odparł z nie mniejszą elegancją. - Co tam u Ciebie? - uniósł brewkę pytająco, zerkając jednocześnie na kochanka z uśmiechem, gdy nagle poczuł, jak temperatura spadła o kilka stopni, a twarz marshallowa nieznacznie stężała. Podobnie, jak wtedy, gdy znalazł bransoletkę i ją rozpieprzył. Mimowolnie sam spojrzał na nadgarstek ex i odetchnął ciężko, ledwo zauważalnie. Miał nadzieję, że nie będzie robił tutaj scen, bo jak na starowskie oko, kochanek był cholernie przewrażliwiony pod tym względem. Przecież to tylko głupia bransoletka, a ten robił aferę o nią tak, jakby posiadanie jej równało się pieprzeniem z Nathem. 
Już nie chciał myśleć, jakby zareagował, gdyby zauważył tatuaż z imieniem Vincenta na ciele tego dzieciaka... Miał nadzieje, że ten nie zacznie się tutaj rozbierać. 
Spojrzał krótko na Natha, a potem na swojego kochanka, po czym odparł, nim ten drugi otworzył usta:
- Owszem. Jest moim ex. - powiedział lekko, wzruszając ramionami. 
Wziął nogi z ud Keitha, stawiając stopy grzecznie na ziemi. Odwrócony tyłem do baru, a przodem do innych, pozostawił swojego drinka samopas. Bez pardonu chwycił biodro Roswella, usadzając na swoich kolanach. Bynajmniej nie wziął ręki,  jedynie pogładził go leniwie po boku. To samo poczynił z drugim towarzyszem, jednak jemu zaserwował dodatkową pieszczotę – pocałował go krótko w szyję. Dwójka panów po obu stronach ciała, naprawdę bardzo łechtała ego Vincenta, dlatego nie miał zamiaru odplątać ich ze swoich zaborczych rączek. Na razie.
- Jeśli chcesz jakiegoś drinka, to bierz szybko teraz, bo zaraz idziemy tańczyć – zwrócił się do czarnowłosego. Zaraz spojrzał się na swojego kochanka, po czym uniósł brew pytająco – Ty też idziesz?
Nie miał na razie zamiaru znosić foszków swojego partnera, więc jak ten nie będzie chciał tańczyć, nie będzie błagał. 
Zsunął się po chwili z siedzenia, przy okazji unosząc tyłek Natha, puścił chłopców i złapał drinka. Upiwszy łyka, odstawił energicznie szkło z powrotem na blat i mruknął rozleniwiony,  przeciągając się i rozprostowując kości. Spojrzał się przy tym na nich, już poruszając biodrami w rytmie melodii.  Przecież z jego czuciem nigdy nie miał problemu, na litość boską, był muzykiem!
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyPon Sty 13, 2014 12:19 pm

Wpatrywał się w niego, nadal całkowicie rozluźniony. Po pierwsze był Vince. Po drugie... Miał wywalone na to, że ten może się wkurzać o głupią bransoletkę. Znaczy, nie taką głupią. Oczywiście posiadał trochę instynktu samozachowawczego, więc nie miał zamiaru się rozbierać. Nie uśmiechało mu się dojście do etapu, gdzie jedynym rozwiązaniem było wprawienie w ruch pięści. Kiwnął głową do Vincenta, na znak, że zaraz mu odpowie. Patrzył na Marshalla, a jego uśmiech przerodził się w bardziej przepraszający, chociaż nadal z nutami radości. Wypuścił ze świstem powietrze, które przetrzymywał zbyt długo w płucach i uniósł brew. Nim zdążył odpowiedzieć, ktoś postanowił zrobić to za niego. Uniósł znowu kącik ust, w przyjaznym geście.
— Tak jak odpowiedział Vince, jestem jego ex. Nathaniel, jak pewnie już wiesz — wyszeptał spokojnie, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy z Keithem. Nie był przestraszony ani zdenerwowany. Dlaczego miałby? Uważał, że chłopak ma na tyle instynktu samozachowawczego, że opanuje się przy Starze i nie zrobi awantury. I chyba miał rację. — Spokojnie, nie mam zamiaru ci go odebrać. Jak wspomniałeś, jestem jego EX. — Podkreślił ostatnie słowo, siedząc już na kolanach Vincenta.
Spojrzał na niego i przewrócił oczami. O ile Marshall wiedział co może zrobić, o tyle Star nic sobie nie robił z napiętej sytuacji. Chociaż on właściwie też niewiele sobie robił z tego. Był byłym. BYŁYM, to chyba słowo klucz. 
— A co do twojego wcześniejszego pytania, Vinnie, to jest w porządku. Niedługo będzie jeszcze lepiej. — Spojrzał na niego wymownie, sprawdzając czy Star wie o czym mówi.
Nie chciał, aby Keith wiedział zbyt wiele. Nie potrzebne było mu to do szczęścia. Jeszcze na chwilę spojrzenie Czarnego zawisło na zielonookim. Dokładnie mu się przyglądał, w głowie wszystko kalkulował i mruknął na koniec cicho. Wiadomym jest, że Star ma gust. Pokręcił głową, gdy usłyszał o drinku, miał jeszcze czas na upicie się. Spojrzał za to pytająco na partnera Chudzinki i uśmiechnął się do niego przyjacielsko, właściwie unosząc tylko kąciki ust. Zmrużył oczy i zaraz pociągnął za rękę Marshalla. 
— Chodź, będziesz miał na nas oko — mruknął żartobliwie, po chwili się śmiejąc i puszczając mu oczko. — Przy okazji rozluźnimy atmosferę.
Po chwili poszedł z Vincentem, jeszcze spoglądając czy jego chłopak też raczył się dołączyć. Poruszał biodrami w rytm grającej melodii, zamykając oczy. Przesuwał dłońmi po swoim ciele, skoro nie mógł dotykać Stara. Chciał jeszcze pożyć, gdyby nie to, to raczej nie miałby chemioterapii. Zaśmiał się radośnie, po chwili rozwierając powieki i patrząc na tańczące osoby, po chwili zawieszając wzrok na Vincencie. 
— Take me down, take me slow... Why don't you blow me? — wychrypiał, odwracając się do Vincenta tyłem (ale nie przylegając do niego) i powoli zniżając się.
Zagryzł wargę, poszukując wśród tańczącego grona kogoś, kogo mógłby „przygarnąć”.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyPon Sty 13, 2014 12:21 pm

Keith mimowolnie wywrócił oczami. A temu skąd przyszło do głowy, że wie, kim był eks jego ukochanego? Nie chciał mu robić jakiś kosmicznych dochodzeń, a skoro brunet nie chciał powiedzieć... To potrafił to uszanować. Nie był AŻ takim zazdrośnikiem.
- Nie wspominał, ale... Fajnie cię poznać - mruknął, wahając się minimalnie w połowie wypowiedzi, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że tak ujęta będzie najbardziej dyplomatyczna. Uśmiechnął się krzywo, widząc jakiegoś obcego sobie (a nie obcego Starowi) chłopaka na jego kolanach, ale nic nie powiedział. Za to zaraz dodał:
- Nie sądzę, żebym zamierzał komuś pozwolić mi go odebrać. -
Posłał mu minimalnie rozbawione spojrzenie, w którym czaiła się delikatna aluzja, żeby lepiej trzymał łapy przy sobie, bo coś go zaboli.
Książę nie porywał się zbyt często na rękoczyny. Gardził wszelkimi formami przemocy, ale niewiele mógł poradzić na fakt, że przy Vincencie często świerzbiły go ręce. I chociaż wiedział, że ten, jakby coś się działo, świetnie by sobie poradził, to pamiętał również o ich ostatniej kłótni. I o tym, że jego facet, gdyby tylko się nie powstrzymał, mógłby źle skończyć. To znaczy, że był mimo wszystko słaby. A w jego obowiązku było możliwie największe ochronienie go przed ludźmi pewnego pokroju. Nathaniel, jak na oko szatyna, PÓKI CO mu nie zagrażał. A wielka szkoda.
Zamruczał cicho, czując pocałunek na szyi i uśmiechnął się, w końcu trochę rozluźniając.
Poczuł na sobie uważne spojrzenie nowo poznanego chłopaka. Zapewne powinien poczuć się zaniepokojony, lub co najmniej niepewny, ale był hostem, na litość boską, cały czas ludzie go obserwowali, czy wręcz pożerali wzrokiem. Uśmiechnął się tylko szerzej, spoglądając mu odważnie prosto w oczy. No i co, drogi panie, godny jestem? Słusznie cię wygryzłem?
Poruszył się niespokojnie na myśl, że w sumie to on tutaj powinien być niemile widziany. Uprawiał seks z Vincentem wtedy, kiedy on jeszcze był zajęty. Chociaż o tym nie wiedział, nie czuł, żeby to go usprawiedliwiało.
Skorzystał z ulgą ze zmiany tematu, nawet, jeśli była taka, która średnio przypadła mu do gustu. Nie odpowiedział od razu, chociaż wiedział, jakie słowa powinny wyjść z jego ust. Zresztą, przyszli tu po to, by się zabawić, a nie stać pod ścianą i wpatrywać się w cudze, podrygujące rytmicznie tyłki. Musiał się liczyć z tym, że Vincent pójdzie na parkiet i że albo za nim podąży, albo będzie powoli, ale sukcesywnie, rosła jego zazdrość i zaborczość. Aż nie wybuchnie.
- Myślę, że nie ma powodu, bym was pilnował. - Również puścił oko do chudego siedemnastolatka. - Ale mimo wszystko się skuszę.
Zeskoczył zaraz z krzesła, odstawiając pustego drinka i ciesząc się w duchu, że nie dał się namówić na drugiego. Jego spojrzenie od razu wylądowało na kręcących się bioderkach kochanka, które jak zawsze wyglądały niezwykle ponętnie. Żeby nie odbierać zasłużonej pochwały dla Natha, również on nieźle się ruszał. Ale dla zakochanego faceta istnieje tylko jego wybranek, i w rzeczy samej, wlepił w niego znowu spojrzenie, uśmiechając się i znajdując w niedalekiej odległości.
Wiedział, że powinien również tańczyć, ale w sumie do momentu, aż nie zatrzymał się w miejscu, unikał poruszania ciałem, a gdy już stanął w wybranym punkcie, zaczął kręcić lekko biodrami.
Ledwie skończył się znany, imprezowy kawałek, a w klubie zapanowała ciemność. Odruchowo przysunął się o kilka kroków w stronę Vincenta i złapał go za ramię. Nie chodziło nawet o to, że bał się jego ucieczki... Po prostu natychmiast zapragnął naznaczyć swoją własność. Przyciągnął go lekko do siebie i gdy tylko poczuł, że to na pewno TEN brunet, pocałował miękko w usta.
Wszystko trwało kilka sekund, ale dla niego wystarczyło w zupełności. Odkleił się od minimalnie zaczerwienionych od ugryzienia warg i spojrzał w stronę, skąd doszedł ich odgłos strojenia gitar.
No tak. Zespół. Całkiem o nim zapomnieli, a ten klub przecież szczycił się częstymi koncertami. Obrócił się całkiem, puszczając dłoń kochanka i zakładając ręce na piersi. No, ciekawe, co takiego oni zagrają...
Powrót do góry Go down
Vincent

Vincent


Liczba postów : 735
Join date : 11/01/2014
Skąd : Ameryka, Los Angeles

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyPon Sty 13, 2014 12:22 pm

Nie wiedzieć czemu, zachowanie Natha uważał za wybitnie sztuczne. A przynajmniej takie było w porównaniu do tego, jakiego znał go na co dzień. Skrzywił się z lekkim niesmakiem, ale nie raczył tego skomentować. Rozumiał go, ale poniekąd czuł do niego lekki wstręt. W dodatku ostatnio, gdy co rusz widział go uśmiechniętego, twierdził, że to sztuczne. Może dlatego, bo przy nim był chodzącym depresantem i po prostu nie był przyzwyczajony? 
W dodatku, zaborcze słowa brązowowłosego napawały go nie tyle, co satysfakcją, ale poczuciem bezpieczeństwa, dlatego uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym mruknął mu na uszko. 
- A ja nie mam zamiaru być odebrany, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
Następnie kiwnął głową na słowa swojego byłego, dając tym samym znać, że rozumie, o co chodzi. Mimo że z reguły miał na prawie wszystko wyjechane, to również nie chciał, żeby ten myślał, że zerwał z nim przez chemioterapię. Szczerze, nie uważał go również za zagrożenie, dlatego nawet minimalnie nie był zły o te wszystkie – dość dwuznaczne – gesty w kierunku Marshalla. Znajcie łaskę Pana.
Nie wymuszał na swoim kochanku „żywego” tańcu, a jego wzrok powędrował od razu do pośladków Natha, gdy ten tak sugestywnie się zniżał. Mruknął nisko, mimowolnie wyobrażając sobie trójkącik z obojgiem panów. Wiedział, że chociaż bruneta mógłby namówić – przecież w jego oczach był dość puszczalski – to zielonookiego nie mógłby, tym bardziej, że dowiedział, że to jego ex. Nie przeszkadzało mu to, bo przecież mógł zatrzymać się na fantazjowaniu. 
- Go get down, come and go. You're freakin for me baby! - odpowiedział Nathowi, nawet rozkładając ręce, gdy ten już był nisko. Podszedł do niego, zdążył jedynie położyć ręce na jego ramionach, gdy nagle... piosenka się skończyła i zgasło światło. Vincent zrobił dzióbek z ust, niezadowolony. A chciał zrobić małe przedstawienie hetero! 
Ze zdziwieniem poczuł, że ktoś go chwycił za ramię, a potem czyjeś usta zetknęły się z jego. Złapał gwałtownie powietrze przez nos, będąc „trochę” zaskoczony (co jak co, nikt nie miał odwagi atakować Boga po ciemku). Zaraz wsunął dłoń we włosy osobnika, badając strukturę, długość... Aż w końcu rozluźnił się, a nawet oddał lekko pocałunek, gdyż we włosach rozpoznał swojego kochanka. Spojrzał mu w oczy (a przynajmniej tak planował), przez chwilę zupełnie zapominając o tym, gdzie są... Aż Keith zakończył tę romantyczną chwilę, zupełnie olewając Vinca. Niemal napuszył się tam, gdzie stał i spojrzał spod byka na plecy pseudo-romantyka. Westchnął ciężko, po czym chwycił Natha za fraki, coby się do nich przybliżył i przerzucił rękę przez jego kark, przygarniając do siebie. Na scenie było delikatne światło, a mając to szczęście, że był wysoki, nie musiał stawać na palcach, żeby otaksować spojrzeniem gości. Ze zdziwieniem uniósł brewkę, kojarząc, że chyba skądś tego faceta na perkusji znał... Zaraz jednak pokręcił głową i bez pardonu wskazał na białowłosego faceta przed nimi, nieźle umięśnionego i przystojnego (a przynajmniej taki wydawał się być z tyłu). Zaraz znowu powiedział do Roswella:
- Ten facet jest gejem. Ma prze-boskie ciało, świetną twarz – chociaż nie taką piękną jak ja – ale jeśli chcesz, żeby Ci wsadzono, nie zagaduj do niego. Ma małego. - wymruczał wręcz do ucha Natha, jak zwykle bezczelny. Oczywiście, że go Star przeleciał. 
Zapewne Keith też mógł słyszeć, co mówił. 
Oczywiście, zapewne był odrobinę zazdrosny o to, że jego ex mógłby spać z kimś innym, dotykać innych tak samo, jak jego. Uczucia jeszcze zupełnie nie wygasły. Jednak nie mógł porównywać zazdrości o swojego obecnego z byłym, bowiem jakby Czarny z kimś się przespał, poszedłby po drinka, a jakby zrobił to Keith... chyba rozpierdoliłby barek.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyPon Sty 13, 2014 6:11 pm

Bardziej mu chodziło o samo imię, a nie o dokładny opis osoby. Pokręcił głową, słysząc, że fajnie go poznać, ale nic nie odpowiedział. Zaraz jednak zaśmiał się i pokiwał głową. A co do sztuczności zachowania, to mogło się takie rzeczcie wydawać, gdy jednak ten chłopak był wiecznie posępny. Ostatnio jednak coś się zmieniło, może wziął się w garść. Pora przecież podbić świat.
Tak, zrozumiałem — mruknął rozbawiony i zgarnął włosy za ucho, które raczyły mu wpadać do oczu.
I rzeczywiście nie stanowił zbytniego zagrożenia. Toż to dziecko, które nie skrzywdziłoby nawet muchy. Przynajmniej w tej chwili. A i z podrywaniem to bywało u niego różnie. Uniósł kącik ust, widząc kiwnięcie głowy bruneta. Przecież wiedział, że chemioterapia nie była powodem zerwania Vincenta z nim.
Patrzył na Keitha tak jeszcze przez chwilę i oblizał wargi. A potem poszli na parkiet. Najpierw spoglądał na Vincenta, a potem spojrzenie przesunęło się na Keitha, który tylko delikatnie poruszał biodrami. Na odpowiedź Vincenta uśmiechnął się lubieżnie i zagryzł wargę. Sam się „zasmucił”, gdy nagle zapanowała ciemność na sali. Taak, przy jego schizach to na pewno dobry pomysł, aby teraz tutaj stał i gapił się w ciemną przestrzeń, gdzie mógł się kryć każdy. Spoglądał w bok ledwie widząc zarys sylwetek Vincenta oraz Keitha i westchnął cicho, jednak wargi wygięły się delikatnie, tworząc uśmiech. Spojrzał w stronę sceny, słysząc dźwięk strojenia gitar i mruknął coś cicho pod nosem. Nagle ktoś go do siebie przyciągnął, przez co najpierw się wzdrygnął, ale gdy poczuł, że to jednak Vincent, odprężył się. Czuł się o wiele bezpieczniej przy kimś, a światło, które biło ze sceny nadawało ukojenie jego duszy. Spojrzał jeszcze na Keitha, który wpatrywał się w scenę, a następnie na mężczyznę, którego wskazywał Vincent. Zlustrował go, na chwilę zawiesił spojrzenie na tyłku, a potem jeszcze spojrzał na jego barki.
Skromność aż w oczy kole, Panterko. I kto mówi, że chcę aby to mi wsadzono? — wymruczał mu wprost do ucha, zniżając jeszcze specjalnie głos. I to tak, że tylko on mógł to słyszeć.
Rozglądał się po klubie, szukając jakiegoś ciekawego mężczyzny. Jednak było paru pryków od jego ojca (ten smutek, oby nie podeszli tutaj do nich). Jedna osoba wydawała mu się dziwnie znajoma w szczególności te włosy... Zaraz jednak odpędził tę myśl. A raczej została ona odpędzona przez jakiegoś kolesia, który był chyba wybitnie pijany, śmierdziało od niego jak z gorzelni. Ciekawe jak się tutaj dostał...
A cóż zrobił? Albo pomylił Natha ze swoją dziunią, albo niezbyt delikatnie do niego zarywał, jeśli to można tak nazwać.
Ślicznotko, zatańczysz później — Czyli jednak pomylił go z laską...
Na jego twarz wstąpił jadowity, ale i rozbawiony uśmieszek, gdy poczuł tę obrzydliwą łapę na swoim tyłku.
Ślicznotko, powiadasz... — wysyczał, odwracając się w stronę mężczyzny, który był niewiele wyższy od niego — Chyba masz problem z rozróżnianiem płci. Nie pij więcej, dobrze ci radzę — mruknął spokojnie, przekrzywiając głowę i uśmiechając urokliwie, ukazując zęby i marszcząc nos.
Usłyszał ten głupkowaty śmiech z jakiejś części klubu i aż wzdrygnął się. Jeśli to ta osoba, o której myśli to lepiej będzie uważać.
Chętna osoba, która lubi takie atrakcje jest gdzieś tam, nie ma za co — wymruczał, a potem wskazał miejsce, skąd dobywał się drażniący jego uszy śmiech. — Ci zboczeńcy są tacy...  „Uroczy”. — Wykrzywił się i stał tak spięty i sztywny, co jakiś czas rozglądając po klubie.
Właściwie to nie mógł odnaleźć nikogo na kim by spokojnie zawiesić spojrzenie, a dalsza próba zarywania nie zakończyłaby się w najlepszym przypadku wyzwaniem go od „pedałów” i tak dalej. Dobra, on za bardzo jednak się bał, to był niezbyt pewny dla niego grunt. Przesunął palcami po boku Vincenta i odsunął się od niego, samemu krzyżując ręce na piersi.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyWto Sty 14, 2014 12:52 am

Keith nie zauważył urażenia Vincenta. Nie chodziło mu nawet o fakt, że ktoś może ich zauważyć... Po prostu nie lubił, gdy brunet pierwszy kończył i się od niego odsuwał. Wolał sam to przerwać, szybciej, a nie czuć się zostawionym na pastwę losu. Dostrzegł kątem oka gest kochanka i aż się skrzywił, z trudem powstrzymując przed odruchem odsunięcia ich od siebie. Poczuł wyraźnie, że to on mógł tak skończyć, objęty, ale wypuścił z rąk chłopaka... I stracił tą okazję. Miał ochotę splunąć sobie w brodę. Nieważne. Zachowajmy dystans do tego. Przecież się nie dobiera, ani nic złego nie robi, tak? No właśnie. Nie ma powodów do paniki.
Chociaż bardzo chętnie odsunąłby ich od siebie na odległość kilkunastu metrów. Nadstawił uszy, słysząc głos Vincenta, stosunkowo wyraźny w chwili względnej ciszy, która zapanowała w klubie. Zacisnął usta w wąską linijkę, spoglądając nieprzychylnie w stronę wskazanego mężczyzny. Zmierzył go spojrzeniem, które gdyby mogło zabijać, uśmierciłoby jego i kilka osób z najbliższego towarzystwa. Nie potrafił ocenić, czy jego ukochany miał chociaż dobry gust, bo z tyłu niewiele dało się odnotować. I, powiedzmy sobie szczerze, tyłek miał jak tyłek. Bez fajerwerków.
Albo on był uprzedzony. Tego też nie dało się wykluczyć.
Cholera, kurwa mać, ja pierdolę, szlag by jego pieprzoną !@#$%^&*()_+.
Nie był przewrażliwiony, po prostu nie trawił, serdecznie nie cierpiał, a już szczególnie w tej chwili, Nathaniela. Właściwie tylko sekundy dzieliły go od przygrzmocenia mu między oczy i pozostawienia w jego czaszce na wieki wgłębienia. A co to miały być za tajemne szepty? Normalnie już czuł, jak go uszy swędzą od obgadywania. Obrócił minimalnie głowę, rzucając ostrzegawcze spojrzenie "gołąbkom". Ze szczególnym naciskiem na siedemnastolatka. Jak się porządnie nie zacznie zachowywać, to będzie zbierał zęby z dancefloor-u.
Ale co za szczęście!
Jego prośby do wszystkich znanych i nieznanych mu bogów dały efekt! Jakiś akurat nie miał nic lepszego do roboty, jak nie poznęcać się nad dzieciakiem, który udawał dorosłego i boskiego. Po pierwsze, daleko było mu do doskonałości Vincenta, a po drugie, najwidoczniej jego ponętne ruchy zachęciły kogoś do podrywu. Tak to jest, jak się nie przemyśli swojego zachowania.
Kei wręcz bezczelnie obrócił głowę i zaczął obserwować* walkę chłopaka z natrętnym adoratorem. Nie poszło mu najlepiej, ale i tak miał więcej umiejętności od Keitha. Szatyn westchnął ciężko na tą myśl. Niby udało mu się odprawić Natashę, ale potrzebował do tego aż pierścionka zaręczynowego jako zachęty. Gdyby nie Vincent, może i by się wpakował dalej w ten chory związek... Nie, stanowczo musiał poćwiczyć.. Stanowczość. Chociaż przy Starze było to praktycznie niewykonalne. Inaczej mogłaby (znowu!) polać się krew. Ale coś ze swoim wizerunkiem mógłby w sumie zrobić... Nawet już miał pomysł co. W sumie od dawna obnosił się z tą myślą, a to byłby całkiem niezły powód. Drugi, zaraz po tym, że stanie się bardziej rozpoznawalny w internecie. A tego przecież chciał, prawda? Chciał pokazać, że umie tańczyć, że jest w tym naprawdę dobry, że jego choreografie są niczego sobie, szczególnie jak na samouka...
Westchnął znowu, odgarniając włosy z twarzy i lekko przesuwając się do tyłu, żeby stanąć przy Vincencie. Jego uważne oko dostrzegło to głaskanie po boku i aż się nastroszył, mając znowu ochotę zrobić krzywdę temu dzieciakowi. Nikt nie nauczył go trzymać łap przy sobie?
No właśnie. I tak ma zostać. - Pochwalił w myślach odsunięcie się i założenie rąk na piersi.
Był tak bardo z tego zadowolony, że aż przysunął się całkiem do Gwiazdy i objął ją w pasie, kładąc dłoń na bioderku i delikatnie po nim gładząc. Nachylił się lekko, z zamiarem szepnięcia czegoś w jego uszko, ale ta chwila intymności nie została mu dana, bo zespół runął.
Szczerze mówiąc, ciężko ocenić, co ten band sobą reprezentował. Nie to, że byli źli, bo nie byli, ale ewidentnie krążyli wokół kilku różnych gatunków muzycznych i nie mogli się zdecydować na żaden z nich. Wokalistę mieli również niezłego, ale nie wszystko miał perfekcyjnie opracowane, i tylko basista tak naprawdę trzymał poziom. I ogólnie wyglądał spoko.
A do tego miał ciekawy odcień włosów. Wyglądał jak mieszanka marchewki i blondu. Szatyn odnotował ten kolor w myślach, zamierzając w niedługim czasie go wypróbować. Przez dłuższą chwilę miał całkiem skupiony wzrok tylko na nim, praktycznie pochłaniając jego osobę. Ten był... Nawet w jego stylu. To znaczy, chciałby tak wyglądać. Przystojny, z ładnym ciałem, wyluzowany. O ile może i te dwa pierwsze kryteria spełniał, o tyle na pewno nie trzecie. No i nie umiał tak genialnie grać na basie. Sedno sprawy w sumie.
Uśmiechnął się pod nosem, nachylając w stronę Vincenta.
- Którego gwiazdora byś przeleciał? Bo ja już mam swój typ. -
Zamruczał, przesuwając dłonią w górę po jego boku i ręce, aż do ramienia. - Ciebie.
Tak, tak, bardzo romantyczny tekst. Ale sam mu się nasuwał na usta, a jakoś nie widział powodu, dla którego miałby go nie wypowiedzieć. No i zobaczyć miny swojego ukochanego.
Pewnie po romansowałby tak dalej, gdyby nie nagła zmiana piosenki na taką, przy której spokojnie rozmawiać się nie dało. Ten kawałek już był naprawdę niezły, wyglądał zresztą na przeróbkę jakiegoś znanego utworu.


*Prawie tak.
Powrót do góry Go down
Vincent

Vincent


Liczba postów : 735
Join date : 11/01/2014
Skąd : Ameryka, Los Angeles

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyWto Sty 14, 2014 2:16 pm

Przewrócił oczami rozbawiony, słysząc ten zniżony głos i ton Nathaniela. Posiadał pewną  odporność, więc mógł lekko odpowiedzieć:
- Skromność już dawno wyszła z mody. Poza tym, nie do twarzy mi z nią. No i, cóż... - uśmiechnął się z nutką wredności -  Przecież jak się poznaliśmy, byłeś pasywem...
Naprawdę, musiał mu to wytknąć.
A wtedy dostał ze spojrzenia Keitha. Uniósł brew pytająco, w ogóle nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Na litość boską, przecież nie robił nic złego! Dlatego nijak zareagował.
Do Natha podszedł jakiś typek spod ciemnej gwiazdy. Naprawdę myślał, że jego były będzie miał okazję  przelecieć - tudzież być przeleconym - gdyby nie sposób, w jaki zwrócił się do niego. "Ślicznotko". Mimowolnie Bożyszcze wpadło w śmiech, który nie posiadał w sobie ani grama elegancji. Raczej brzmiał jak wredny śmiech chochlika. Nawet nie próbował uciszyć swojej osoby. Przestał rechotać dopiero, gdy zabrakło mu powietrza. Chrząknął, gdy w końcu typek został odprawiony i skomentował:
- Byłby zboczeńcem, gdyby chwycił Cię za dupę. On po prostu chciał kogoś wyrwać.  - powiedział takim tonem, jakby co najmniej bronił swojego człowieka.
Najwidoczniej bożyszcze było tak zajęte śmiechem, że nie zauważyło, że faktycznie owa sytuacja miała miejsce.
Dopiero  po dłuższej chwili zorientował się, że teraz oboje zostawili go samego sobie, obserwując scenę. Dobra! Zapamiętam to sobie!
Boski gniew trwał do momentu, aż znowu zyskał zainteresowanie, tym razem ze strony Keitha. Z pomrukiem zadowolenia przyległ do jego ciała, jednak muzyczne ucho było zajęte ocenianiem jego własnej... konkurencji? No właśnie. Nie miał nic przeciwko mieszaninie stylów (bo przecież czarny to nie czarny, a biel to nie biel), ale chodzi o technikę, talent... A przecież wokal - zdaniem Vincenta - był najważniejszy w zespole, a i ten nie był doszlifowany. "Brzmią jak zwykły zespół garażowy, a garaż jest w garażu, a nie na scenie"  - spojrzał na miny swoich chłopców, sprawdzając, czy podzielają jego myśli, czy może był za ostrym krytykiem. A wtedy zauważył wzrok Keitha, który taksował jednego z facetów. Zacisnął szczękę, nie komentując tego (przecież musiał zachować jakąś klasę...) i wbił wzrok z powrotem w grających kolesi. Poczuł oddech przy swoim uchu, a na następne słowa kochanka... Zgryzł wargę, próbując powstrzymać cisnący się na usta uśmiech, co i tak mu nie wyszło. Niby taki tekścik, ale jaki przyjemny! Posłał mu krótkie spojrzenie, w odpowiedzi gładząc go po biodrze.
- Naprawdę? Ale ja wcale nie jestem podobny do tego faceta... - kiwnął głową na  scenę, wytykając mu to bez krępacji, ale nie robił afery.
Przecież nie mógł go trzymać na AŻ TAK krótkiej smyczy.
Odsunął się o krok, gdy jakieś dzieciaki wepchnęły się, stając przed nim i zaczęły. skakać do kawałka. Na litość boską, prawie z gałęzi dostał! Tak na wszelki wypadek, odsunął się jeszcze o krok, jednocześnie ciągnąc Keitha i Natha do tyłu. Spojrzał na panów, najwidoczniej niezainteresowany zespołem. Jedynie podsumował koncert:
- Klub chyba naprawdę ma niski budżet... - wzruszył ramionami, nie będąc wcale zazdrosnym. Przecież miał swoje zajęcia.
Ściągnął zębami jedną z czarnych rękawiczek, a do drugiej użył już dłoni. Miał jeszcze szyny na dłoni, których zamierzał się niedługo pozbyć.
-  Ej, nudzę się. Chodźmy do kawiarenki na czekoladę, czy coś... - machnął dłonią, tym samym pokazując swoje zainteresowanie graniem. Wyciągnął telefon z płaszcza i sprawdził godzinę.
Przecież hajs sam się nie wyda! A mógł pozwolić sobie na rozrzutność, bo przecież niedługo sypną mu pieniążek na konto...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyWto Sty 14, 2014 7:22 pm

Spoglądał co jakiś czan na Keitha, a w jego oczach tańczyły jakieś chochliki. Zaraz jednak pokręcił głową, opanowując się i tym razem posyłając chłopakowi przyjazny uśmiech. Spokojnie, spokojnie, to tylko mała zabawa, przecież nie dobieram mu się do tyłka albo krocza. Przewrócił oczami i dalej obserwował reakcje partnera Vincenta, wyraźnie nimi zainteresowany. Wziął głębszy wdech i przeklął siebie w myślach za to, że raczył podejść, bo najwyraźniej jest dość niemile widziany. Przynajmniej przez Marshalla, przez Stara raczej nie. Zamrugał kilka razy i spojrzał na Vincenta słysząc jego komentarz. Oblizał wargi i uśmiechnął szeroko, wcale nie wzruszony jego komentarzem. Zmiana postawy przez Roswella? Oczywiście.
Właśnie, gdy się poznaliśmy. A co było później, pamiętasz? — wymruczał znowu, patrząc mu wprost w oczy.
Niczego więcej nie zrobił bo nie chciał się narażać już i tak urażonemu Księciuniowi swojego byłego. Poruszył jeszcze biodrami, jakby w głowie układał jakąś melodię albo ta samoczynnie zagrała o wiele lepsza od tego, co grali na scenie. Pewnie oddałby się jej całkowicie, porywając do tańca Stara, i żeby Keith nie czuł się urażony, to jego również, ale dziwnie by to mogło wyglądać. Szkoda, miał wielką ochotę dzisiaj potańczyć. Słysząc śmiech Vincenta, w końcu sam wybuchnął, wpatrując się w niego.
Wiesz... Właściwie to się wydarzyło — rzekł rozbawiony, patrząc przed siebie— Właśnie wygrałeś życie, bo mnie pomylono z laską — dodał zaraz, przyglądając mu się już z pewnej odległości.
Patrzył to na scenę, to na parę, bynajmniej nie zazdrosny. Może z lekkim żalem, ale to chyba było normalne, jednakże panował nad sobą. Co było to było, co było to będzie, teraz jest zabawa. Powinna przynajmniej być, gdyby nie brzdękanie zespołu. Patrzył na wokalistę, a potem na resztę członków zespołu i szczerze... Pod względem wyglądu też żaden mi nie podpadł. Nucił sobie coś pod nosem, kręcąc w rytm melodii grającej „w głowie” biodrami. Leniwie, przymykając oczy. Na chwilę oderwał się od świata, zaraz jednak słysząc ten głupkowaty śmiech gdzieś bliżej, o wiele za blisko. Zmarszczył nos i ściągnął brwi od razu rozwierając powieki oraz sunąc wzrokiem po klubie, wyłapując co rusz roześmianych ludzi, ale nie mogąc dostrzec tego konkretnego osobnika, który był źródłem. Wszechogarniającej go w jednej chwili irytacji, a szczerze nie chciał, aby dzisiejszy wieczór zakończył się rękoczynami. W szczególności jeśli to była ta konkretna persona.
Pociągnięty przez Vincenta wycofał się grzecznie, patrząc na grupkę, która zaczęła tańczyć przed nimi. Mlasnął z niezadowoleniem i spojrzał mimowolnie na rękę Vincenta, a potem na Keitha. Potrząsnął jednak zaraz głową i podszedł do Marshalla. Uśmiechnął się przyjacielsko i kiwnął do Vinca głową.
Zgadzam się, strasznie tu nudno. I jeszcze to towarzystwo... — mruknął, marszcząc się cały, jakby z obrzydzeniem.
Zaraz dotarło do niego, że Matrona wspomniała o kawiarence. Ręce mu mimowolnie zadrżały. Jeść przy Starze: „Okej, spoko, dałbym radę”. Gdy jednak dochodził do tego Marshall, to już nie było tak różowiutko. Dobra, musi się przemóc, ostatnio jadł przy Starze i innych ludziach, dzisiaj też da radę.
To jak myślisz,. Keith, zbieramy się? — zapytał się go, unosząc brew.
Poczuł czyiś oddech na karku i zmarszczył nos od razu. Jakoś od razu wiedział, że to ta jedna, konkretna, wkurzająca osoba. No bo kto to by mógł być inny.
I tak się zaraz zbieramy, nie masz czego u mnie szukać. Mógłbyś wrócić do swoich znajomych? — mruknął, patrząc na Vincenta i pokręcił zaraz głową. — Serio, nie chcę dzisiaj powtórki z historii. — Wpatrywał się w Stara cały czas, nie mając zamiaru nawet się odwrócić do osobnika, do którego wygłosił „monolog”. W końcu się odwrócił i spojrzał pewnie w te miodowe oczy. Roswell miał wysoko uniesiony podbródek, był wyprostowany.
Raz...
Dwa...
Trzy...

W myślach również się uspokoił. Pstryknął chłopakowi przed nosem, jakby próbował go wyrwać z transu. Potem odwrócił się w stronę Marshalla i zaczął ignorować osobę, która tylko na tych kilak chwil wyprowadziła go z równowagi. Spojrzał na chwilę w stronę, w którą szedł długowłosy. Mógł się oddalić na chwilkę, mógł zrezygnować. Co było nie w jego stylu. Zupełnie.
Serio, lepiej chyba się stąd zmywać — rzekł, przy czym spojrzał wymownie na Stara.
A potem przeniósł przepraszający wzrok z powrotem na zielonookiego. Nosiła go energia, chciał się wyrwać, wyjść na powietrze, pobiec do tej kawiarenki... A potem patrzeć przez kilka minut w talerz. Taa. Coś między chęcią rozładowania energii, a zatrzymania się w miejscu, przystopowania, go rozrywało tam od środka. Chyba jednak energia miała zwyciężyć. Patrzył na nich niecierpliwie, już znowu będąc weselszym. Jakby zapominając o sytuacji sprzed kilku chwil.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyWto Sty 14, 2014 11:44 pm

Keith również się uśmiechnął, gładząc czule kochanka, a potem z pewnym zaskoczeniem powiódł spojrzeniem za wskazanym mężczyzną. Zmarszczył brwi, z namysłem, jakby przez chwilę analizując pytanie i badając je pod każdym kątem. W końcu się odezwał.
- Skarbie, on mnie nie interesuje. Po prostu... Skojarzyło mi się coś. - Wzruszył lekko ramionami. - Pomyślałem, że ma fajny image i że też tak mógłbym wyglądać. - Uśmiechnął się krzywo pod nosem i westchnął cicho. Taak. Chciałby być pewnym siebie luzakiem, który robi to, co lubi. On właściwie nie miał czegoś, co naprawdę lubił... No może oprócz tańczenia. Ale co mu z tego, jak bał się to robić w tłumie ludzi? Tylko sam, do kamery, to żadna sztuka... Nawet tu, w klubie, ze swoim chłopakiem, nie potrafił się rozluźnić i potańczyć, zrobić dobrego wrażenia, uśmiechnąć luzacko i świetnie bawić.
Szatyn spojrzał z uniesionymi brwiami na Vincenta, a uśmiech sam wpłynął mu znowu na usta.
- Zawsze jesteś taki wymagający, może nie mieli kogo wrzucić na dzisiejszy wieczór po prostu? -
mruknął z rozbawieniem, zawijając sobie na palec jeden kosmyk jego włosów. Wzruszył ramionami na jego propozycję, a zaraz potem na odpowiedź Nathaniela. Prawdę mówiąc, trochę im się dziwił. Jemu było serdecznie obojętne to "nudne towarzystwo". Przyszedł się napić, zabawić, posłuchać muzyki, a nie od razu do opery, czy na tańce towarzyskie. Wywrócił oczami i skinął lekko głową.
- Jak chcecie. Może być kawiarnia. - Stwierdził spokojnie. W myślach odnotował jeszcze, że Vincent znowu zamierzał żyć tylko na czekoladzie. Naprawdę nie rozumiał, jakim cudem on jeszcze utrzymywał się na nogach i potrafił tyle pracować i imprezować. Z pewnym zatroskaniem cmoknął go w policzek, zapominając na chwilę o fakcie, że jest w środku klubu, z eks ukochanego i ogólnie nie powinien być przesadnie wylewny. A może przeciwnie, właśnie powinien? Ciężko powiedzieć. Tak czy inaczej, zdecydował się w końcu tylko na ten drobny gest. No dobrze, i posłanie maślanego spojrzenia Starowi. Ale to było silniejsze od niego. Wziął do ręki jego rękawiczki, starannie je układając, w pewnym sensie wykazując się nadmierną opiekuńczością. Ale materiał był miękki i przyjemny w dotyku, nie chciał od razu ich wypuszczać z dłoni.
Zmarszczył brwi, widząc nagłe pojawienie się nowego osobnika na scenie. Przez chwilę myślał, że może ten będzie miał większe powodzenie i zdobędzie serce, albo chociaż tyłek siedemnastolatka, ale się pomylił. Najwyraźniej ci już wcześniej mieli ze sobą kontakt.
To nie to, że on chciał się pozbyć Natha. Nie. Bardziej chodziło o to, że jak będzie zajęty kimś innym, nie dostanie okazji do przylepienia się do cudzego kochanka. Znacznie korzystniejsza forma od trójkącika wzajemnej adoracji-niesympatii-obojętności (w zależności od osoby, o której dany człowiek myślał).
Uznał jednak, że skoro mężczyzna nie przypadł do gustu brunetowi, coś musi być na rzeczy. Uniósł brew wysoko, zakładając ręce na piersi i obdarzając go z deka nieprzychylnym spojrzeniem. Nie podrywał jego osoby, więc spławienie nie było tak trudne, jak byłoby to w wypadku innej konfiguracji. Zresztą, chyba gość dostrzegł, że obiekt jego westchnień jest z kimś innym. I to nie w jednej osobie, a dwóch. Szczegółem było, że ani Vincent, ani Keith nie byli zainteresowani brunetem w TEN sposób.
Dostrzegł spojrzenie Nathaniela i wzruszył lekko ramionami, okazując swój brak przejęcia sytuacją. Nic się nie stało przecież. A to, że ich spokojny wypad do klubu miał się inaczej skończyć... Cóż, to chyba była norma z Vincentem. Nie dało się niczego zaplanować. I dobrze, prawdę mówiąc. To nadawało zwykle uporządkowanemu życiu szatyna czegoś więcej. Chęć zapewnienia sobie uznania Stara i zadowolenia go na wszystkich płaszczyznach. To był cel w jego życiu, wcześniej pozbawionym większego sensu. Wciąż nie wiedział, czym zajmie się w przyszłości, ale przynajmniej był szczęśliwy.
- Idziemy - mruknął, łapiąc kochanka za dłoń, a dzieciaka za ramię.
Wyprowadził ich z klubu, mijając po drodze ochroniarzy, a potem mruknął:
- Dobra panowie, kto wie, niech prowadzi do kawiarni, bo ja w tej okolicy nie znam żadnej. -
Uśmiechnął się rozbrajająco, przerzucił rękę przez ramię ukochanego, wciąż trzymając Nathaniela za ramię i powoli zaczął ich ciągnąć w stronę głównej ulicy. Stamtąd powinni mieć bliżej do... Wszystkiego.

[z/t x3]
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptySob Lut 01, 2014 12:02 am

To był dobry dzień. Dobry w kontekście całego gównianego tygodnia. Z resztą, piątki zwykle bywały dobre, szczególnie te co drugie, kiedy jego mała, kochana Lidia siedziała u tej suki. Nie potrafił wyrażać się o niej inaczej, nawet w myślach. Mieszał ją z błotem, wyklinał każdego dnia. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie na blizny szpecące delikatne dłonie aniołka.
To nie tak, że już się nie martwił oddając ją w jej ręce. Martwił się kurewsko. Każdego co drugiego boskiego piątku. Obawiał się, że dostanie telefon ze szpitala i policji, że będzie musiał znów patrzeć na cierpienie własnego dziecka. Tego strachu nie da się wyplenić nawet latami pieprzonego odwyku i "wspaniałej poprawy" która rzekomo miała się odnosić do jego byłej naćpanej żony.
Wyplenić się nie da, ale da się wyciszyć i po to właśnie Ragnar co drugiego piątku odwiedzał Blue Dragon'a. Zamoczyć pysk, zagłuszyć myśli rykiem ciężkiej muzyki i znów poczuć się... wolny. Podświadomie wiedział przecież, że nic się nie stanie. Gdyby nie miał pewności, że może sobie pozwolić, siedziałby w domu ściskając telefon i modląc się o jej bezpieczny powrót. Ale przecież już dawno minęły te czasy... prawda? Kiedy dyszał Sophie do słuchawki dzwoniąc co godzinę by sprawdzić w jakim jest stanie.
Były też jeszcze inne chwile gdy czuł się prawdziwie swobodnie, ale te zdarzały mu się coraz rzadziej. Im Lidia była starsza, tym trudniej było mu ukrywać swoje potrzeby i upodobania. To były takie delikatne określenia. Po prostu kończyły mu się wymówki na pytania "Dlaczego tak późno wróciłeś?" "Kim był ten pan?" "Dlaczego masz kuku na rękach" Przecież nie powie dwunastolatce, że woli ciasne tyłki od mokrych cipek. Dwunastolatce nie, ale jeszcze... jeszcze ze trzy lata. Doskonale wiedział, że w końcu skończy się sielanka i przyjdzie mu zdziadzieć na bujanym fotelu.
Uśmiechnął się paskudnie do własnych myśli i pociągnął duży łyk z wysokiego kufla wypełnionego pszenicznym piwem. Neonowy błękit odbijał się w szklance i załamywał na czerni T-shirtu opinającego jego lekko zgarbione ramiona. Opierał się łokciami o blat baru trzymając w dłoniach naczynie. Bawił się nim, od czasu do czasu zerkając w kierunku sceny. Jacyś gówniarze darli ryja do wtóru kłamliwych riffów i łupania perkusji. Znów wykrzywił wargi w uśmiechu, tym razem do wspomnień, kiedy to on stał na scenie i darł ryja. To były dobre czasy. Gdyby tylko nie był wtedy taki głupi, może teraz robiłby światową karierę?
Poprawił się na niezbyt wygodnym barowym stołku i odrzucił na plecy poskręcaną jak kłębowisko węży, kitę. O tak, chwila spokoju, bez widoku tej przemądrzałej nauczycielskiej hołoty i rozwrzeszczanych, panoszących się wszędzie bachorów. Chociaż raz na dwa tygodnie. To było to.
Powrót do góry Go down
Vincent

Vincent


Liczba postów : 735
Join date : 11/01/2014
Skąd : Ameryka, Los Angeles

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptySob Lut 01, 2014 10:39 am

Vincent był w jedenastym niebie. Do czego przyczyniła się jedna, nie do końca pozytywna rzecz: wywalono go z głównej, przynoszącą sławę roli, a to wszystko przez to, że nazwał reżysera idiotą, którym zresztą był... I tak magicznie znalazł czas na spanie. Owszem, przez jakieś dwadzieścia godzin jego ego było gdzieś w jądrze ziemi, ale aktualnie przeżywał regenerację. Przecież – na litość ciemnego Boga – był znakomitym aktorem! A stracił robotę tylko dlatego, że powiedział prawdę. To sprawiło, że ni chuja nie nabrał szacunku do ludzkości, ba, wręcz jeszcze bardziej nimi gardził. Czyżby urażona duma?
Aktualnie przeżywał nudę. Bardzo nudną nudę. Gdzie Panicz Star postanowił poszukać rozrywki? W Blue Dragon, rzecz jasna. Był to właściwy wybór, gdyż zaraz po wkroczeniu do budynku, jego wzrok padł na jednego z bardziej obiecujących zabójców nudy.  Od razu ruszył do owej osoby, po drodze kiwając głową do kilku znanych mu twarzyczek. Ragnar mógł poczuć, jak ktoś łapie go za ramię w ten lekki, wręcz delikatny, ale pewny siebie sposób. Na czarnej bluzce, ręka Vincenta wyglądała niemal na trupią. Zresztą, jak cały on, gdyż sam był odziany jednolicie – w ukochaną czerń, przez co jego jasna skóra wyglądała na jeszcze jaśniejszą.
- Witaj, Rag. - przywitał się w ten oficjalny sposób, jak przystało na paniczyka – Sam jesteś? Mogę się dosiąść, prawda? - zapytał z czystej uprzejmości, gdyż nie czekał na odpowiedź - rozpiął płaszcz i zsunął go zgrabnie z ramion, po czym usadowił swój tyłek na krześle obok.  Spojrzał na barmana, po czym uśmiechnął się ten swój czarująco-gwiazdorski sposób – To co zwykle.
I zaczął się proces pt.”Przygotowanie do imprezowania”. Ściągnął sygnet, wraz z czarnymi rękawiczkami, które schował do kieszeni płaszcza – a to pierwsze założył z powrotem na palec serdeczny. Poprawił swój kucyk, którego długość dumnie prezentowała się puszczona przez prawe ramię i przeczesał go krótko. Rozpiął leniwie guziki koszuli, dwa u góry i dwa na dole, świecąc bladością klatki piersiowej i brzucha. W międzyczasie dostał drinka, więc zaraz go chwycił i pociągnął porządnego łyka, przy czym oparł łokcie na blacie. I w końcu mógł zaszczycić spojrzeniem Raga, przy czym nieznacznie dosunął się do niego.
- W ogóle, ogarnij, co mi się przydarzyło - zaczął swoją historyjkę – Ja, święty Vincenty, idę sobie spokojnie dróżką, tylko trochę pijany. Co prawda, było południe, ale na picie nigdy nie jest za wcześnie. Wyjebałbym się, gdyby nie to, że wpadłem w miłosny uścisk księdza. A tutaj mohery, jaki bulwers! Jedna z nich sprzedała, że jestem gejem i zaraz wyzwali mnie od satanistów, od grzechów, no kurwa, myślałem, że zaraz mnie siłą unieruchomią i zaczną egzorcyzmować moją świętą osobę. Na szczęście, obeszło się bez tego, ale patrz, co dostałem! - wygrzebał z kieszeni płaszcza jedną z ulotek – Przepustkę na nawrócenie mojej gejozy! Co za szczęście! Chodź ze mną w niedziele na to, zobaczymy, czy boskie światło mnie uzdrowi! - szturchnął go lekko łokciem w bok, a usteczka Matronki cały czas się głupio szczerzyły.
Nic nie poprawia mu humoru tak bardzo, jak mondre dzieci Boga.
Zapewne wielu mogłoby zdziwić zachowanie Vincenta przy jednym z nauczycieli. Ale przecież byli poza szkołą, w dodatku Bożyszcze traktowało większości tak samo, z czym idzie, że niemal wszyscy liczyli się dla niego tyle... (nie ukrywajmy) co nic, mimo takiego spoufalenia.

Wystarczył krótki sms, aby Bożyszcze przewróciło oczami i pozbierało się szybciej, niżeli "rozłożyło". Poklepał w ramię Raga.
- Pamiętaj. Niedziela. Dorwę cię. - zagroził mu i już go nie było.

[z/t]
Powrót do góry Go down
Anas

Anas


Liczba postów : 21
Join date : 18/10/2014
Skąd : Japonia

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyPon Paź 27, 2014 6:21 pm

Sam nie wiedział czemu zgodził się na "tylko idziemy na piwo" z chłopakami. Mexaris, Angus, Daniel, Saryian, Gabriel oraz Rafael wyciągnęli go na spacerek. Ta, spacerek, który skończył się wizytą w pubie. Jakoś Anasowi i Rafaelowi nie było zbyt dobrze tutaj. Chłopaki nie chcieli by ta dwójka się alienowała, to ich zabrali na piwko. Może i to piwko było, ale było za tłoczno. Anas cały czas siedział w kącie, a raczej wcisnął się w najgłębszą część siedziska.
-Nie no, Anas, ja już nie mogę.-Saryian, mysiowłosy chłopak, mierzący sobie prawie dwa metry, westchnął. Patrzył na poczynania przyjaciela.- Ja rozumiem Rafael, ale ty?-jegomość miał na sobie szarą kamizelkę, białą bluzkę z jakimiś kolorowymi wzorkami oraz szare jeansowe spodnie. Na nogach miał brązowe buty z czubem.
-Co ja?!Rafael, blondynek o niebieskich oczach, zerwał się z siedzenia. Chłopaczek był najniższy z całego towarzystwa. Ubrany był w biało niebieską bluzę z kapturem oraz niebieskie jeanse. Na nogach miał szafirowe adidasy.
-To, że to ciebie bym podejrzewał o takie zachowanie, aniżeli Płateczka.
Rafael nadął policzki krzyżując przy tym ręce na piersiach.
-Co siedzicie jak te trzy trusie?-do siedzących podszedł czarnowłosy chłopak. Jego włosy sięgały łopatek, a niebieskie oczy lustrowały przyjaciół. Miał na sobie białą koszulę, czarne spodnie oraz węglistego koloru buty na lekkim obcasie.-Daniel i Gabriel z Angusem na czele bawią się w najlepsze, a wy co?- pokazał gdzieś w tłum na tańczących na parkiecie ludzi.
-Nic Mexaris. Grzejemy tyłki, bo ta dwójka nie zamierza ruszać dup.- Sar pokazał palcem na blondyna i białowłosego.-Przecież nie zostawię ich tutaj samych.
-Ja nie idę.- Rafael odparł stanowczo.-Nie było mowy o wypadzie do klubu!
-Ech...marudy.-do rozmawiających dołączył kolejny osobnik. Ten był nieco wyższy od Mexarisa. Jego granatowo-czarne włosy ułożone były w lekkim nieładzie. W ustach miał kolczyk połączony łańcuszkiem z kolczykiem w lewym uchu. Bluzka na krótki rękaw kolor granatowego poszarpana była na zakończeniach. Siwe spodnie z białymi zakończeniami ozdobione były łańcuszkiem przypiętym do nich. Na nogach miał szare adidasy.-Nie, no ja przyszedłem się bawić, a nie was pilnować.
-Anugs prze....przepraszam, ja się nie nadaję do takich miejsc.- Anas posmutniał.
-A ja ci zaraz udowodnię, że tak. Chodź tutaj!-Angus złapał białowłosgo za rękę. Pociągnął go w swoją stronę.
Chłopak zbytnio nie miał jak się oprzeć. Angus był znacznie silniejszy niż to chucherko.
-Co ty robisz?!- Anas zaczął panikować. Nie wiedział, gdzie przyjaciel go ciągnie. Dla niego świat składał się z tego co usłyszał oraz dotknął.
W klubie było głośno. Za głośno. Wszystko mu się mieszało. Nie umiał odnaleźć tego spokoju jaki był w szkole. Tutaj nie dość, że muzyka to jeszcze duża ilość ludzi. Wiele zapachów. To było naprawdę za dużo. Mimo, że nie był sam, miał u boku przyjaciół, to wszystko go przerastało. Serce Anasa biło bardzo szybko. Czuł ciepło bijące od dłoni Angusa. Nie wiedział, czy przyjaciel czytał mu w myślach, czy jak, ale uścisk nieco się wzmocnił.
-Nie bój się.-rzucił krótko Angus. Uśmiechnął się patrząc na białowłosego, lecz ten tego nie mógł zauważyć.
Jako tak poczuł się pewniej po słowach przyjaciela. Miał jednak głupie wrażenie, że wszyscy się na nich patrzą. Kto to widział, żeby niewidomy przychodził do takiego miejsca, do tego był ciągnięty na parkiet przez innego chłopaka. Ludzie przecież nie wiedzieli, że byli tylko przyjaciółmi. Nagle się zatrzymali, więc musieli dotrzeć do celu krótkiej podróży.W między czasie muzyka, która w ten czas grała nieco się zmieniła.
-A teraz krótki odpoczynek dla szalonych tancerzy! Czas na muzykę dla par!-zawołał dj clubu. Muzyka powoli przeszła z szybszego utworu na wolniejszy i nieco cichszy.
Czy on dobrze usłyszał? Muzyka dla par?! Przecież, nie tak miało być! Anas poczuł jak policzki robią mu się całe czerwone. Słyszał jak część ludzi chodzi z parkietu. No, tak stali na parkiecie! Angus cały czas trzymał Anasa za rękę. Kiedy jednak padły słowa dj, to się to nieco zmieniło. Przyjaciel złapał chłopaka w pasie, po czym przyciągnął do siebie bardzo pewnie. Drugą ręką złapał za wolną rękę białowłosego.
-Co się tak spinasz?-Angus poczuł jak chłopak zaczął drżeć, poza tym trudno było nie zauważyć tych rumieńców na jego policzkach.
-Bo to no...-Anas nie zdążył nic powiedzieć, bo poczuł ciepłe usta na swoim czole. Chłopaczek poczuł rozchodzące się ciepło z miejsca, które zostało ucałowane.
-Daj się prowadzić.-rzucił Angus po czym zaczął tańczyć z Anasem.
Białowłosy dał się prowadzić. Starał się wyłapać rytm muzyki. Nie widział przecież co robi Angus. Szybko udało mu się wyłapać rytm. Do tego przyjaciel mówił mu na ucho, kiedy jak postawić krok. Dlatego już po jakimś czasie dawał sobie radę bez tych wskazówek. Chłopak nie przypuszczał, że taniec daje tyle radości. Raz był z przyjacielem, który miał go cały czas na oku. Dwa poczuł się wolny. Zapomniał o wszystkich smutkach oraz troskach. Nawet to, że nic nie widział przestało mu przeszkadzać. Mimowolnie uśmiechnął się. Oczywiście nie umknęło to uwadze przyjaciela.
-No! Tak lepiej!-Angus odparł z radością w głosie.
Anas zaczął się nawet śmiać po chwili. Przestało mu przeszkadzać to, że tańczą na parkiecie w nocnym klubie.
Sam nie wiedział ile czasu tańczyli, ale tak łatwo nie dał się ściągnąć z parkietu. Zwłaszcza jak wpadł w ten rytm tańca. Angus sam nie dowierzał w to co widział. Nieśmiały Anas, teraz, w klubie, tańczył jakby nigdy nic. Anas czuł się naprawdę dobrze. Muzyka tak pochłonęła jego ciało, że zaczął nawet ignorować Angusa. Po prostu chciał się pozbyć wszystkich negatywnych emocji. Przyjaciel tylko uważał, aby ta mała szalona istotka nie wpadła na kogoś tudzież nie zrobiła sobie krzywdy.
Przyjaciele patrzyli jak Płatek śniegu szaleje, dosłownie na parkiecie.
-No nie przypuszczałem, że dożyję takiego dnia.Daniel wyszczerzył zęby. Chłopak ten miał blond włosy spięte w kitkę. Sięgały mu tak do łopatek. Ubrany był w białą koszulę, brązowe spodnie oraz bukowego koloru buty o ostrym czubku. Usiadł obok Saryiana.
-I o to chodzi. To, że Płatek nie widzi, nie znaczy, że ma się nie bawić.-Gabriel usiadł obok Rafela. Gabi miał szkła kontaktowe, które zmieniały jego kolor oczu na czerwony. Miał czarną koszulę, spodnie oraz buty na lekkim obcasie. Jego czarne, długie włosy sięgały ramion. Miał białe rękawiczki aby ukryć protezę prawej dłoni.
-I mówi to osoba, która jakiś czas temu była taka sama.- Saryian pokazał język.
-Spierdalaj.-Gabriel pokazał serdeczny palec rozmówcy.
-W sumie Angus i Anas ładnie razem wyglądają.- Mexaris spojrzał na przyjaciół. Kidy Angus dał mu znać, że idą do barku, siknął głową.
-Poczekaj tutaj na mnie.- Angus zamówił wodę dla przyjaciela, po czym podał mu ją do ręki.-Idę tylko do łazienki.
-A wrócimy jeszcze na parkiet?- Anas upił łyk wody. Mimo wszystko zmęczył się tym tańcem.
-Tak. Dlatego siedź tutaj grzecznie.- Ang poklepał Anasa po głowie-Łazienka jest na lewo, od miejsca, w którym siedzisz.- chłopak położył na chwilę ręce na ramionach przyjaciela. Poprosił go, aby wstał na chwilę.- Stoisz teraz przodem do barku. To łazienkę masz tam.- złapał lewą rękę rozmówcy i wyprostował.Idziesz prosto. Masz długi korytarz, który się rozwidla na samym końcu. Taka literka T. Męska toaleta jest po lewej stronie.
-Postaram się zapamiętać.- Anas starał sobie zobrazować trasę, o której mówił przyjaciel. Jednak Angus nie był dobry w tłumaczeniu Anasowi takich rzeczy.
-Proszę się nie martwić o niego.- rzucił barman widząc jak Angus niezdarnie tłumaczy chłopakowi, gdzie idzie.-Jak będzie potrzeba to pomogę.
-Dziękuję.- Angus wyszczerzył zęby-Dupa wołowa ze mnie w tych kwestiach. Dobra, idę, a ty mi się stąd nie ruszaj.
Anas pokiwał głową i usiadł na krześle przy barku. Został chwilowo sam. Nieco się zdenerwował, ale wiedział, że pozostali mają go na oku jakby coś się działo. Położył dłonie na blacie, który był chłodny oraz śliski. Zastanawiał się jaki może mieć kolor. Na pewno pokryty był jakąś emulsją dającą połysk skoro w dotyku był śliski. Wyobraził sobie jak barman puszcza do klientów szklanki z trunkiem po takim blacie. Zaśmiał się do siebie. Upił łyk chłodnej wody. Szklanka, w której wlana była ciecz miała podłużny kształt. Dodatkowo zdobiona była kwadratowymi wypustkami, aby było ją lepiej trzymać w dłoni. W sumie, to jeszcze ręką sprawdził, z czego zrobione jest siedzisko, na którym zagrzewam miejsca. Na pewno miejsce, na którym się siada było skórzane tudzież skóropodobne. Nogi były zimne więc na pewno były z metalu. Zastanawiał się też, jaki kolor mogą mieć krzesełka. W sumie potem spyta Angusa, bo teraz musiał troszkę odpocząć. Zmęczył się. Nieco się też spocił od całego tego tańca. Czuł jak ubranie przykleja mu się do klatki piersiowej. Miał na sobie długą biała koszulę, białe spodnie oraz buty z lekkim czubkiem na obcasie. Wsłuchał się w kolejną muzykę, wyobrażając sobie tańczących ludzi na parkiecie.
Powrót do góry Go down
Jonathan White

Jonathan White


Liczba postów : 7
Join date : 11/11/2014

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptySro Lis 12, 2014 6:47 pm

Opinie o nim, że nie miał żadnych znajomych, nieco go irytowały. Prawda przecież zawsze boli. Z jednej strony nie będzie przecież znajdować sobie znajomych na siłę, ale z drugiej strony... Postanowił ruszyć tyłek i w ten oto sposób nogi poniosły go do muzycznego klubu. Jonathanie, co ty chcesz przez to udowodnić i komu?
Wchodząc do zatłoczonego i głośnego miejsca, stwierdził, że równie dobrze mógłby pójść do pobliskiego kościoła, ale tutaj przynajmniej mógł się napić, a księża, cóż, pewnie wina by poskąpili. Westchnął głęboko, a potem przyjął postawę aroganta, przedzierając się przez tłum, w końcu dorwał się do blatu. Zawołał barmana i zamówił najpierw jedno piwo. W międzyczasie zaczął rozglądać się po klubie i po osobach, które się bawiły. Naprawdę się zastanawiał, co on tutaj robił. Wydawał się być taki niepasujący do reszty elementem...
Ale powodem tego pewnie było to, że był trzeźwy. Chwilę potem dostał lane piwo do swoich dłoni, a on zaczął je dość szybko sączyć. Jego wzrok analizował każdego po kolei, aż natrafił na pewnego osobnika o długich, białych włosach.
~ Wygląda jak cipka życiowa... ~ na tę myśl mimowolnie wkradł mu się pogardliwy uśmieszek na twarz. No cóż, takie było jego pierwsze wrażenie, a za myśli jeszcze nikt nie osądzał. Przez dłuższą chwilę wwiercał swój wzrok na sylwetce nieznajomego. Zdarzały się tacy w przyrodzie, którzy wyglądali jak kobiety, a byli mężczyznami.
- Hej, lala, co tak sama?! - spytał głośno, nachylając się niemal nad uchem swojej "ofiary", gdy w końcu się do niej przysunął na tyle blisko, by móc z nią konwersować. Choć jego ton i treść słów nie należały do najprzyjemniejszych, z pewnością świadczyły o tym, że blondynowi się nudziło i czuł się w pewnym sensie samotny, a to akurat lubi pokazywać w nienawistny sposób.
Powrót do góry Go down
Anas

Anas


Liczba postów : 21
Join date : 18/10/2014
Skąd : Japonia

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptySro Lis 12, 2014 7:07 pm

Kiwał głową na prawo i lewo wsłuchując się w rytm muzyki. Melodia była żwawa i wesoła. Nawet uśmiech pojawił się na jego twarzy. Barman przyglądał się z uwagą białowłosemu, który to dał się ponieść muzyce. Nie przypuszczał, że ktoś w ogóle zwróci na niego uwagę. Faktycznie, z daleka, można go było pomylić z kobietą. Długie białe włosy, delikatna budowa ciała. Ubranie, wręcz wisiało na nim. Jednak to dodawało mu uroku. Z wsłuchiwania się w muzykę wybił go jakiś niesympatyczny tekst. Czy to na pewno było do niego? Barman przyglądał się z uwagą Jonathanowi. Czy ten tekst był do niego? Anas odwrócił się w stronę zapytania. Nieco się wystraszył. Jednak barman obiecał Angusowi, że będzie go miał na oku, więc chyba nie miał się czego bać, prawda? Jonathan mógł zobaczyć, jak bardzo się pomylił. Anas był mężczyzną, z krwi i kości. Miał po prostu kobiecą urodę. Na jego twarzy, w okolicach oczu dało się zobaczyć dość brzydkie blizny. Jednak były już przybladłe. Co najważniejsze, na co na pewno zwrócił uwagę White, to były puste zielone oczy. Tak. Anas był niewidomy. Nie mógł zobaczyć tego, który się do niego odezwał.
-Przepraszam...to było do mnie?-zapytał dość niepewnie.
Co jeśli faktycznie to było do niego? C powinien wtedy zrobić? Nie był dobry w takie klocki, jak odpędzanie natrętów. Póki osobnik owy nie był zbytnio natrętny, postara się go ignorować, ewentualnie porozmawia. Wyczekiwał na odpowiedź. Próbował wyczuć jaki zapach bił od owego osobnika. Chciał wiedzieć jak najwięcej o osobie, które to postanowiła go zaczepić.
Powrót do góry Go down
Jonathan White

Jonathan White


Liczba postów : 7
Join date : 11/11/2014

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptySro Lis 12, 2014 7:25 pm

To fakt, że jak się do niego zbliżył, nieznajomemu było dalej do kobiety, niż wcześniej stwierdził blondyn. Oczywiście z początku nie zwracał uwagi na barmana, bo przez moment był zaintrygowany delikatnością urody chłopaka, którą w dodatku niszczyły blizny. Zaraz... Niszczyły? Wręcz przeciwnie. Według blondyna, blizny nadawały mu większej delikatności. Lubił oszpecenie, jeśli nadawało dziwnego kontrastu w wyglądzie.
Potem Jonathan zwrócił uwagę na oczy nieznajomego. Były puste, w dodatku nie spoglądały na niego, ani po prostu gdziekolwiek. Nie miały żadnego punktu zaczepnego. Niewidomy? To było naprawdę dość ciekawe. Jonathan otrząsnął się z analizy wyglądu nieznajomego i zerknął dosłownie na moment na barmana, który zaczął go obserwować, a potem znów odwrócił od niego wzrok z powrotem na białowłosego. Wyprostował się i wrócił do sączenia piwa.
- Tak, do ciebie. - potwierdził dość głośno, by ten go usłyszał. Potem skojarzył, że chłopak chodził do tej samej szkoły co on. Być może mignął mu parę razy przed oczami. - Zdaje się, że chodzimy razem do szkoły. - powiedział ni stąd ni zowąd, zapominając o swojej chamskiej odzywce, przez którą już na wstępie mógł zrazić swojego niedoszłego, przyszłego kolegę. - Jako ślepiec nie boisz się zwiedzać takie zatłoczone miejsca? - zadał od razu szczere pytanie. Miał też zapytać o to, czy był sam, ale chyba był na tyle inteligentny, by stwierdzić, że osoba niewidoma bez niczyjej pomocy ani eskorty poszła do zatłoczonego klubu...
Miał może niewyparzony język i był raczej dość otwarty, ale jego przypadek po prostu go ciekawił. Chciał wiedzieć, czym się kieruje ślepa osoba w pewnych sytuacjach. Zdaje się, że Jonathan pierwszy raz miał do czynienia z taką osobą.
Powrót do góry Go down
Anas

Anas


Liczba postów : 21
Join date : 18/10/2014
Skąd : Japonia

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptySro Lis 12, 2014 8:35 pm

Anas nie lubił swoich blizn. Mimo braku możliwości zobaczenia ich, wiedział, że oszpecają mu twarz. Co w nich było takiego, iż dodawały mu uroku? Blizny nie są ani piękne ani ładne. Ciekawe to, że Anas był niewidomy? Co było w tym takie dziwne? Słuchał tego, co mówił Jonathan.
-N...naprawdę?-zdziwił się, jak padły słowa, iż razem chodzą do tej samej szkoły.-Nie znam twojego imienia, ani nazwiska, więc raczej nie powiem czy ja cię znam tudzież kojarzę ze szkoły.-póki chłopak nie próbował dziwnych akcji, mógł z nim porozmawiać. Szczere pytania. Chłopaki też potrafili dowalić szczerymi pytaniami, więc się tym jakoś nie zraził. Postanowił opowiedzieć.-Nie jestem sam.- wiedział, że chłopaki, nie ważne jak daleko, są tutaj. Poza tym, Angus na pewno niedługo wróci. Dlatego, jak się Jonathan będzie naprzykrzać, to spotka się z pięścią Angusa, ewentualnie Saryiana.
Czy niewidoma osoba nie mogła zakosztować trochę rozrywki? Fakt, został tu zaciągnięty siłą, a raczej dość mocną perswazją. Toteż nie miał zbytnio jak odmówić. Na początku, bardzo mu się to nie podobało. Jednak szybko się to zmieniło.
Anas nie wiedział, że Angus już dawno wyszedł z kibla. Obserwował przyjaciela i jego rozmówcę z bezpiecznej odległości. Podejdzie, jak zajdzie potrzeba, czyli jak Anas zacznie panikować. Musiał przecież nawiązywać kontakty. Po to głównie, go tu przytachali siłą.
Białowłosy chciał wiedzieć z kim rozmawia, dlatego wyciągnął dłonie ku rozmówcy. Chciał dotknąć jego ubrania, by poznać styl jegomościa. Dotknąć dłonie. Z nich można naprawdę sporo wyczytać. Miał nadzieję, że Jonathan mu na to pozwoli.
Powrót do góry Go down
Jonathan White

Jonathan White


Liczba postów : 7
Join date : 11/11/2014

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptySro Lis 12, 2014 9:21 pm

Wystarczyły zwykłe (albo i nie...) blizny, by Jonathan się nim zainteresował. Rzadko ktoś przykuwał jego uwagę na tyle, by sam z siebie chciał porozmawiać, by dowiedzieć się czegoś więcej o rozmówcy. Być może to dziwna słabość do osób, po których widać, że wiele przeżyli w przeszłości. Mimo że ta wiedza do niczego mu się nie przyda, to chciał wiedzieć z powodu zwykłej, ludzkiej ciekawości. Znów się zamyślił, analizując jego wygląd, ale gdy ten wspomniał coś o imieniu, otrząsnął się.
- A! No tak... - zaśmiał się krótko, co i tak powiewało nutką arogancji. - Jonathan White. A ty, kolego? - nałożył nacisk na ostatnie słowo, wypowiadając je z lekką pogardą. Właśnie wypił piwo do połowy, na które chwilowo zerknął.
- Może cię to zdziwić, ale domyśliłem się... - odmruknął. Choć nie widział konkretnie, kto z nim był, już zdążył poczuć na sobie dwa wwiercające się w niego spojrzenia, mimo że się porządnie nie rozejrzał. Ba, miał wrażenie nawet, że wgapia się w niego o wiele więcej osób. Miał przeczucie, że chłopak miał niezłą eskortę. Może to jakaś ważna osoba państwowa, a po kątach w klubie zostali rozmieszczeni tajniacy? Na tę śmieszną myśl się uśmiechnął. Świadomość, że był obserwowany nie przeszkadzała mu w nawiązywaniu z nim kontaktu.
- Chcesz się napić? - spytał, chcąc zaproponować mu piwo. Nie oglądał się za siebie, ani nic, więc nie wiedział, jaka mogłaby być na to reakcja jego "ochrony, ale być może trochę alkoholu chłopaka bardziej rozluźni. Na pijanego nie wyglądał, więc nawet jeśli wcześniej pił, to i teraz może mu się nic nie stanie.
Zaraz potem zauważył, jak chłopak wyciąga w jego stronę ręce i zaczyna go badać. Najpierw złapał go za jego czarną, zwykłą, rozpinaną bluzę. Jego styl nie był... Powalający, po prostu wygodny. Jonathan przyglądał się oczywiście dłoniom i temu, gdzie one wędrowały. Był dziki, jeśli chodzi o kontakty fizyczne, ale nie miał nic przeciwko. Podsunął dłoń w jego stronę, by i ją mógł zbadać.
- Czuję, jak się twoi znajomi patrzą. Chyba muszę wyglądać na podejrzanego typa. - zaśmiał się pod nosem.
Powrót do góry Go down
Anas

Anas


Liczba postów : 21
Join date : 18/10/2014
Skąd : Japonia

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptySro Lis 12, 2014 10:44 pm

Słuchał z uwagą tego, co mówił Jonathan. Kojarzył nazwisko, ale tylko to. Nic więcej.
-Ja jestem Anas Mazhar.-przedstawił się, uśmiechając się delikatnie.-Nie przepadam za takimi miejscami, ale jak już mnie tu zaciągnęli, to przyszedłem-zakręcił kosmyk włosów na palec. Wyglądał teraz tak niewinnie. Bluza, chłopak miał bluzę, więc pewnie ubierał się bardziej na sportowo czyli nieformalnie. Tak przynajmniej sądził Anas. Nie robił tego w jakiś zdrożny sposób. Po prostu dotykał małymi dłońmi ubranie. Chciał poznać jego fakturę. Bawełna czy coś sztucznego? Dłoń chłopaka. Duża i ciepła. Wodził opuszkami palców po skórze. Jonathan mógł poczuć, jak delikatną skórę na palcach ma Anas. Zupełnie jak kobieta. Musiało to dziwnie wyglądać, kiedy tak dotykał, najpierw ubrania rozmówcy, a potem jego dłoni. Jak już dowiedział się, co chciał wiedzieć. Zabrał dłonie.
Na słowa o tym, że są obserwowani zrobił się czerwony na policzkach-Ach! Na pewno nie! Po prostu się o mnie martwią, to wszystko.- znowu się uśmiechnął.
Czemu zaraz dziki? Nie lubił tego, czy wręcz przeciwnie? Podniecało go to?
Powrót do góry Go down
Jonathan White

Jonathan White


Liczba postów : 7
Join date : 11/11/2014

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyCzw Lis 13, 2014 5:50 pm

Gdyby Anas nie przykuł jego wagi, z pewnością nie zapamiętałby jego imienia. A tak to... Też nie zapamięta, ale przynajmniej będzie się starać, by coś z niego kojarzyć. Anas Mazhar brzmiało mniej więcej jak Allah Akbar. Może zapamiętanie tego nie będzie aż takie trudne, jakie zawsze bywało.
- Cóż... Tak samo ja nie przepadam za takimi miejscami. - powiedział nieco znudzony, dopijając piwo do końca. Jednakże odpowiedzi na to, dlaczego się tutaj znalazł, nie znał dokładniej. Prawdopodobnie był to akt desperacji, do której by się nie przyznał, w szukaniu znajomych, nowych kontaktów, niecodziennych wrażeń, bla bla bla... A żeby zaczął tu tańczyć, musiałby wypić kilka porządnych piw.
Zwrócił uwagę na delikatność skóry chłopaka. Skrycie mógłby to nawet podziwiać. Jednak kontaktach fizycznych czuł się nieco nieswojo, można to uznać za nieśmiałość, cokolwiek. To nie tak, że tego nie lubił, ale może zacznijmy od tego, że nie wziął tego na tle erotycznym...
Uniósł brew, gdy chłopak zrobił się czerwony na twarzy. Anas miał bladą cerę, więc rumieńce były dość widoczne. Uśmiechnął się sarkastycznie.
- Prawdziwi kumple, huh? - skomentował z niesmakiem. Oj, czyżby wewnętrzna zazdrość o to, że jakiś ślepak ma więcej kumpli niż on? - Chcesz piwa? - powtórzył pytanie, gdyż wcześniej nie uzyskał odpowiedzi. Barmana na pewien czas się uspokoił, gdy zauważył, że ten nie miał złych zamiarów wobec Anasa. Poprosił o napełnienie swojego kufla oraz o kolejnego dla swojego nowego kolegi. - W końcu jak się masz dzisiaj bawić... - dodał tylko, żeby zachęcić do picia nowo poznanego znajomego. Potem wziął pierwszego łyka kolejnego piwa i zaczął nowy temat:
- Na jakim profilu jesteś? - obstawiał niewiele opcji, ale nawet osoba niewidoma miała na pewno w czym wybierać.
Powrót do góry Go down
Anas

Anas


Liczba postów : 21
Join date : 18/10/2014
Skąd : Japonia

Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon EmptyWto Lis 25, 2014 2:52 am

-Czasami po prostu przesadzają.-podrapał się po policzku. Czuł się troszkę niezręcznie. Chłopaki chcieli go pilnować, ale teraz faktycznie wyglądało to bardzo dziwnie. Przysłuchiwał się rozmówcy. Po głosie chciał poznać, jakim typem może być ta osoba. W myślach, oczyma wyobraźni, wyobrażał sobie jak może wyglądać, dlatego sięgnął do niego rękami. Chciał poznać go na swój sposób.
Jak tylko jego ręce znalazły się na twarzy rozmówcy zaczął opuszkami palców wodzi, po jego twarzy. Badał każdy kawałek. Robił to jednak bardzo delikatnie. Dotykał policzków, czoła i nosa. Robił to tak, jakby obchodził się z porcelanową lalką. Mimo, że na pewno jego rozmówca taki nie był. Sprawdzał czy skóra osobnika jest delikatna czy szorstka. Anas miał bardzo ciepłe, acz małe dłonie. Oczy skierowane były wprost na rozmówcę. Ważne, by Jonathan nie czuł się dziwnie, kiedy to puste oczy skierowane były wprost na niego.
Jak już "zbadał" swojego rozmówcę, chciał zabrać ręce, ale twarz chłopaka była, trudno określić, ale nie chciał szybko zabierać rąk.
-Niby mam się bawić, ale taniec to nie dla mnie.-dalej trzymał dłonie na twarzy rozmówcyNie chcę rozmawiać o szkole, proszę.-w jego głosie była jaka nutka smutku. Widać, naprawdę nie lubił rozprawiać o szkole.

//przepraszam za zwłokę, ale z licencjatem wojuję
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Blue Dragon Empty
PisanieTemat: Re: Blue Dragon   Blue Dragon Empty

Powrót do góry Go down
 
Blue Dragon
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Yaoi Gakuen :: Londyn :: Gastronomia oraz kluby :: ∎ Kluby-
Skocz do: